120. OBLUBIENICA CZRNOKSIĘŻNIKA #1 ~ Kore Yamazaki
Tytuł PL: Oblubienica czarnoksiężnika
Tytuł JP: 魔法使いの嫁
[Mahou Tsukai no Yome]
Autor: Kore Yamazaki
Wydawca JP: Mag Garden
Wydawca PL: Studio JG
Ilość stron: 178
Data wydania JP: 2013
Data wydania PL: 2015 (marzec)
Chise Hatori to
pozbawiona rodziny, ciężko doświadczona przez los piętnastolatka. Pewnego dnia
zostaje kupiona na aukcji przez nieśmiertelnego czarnoksiężnika-mizantropa,
który zamierza uczynić z niej swoją uczennicę oraz... żonę. Nieruchoma do tej
pory wskazówka w zegarze życia Chise zaczyna powoli odliczać jej ostatnie
godziny...
Od
czasu kiedy poznałam Harry’ego Pottera bardzo polubiłam tematykę
czarodziejstwa. Czasem coś oglądałam, czytałam czy nawet pisałam o
czarownicach, magach i czarnoksiężnikach, ale nigdy nie spotkałam się z tym w
mandze. Przynajmniej nie w takim wymiarze, gdzie wyczuwa się tę samą atmosferę
co w Atramentowej
Trylogii Cornelii Funke, czy już wcześniej wspomnianym Harrym Potterze.
Ponownie baśnie i legendy stają się prawdą.
Gdy
teraz myślę o swoim podejściu do Oblubienicy czarnoksiężnika, to mam
ochotę postawić się w kącie za nietaktowne zachowanie. Fakt, tytuł mnie ciekawił,
ale myślałam, że będzie to kolejna japońska fantazja z czarami w tle. Inaczej
mówiąc podejrzewałam, iż czarnoksięstwo nie będzie osnute tym „mhrocznym”
klimatem tylko będzie tu coś podobnego do Krainy Kucyków Pony z
rogaczem-zboczeńcem w roli głównej. Czasem sama boję się tego, co tworzy się w
mojej głowie... Jestem bardzo zadowolona, że ten tytuł okazał się być zupełnie
inny od tej, jakże nieszczęsnej, wizji. Chociaż nad rogaczem to bym się jeszcze
zastanowiła.
Świat
Eliasa (rogacz) i Chise całkowicie mnie pochłoną. Wszędzie znajdowały się stworzonka,
które znamy z legend, wierzeń czy jeszcze innych źródeł tego typu. Ale zostały
one ukazane w sposób lekko hiperbolizowany. Ich cechy zostały odrobinę
podkreślone. Wróżki, które kazały nazywać się „Sąsiadeczkami”, są uroczymi
stworzonkami, lecz potrafią uprzykrzyć człowiekowi życie. Osobiście tak właśnie
postrzegałam wróżki – jako małe psotnisie. W Oblubienicy czarnoksiężnika
stały się straszniejsze, ponieważ potrafią omamić radosną wizją swojej
Wróżkowej Krainy. Taki przerażający psikus, że nagle w niewyjaśnionych okolicznościach znikaszt ty, albo ktoś z Twojej rodziny. Podobne wrażenie odniosłam względem smoków. Tutejsze są
bardziej odważne – nie lękają się niczego, nawet śmierci. To takie niuanse, ale
to właśnie one sprawiły, że zakochałam się w tej opowieści.
Inną
sprawą jest fabuła. Ta sprawiła, że kompletnie zadurzyłam się w Oblubienicy.
Jest ona niezwykle klimatyczna. Z początku myślałam, że akcja jest umieszczona
dwa wieki temu, kiedy „hokus-pokus” było modne. Nagle postaci zaczynają porównywać
magię do... komputerów. To rozwiało moje wątpliwości, co do czasu akcji. Ogółem
wszystko jest prowadzone tak, że czytelnik ani chwili nie odczuwa nudy. Płynnie
jesteśmy wdrażani w prawa jakimi posługuje się świat magii i czarodziejstwa.
Bardzo spodobała mi się też to, że przeszłość Chise nie jest wałkowana w każdym
rozdziale, przez większość stron. Wspominki są, ale tylko te najważniejsze,
które mają wpływ na daną sytuację.
„Całe życie czułam się niechciana, niekochana. Dopóki on nie przyjął mnie pod swój dach. Może mnie traktować jak zabawkę. Może mnie wyrzucić, kiedy mu się już znudzę. Nie mam nic przeciwko. Bo powiedział, że jesteśmy rodziną...”
Zdecydowanie
Oblubienica
czarnoksiężnika przyniosła mi wiele niespodzianek. Największe jednak
zaskoczenie sprawiła mi postać samego Eliasa. Mogłoby się wydawać, że Chise
staje się po części niewolnicą Eliasa, znanego też jako Cierniowy Mang. W końcu
każdy od jakiegoś czasu powtarzał, że jest wyjątkowa. Czy gdyby taka nie była
Czarnoksiężnik okazałby aż takie zainteresowanie? Elias jednak potraktował ją
jak nowego członka rodziny – zapewnił jej miejsce, które mogłaby nazwać domem, a
tego nigdy nie miała. Dodatkowo dał jej wybór. Jeżeli nie chce stać się jego
uczennicą nie musi tego robić. Dziewczyna nie daje Eliasowi jasnej odpowiedzi,
ale jest mu skrycie wdzięczna za to, że ma dom. A wszystko nie przez to, że
jest jakimś Dziecięciem Nocy. On po prostu traktował ją jak osobę, a nie jak
drogi przedmiot.
Chise
również nie jest przewidywalną postacią. Na razie jest błądzącym w mgle
dzieckiem, ale widać, że świat, jaki może poznać, ją fascynuje. Nawet jeżeli
się do tego nie przyznaje otwarcie.
Pod
względem artystycznym jest troszkę gorzej. Przynajmniej dla mnie. Nie jest to
kreska, która mnie urzekła, ale chyba jest przeklęta. Coś mnie do niej
przyciąga. Myślę, że są to cieniowania, które są wykonywane „piórkiem”, a nie
za pomocą rastrów. Wśród rastrów natomiast nie ma wielkiego urozmaicenia, jeden
jaśniejszy, jeden ciemniejszy i czasem pojawi się gradient. Cała reszta jest
rysowana. I to chyba jest magia ilustracji w Oblubienicy. Wszystko wydaje się
spójne i prawdziwe, a nie po prostu „wklejone”.
„Moje plemię porzuciło nieboskłon i skazało się na życie pod nim. Ty, niczym ptak, którego imię nosisz szybuj pod tym bezkresnym błękitem. Szybuj, aby przeżyć.”
Po
przeczytaniu pierwszego tomiku od razu chciałam sięgnąć po kolejny tomik. Jeżeli
trafi się taka okazja, to na pewno to zrobię, ponieważ czytając Oblubienicę
czarnoksiężnika odczuwam to samo, co przy czytaniu Ao no Exorcist. Łaknę
coraz więcej z każdą przeczytaną stroniczką. Ostatnio zauważyłam, że nie każdy
tytuł, choć może być dobry, zadowala moje potrzeby czytelnicze. W dodatku
wydanie Studia JG jest bardzo porządne, a to jeszcze bardziej zachęca do
dalszego zbierania. Ale mogę szczerze powiedzieć, że nawet jeżeli wydanie
byłoby złe, to kupowałabym ten tytuł. Jak widać zakochać się można nie raz, czy
dwa. A ta zasada szczególnie dotyczy moich podbojów wśród mang. :3
Ocena fabuły: 10/10
(arcydzieło)
Ocena postaci: 10/10
(arcydzieło)
Ocena „kreski”: 9/10
(wybitna)
OCENA OGÓLNA: 29/30 (97%
- najlepsze z najlepszych)
Skojarzyło mi się z Piękną i Bestią :o Chcę przeczytać!
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ta manga ciekawi, ale jeszcze się na nią nie zdecydowałam. Chociaż po tylu pozytywnych słowach pewnie kupię ją przy najbliższej okazji. ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam dwa pierwsze tomy, wydanie jest piękne, Studio nauczyło się wreszcie czyścić krzaki. Za odwołanie do Atramentowj Trylogii masz wielkiego plusa. Trochę mnie dziwią tak wysokie oceny tej mangi, dla mnie w drugim tomie robi się bardzo sztampowa, jednak z pewnością dobrą stroną jest to, że autorka trzyma się konsekwentnie jednego systemu wierzeń o jednej kultury, do tego klimat, wrózki takie przerażające z wyglądu, czaszka zamiast głowy, cuda panie, jak ładnie!
OdpowiedzUsuńTytuł do którego przekonać się można, dopiero po przeczytaniu. Obecnie zbiera bardzo dobre opinie w swoim rodzinnym kraju.
OdpowiedzUsuń"Oblubienica" jest chyba największym tegorocznym zaskoczeniem dla mnie. Nie znałam tej mangi, więc nie nastawiałam się na coś ponadprzeciętnego, a jednak. Tak jak napisałaś, manga jest niezwykle klimatyczna, a cała ta otoczka magii i świata zamieszkanego przez ciekawe i zróżnicowane stworzenia sprawia, że ciężko się od niej oderwać. Jedynie kreska nie do końca mi odpowiada: stworzonka, tła i widoki są świetne, ale twarze postaci (tych ludzkich) wybitnie przeciętne i bez wyrazu.
OdpowiedzUsuńNa początku postanowiłam sobie, że nie ma opcji bym to kupiła, ale coraz więcej osób pisze pozytywne rzeczy na temat tej mangi i zaczynam się przełamywać.
OdpowiedzUsuńW sumie ten tytuł bardzo mnie kusi, ale może kiedyś w przyszłości, jak już będzie więcej tomów narysowanych na przykład C:
OdpowiedzUsuń