103. TOKYO GHOUL #1 ~ Sui Ishida
Tytuł PL: Tokyo Ghoul
Tytuł JP: 東京喰種
[Toukyou Kushu]
Autor: Sui Ishida
Wydawca JP: Shueisha
Wydawca PL: Waneko
Ilość stron: 224
Data wydania JP: 2011
Data wydania PL: 2015 (kwiecień)
Tokyo przestaje być bezpiecznym
miejscem dla ludzi. Liczba tajemniczych morderstw wzrasta, a policja nie może z
tym nic robić. Jedynym logicznym wyjaśnieniem staje się istnienie ghuli –
stworzeń żerujących na ludzkiej padlinie. Ken Kaneki jest studentem literatury
na pierwszym roku. Wraz z przyjacielem odwiedzają kawiarnię, w której młody
student poznaje piękną dziewczynę. Okazuje się, że tak jak on, ona lubi książki
i postanawiają umówić się na wspólne wyjście do księgarni. Wtedy jeszcze Kaneki
nie wiedział kim tak naprawdę jest piękna nieznajoma i ile ta znajomość wprowadzi
zmian w jego dotychczasowym życiu.
Gdy myślę o Tokyo Ghoulu w głowie
pojawia mi się hasło: tytuł kontrowersyjny. Bo jakby nie patrzeć, mięso (ujmijmy to w ten sposób) lata tam od
lewej do prawej, z góry na dół i po przekątnej. I chociaż szata graficzna jest
bogata w takiego rodzaju festiwale to sama historia skrywa w sobie pewne
prawdy, które na pierwszy rzut oka nie są takie znów płytkie. Oczywiście ja
jestem po obu sezonach anime, ale prócz wyglądu postaci chyba wyrzuciłam całość
z głowy. Kto oglądał ten wie czemu tak postąpiłam, oraz ten kto czytał moje
wczesne wpisy również jest świadom, że mangę stawiam dużo wyżej nad animację.
Dlatego też uważam, że również Tokyo Ghoul wypada o wiele korzystniej
jako manga.
Po pierwsze – historia wydaje się
bardziej pełna. Każdy szczegół jest przemyślany i ma swoje miejsce. Weźmy na
ten przykład pojawiający się tytuł książki. Oczywiście jest on wymyślony na
potrzeby mangi, ale „Jajko czarnej kozy”, z tego co opowiadają postaci, jest
bardzo adekwatne do sytuacji, która przytrafiła się Kanekiemu. Nie ma co
ukrywać, bowiem wiele z Was wie, co takiego spotyka Kanekiego. Chłopak staje
się po części ghulem. Przez cały pierwszy tomik poznajemy wraz z bohaterem okrutny
świat w jakim muszą żyć te stworzenia. Jak się okazuje później nie jest on aż
tak okrutny jak to opisują ludzie. I znów zapala mi się lampka z napisem „Kontowersja”.
W świecie Sui Ishidy najwyżej w
łańcuchu pokarmowym stoi właśnie ghul – piekielnie silne, za zdolnościami
regenerującymi stworzenie, żywiące się ludzkim mięsem. Dodatkowo mogą one żyć
tuż obok swojej zwierzyny. Ludzie, podobnie jak w Ataku Tytanów, próbują
walczyć z czyhającym na ich życia niebezpieczeństwem, za pomocą sił
specjalnych. Ale w tym tomiku wszystko skupia się wokół tragedii Kanekiego,
dlatego nie ma zbyt wiele informacji na temat BSG (w anime CCG lub „gołębie”; siły specjalne od spraw ghuli).
Po drugie – można chwilę pomyśleć. Czytając
pierwszy tomik można zadawać sobie wiele pytań – np.: kim tak naprawdę jest
człowiek?; albo układać stwierdzenia typu: Ghule od urodzenia musiały żyć w cieniu
i strachu, bo przez to kim są mogą stracić życie. Wiem, że wygląda to tak
jakbym wyciągała to wszystko na siłę z tej mangi, ale wierzcie mi, ja tak
myślałam. Chcę też zaznaczyć, że nie można stwierdzić do końca gdzie jest
dobra, a gdzie jest zła strona. Na początku jednoczymy się z ludźmi – ghule to
zło, ale poznając ich świat zaczynamy więcej rozumieć i widzimy, że nie każdy z
nich pragnął takiego życia – człowiek to zło, które ich nie rozumie. I nagle w
pewnym momencie dochodzi to konfrontacji tych dwóch stwierdzeń, co tworzy
pustkę w głowie czytelnika. No cóż, chyba za bardzo się wczułam...
Po trzecie – Kaneki nie jest wku...
bardzo denerwującą, książkową wersją dziecka neo. W anime było dla mnie katorgą
słuchać o jego zmieniającym się życiu. W mandze zostało to opisane, jak w
dobrej książce, którą z chęcią przeczytałabym (Waneko, jak komiksy to może LNy?). Tak oto Kaneki stał się jedną z
postaci, których darzę sympatią. Jednak z tych osób, jakie pojawiły się w
pierwszym tomiku TG, najbardziej lubię Touke. Chociaż jest ghoulem to pracuje
wśród ludzi i stara się żyć jak normalna dziewczyna. Chyba po prostu lubię
postaci kobiece, które nie są dziamdziami i potrafią sobie poradzić. Zdecydowanie
lubię również przyjaciela Kanekiego – Hida. Taka pocieszna duszyczka i „mamusia”
w jednym. Pojawia się również Nishiki – starszy kolega naszych studentów (Hide
również studiuje) z lekką obsesją na punkcie hierarchii, który jest ghulem;
szef kawiarni Anteiku – również ghul oraz Rize – dziewczyna w której zadurzył
się Kaneki, ghul. Myślę, że Tokyo Ghoul posiada bardzo ciekawe
postacie oraz są one bardzo złożonymi personami. Da się wyczuć, że każda z nich
przeszła w życiu ciężkie chwile. To niesamowite, że kilka kresek składających
się na obrazek i wyobraźnia potrafią stworzyć iluzję żywych osób.
Przejdźmy teraz do kreski. Stali
bywalcy na moim blogu pewnie teraz zdziwią się tym co napiszę, ale wierzcie mi,
nikt mnie nie podmienił! Uwaga. Kreska w Tokyo Ghoul bardzo mi się podoba. Chociaż
czasami perspektywicznie kształty ludzkiej sylwetki wygląda przekomicznie to jest
coś w tych kadrach, co sprawia, że wgapiam się w nie przez dłuższą chwilę. Poza
tym uwielbiam obwolutę i wszystkie kolorowe obrazki autora. Nie będę z tego
robić wielkiej tajemnicy, więc podzielę się z Wami, że w moich zbiorach
posiadam mini artbook z Tokyo Ghoula – Zakki. To chyba
wystarczy aby potwierdzić moje zakochanie w kolorowych grafikach. :D Co do
środka komiksu to na pewno oko zawiesza się na chwilę na rozrysowaniu scen
walki. W pamięć na pewno zapadł mi moment kiedy to Touka powstrzymała
Nishikiego. Duże „wow” wymsknęło się z moich ust. I chyba właśnie dynamika
zamknięta w poszczególnych kadrach mnie urzekła. Mam nadzieję, że z tomiku na
tomik będzie co raz lepiej i będę mogła ocenić kreskę Sui Ishidy jako
arcydzieło.
Kiedy Waneko ogłosiło, że będzie
wydawać Tokyo Ghoul byłam bardzo zdziwiona. Myślałam, że ten tytuł
trafi w ręce JPF’u, ponieważ był to jeden z tytułów potencjalnej nowości.
Cieszę się, że udało się szybciej wydać tytuł w Polsce za pośrednictwem Waneko.
Myślę, że nie zawiodłam się wydaniem, ani też tłumaczeniem. Wszystko czytało
się bardzo dobrze, no chociaż zastanawiam się czy nie powinno się pisać „ghoul”
zamiast „ghul”. Z początku myślałam, że to może literówka, ale ten wyraz przewija
się przez cały komiks w takiej spolszczonej wersji, dlatego sama postanowiłam,
że w recenzji również będę pisać „ghul”. To co najbardziej mnie zabolało w
polskim wydaniu to brak kolorowych stroniczek w środku. Szczególnie tych z „kolorowymi”
grafikami jak z okładki (gdzieś tu
fruwają dookoła). Ale i tak nie ma co wiele narzekać, ponieważ Waneko
odwaliło kawał dobrej roboty. Mogłabym cały dzień macać ten tomik oprawiony w
matową obwolutę. x3
Podsumowując. Liczę na to, że manga
będzie dużo lepsza od anime, które momentami było nudnawe. Również chciałabym
mieć takie niespodzianki jak z Kanekim – dzięki wersji papierowej poznałam na
nowo tę postać, a przez to zaczęłam darzyć go jako taką sympatią. Ale
największym zaskoczeniem dla mnie była moja własna reakcja na rysunki autora.
Nie spodziewałam się, że zadziałają na mnie – osobę, która kocha urocze shoujo
oraz dokładność. Ile jeszcze niezapowiedzianych wrażeń przyniesie mi Tokyo
Ghoul. O tym przekonam się w już w tym miesiącu, po premierze drugiego
tomiku. A ile Wam niespodzianek zgotował Tokyo Ghoul?
„Żaden ze mnie bohater. Jestem zwykłym studentem. Lubię czytać książki. Jeśli jednak ktoś napisałby powieść na podstawie moich doświadczeń z pewnością byłaby to tragedia.” ~Kaneki Ken
Ocena fabuły: 10/10 (arcydzieło)
Ocena postaci: 9/10 (rewelacyjne)
Ocena „kreski”: 9/10 (rewelacyjna)
OCENA OGÓLNA: 28/30 (93% -
najlepsze z najlepszych)
Przepraszam, że tak późno, ale
miałam trochę bieganiny w moim miasteczku. To tu to tam i tak to się wszystko
poprzesuwało... Właśnie siadam już do pisania kolejnej recenzji na jutro i może
uda się napisać jeszcze na dzień kolejny. :P Także ten. Mam nadzieję, że miło
się czytało i zapraszam na kolejne publikacje. :D
Plan, którym się obecnie posługuję:
Wt – recenzja
Śr – mini recenzja
Czw – recenzja
Pt – zmiennie (suprajsy i takie tam. :3)
Sob – mini recenzja
Zastanawiam się, czy obejrzeć anime na podstawie tej historii...
OdpowiedzUsuńMyślisz, że warto? :)
Cóż. Kiedy jeszcze nie wiedziałam, że manga ma wyjść w polsce oglądałam pierwszą serię i nawet mi się podobała - głównie ze względu na kreskę. Coś w tym anime było i przykuło moją uwagę na tyle, że było jedynym (prócz taśniemców) które na tamtą chwilę oglądałam. Jeżeli jednak masz jak to radzę ci poczekac i poczytać mangę. Już po pierwszym tomie czuję różnicę w odbiorze - w anime główny bohater mnie momentami wkurzał, jednak były to momenty nie z pierwszego tomu mangi, ale wiem, że po mandze mam lepsze nastawienie do jego osoby niż po samym anime. Drugi sezon został skopany, ponieważ tam gdzie miało się coś dziać po prsotu to zdychało na miejscu śmiercią natychmiastową.
UsuńKrócej mówiąc polecam mangę. Ale możesz spróbować z kilkoma odcinkami. Przynajmniej pierwszymi.
Wiele razy zastanawiałam się czy kupić TG... i postanowiłam łyknąć całą serię w skanlacjach przed oceną całości, bo generalnie tytuły, które mi się podobają kupuję niezależnie od tego czy je już znam w całości. Niestety - nie jest to tytuł dla mnie - za każdym razem, kiedy myślałam, że ten tytuł jest fajny i filozoficzny pojawiały się sceny walki i tłuczenia się nawzajem, a koniec końców przyćmiły dla mnie wszelkie próby skłaniania do refleksji.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o "ghoula" jest to słowo angielskie, a my w Polsce absolutnie używamy zapisu "ghul" i to on jest poprawny :)
No to tak ja ogólnie fanką tytułu nie jestem, bynajmniej nie dlatego, że nie lubię gorę, bo gore momentami nawet mi się podoba, tylko po prostu sama tematyka tego tytułu mi nie podeszła, więc mangi kupować nie planuję.
OdpowiedzUsuńMangowa wersja Tokyo Ghoul zdecydowanie jest warta uwagi, jednak wciąż się nieco waham nad jej zakupem. Całość przeczytałam już po angielsku, więc wiem, że mi się spodoba, a mimo to wciąż mam chwile zwątpienia. Może po kupieniu pierwszego tomu w końcu zdecyduję się na resztę. A tak w ogóle, to świetnie Ci wyszła ta recenzja. :D
OdpowiedzUsuń