136. Mój drogi bracie... ~ Riyoko Ikeda



 
Tytuł PL: Mój drogi bracie...
Tytuł JP: おにいさまへ[Oniisama e...]
Autor: Riyoko Ikeda
Wydawca JP: Shueisha
Wydawca PL: J.P.Fantastica
Ilość stron: 464
Data wydania JP: 1975
Data wydania PL: 2014 (maj)


Szesnastoletnia Nanako Misonoo zaczyna naukę w prestiżowym liceum żeńskim. Ku swemu ogromnemu zdziwieniu, dostaje się do elitarnego szkolnego stowarzyszenia Sorority. Wkrótce Nanako zostaje uwikłana w panujące w szkole skomplikowane relacje pomiędzy niektórymi uczennicami. Gdy na jaw wychodzą kolejne sekrety poszczególnych dziewcząt, Nanako musi zmierzyć się z zupełnie nowymi dla siebie problemami, takimi jak miłość lesbijska, kazirodztwo czy skłonności samobójcze.
Swoje perypetie dziewczyna opisuje w listach skierowanych do poznanego niegdyś studenta, którego nazywa swym "braciszkiem". Nie zdaje sobie jednak sprawy, że tak naprawdę łączy ich coś więcej...

Bycie nastolatkiem nie jest takie proste jakby to mogło się wydawać. Po prawdzie jest to najpiękniejszy czas w całym życiu, ponieważ już jesteśmy traktowani jak dorośli, jednak mamy całkowite prawo zachowywać się jeszcze jak dzieci. Czasem jednak zdarza się, że nad życiem nastolatka pojawia się ciemna chmura, która zwiastuje niekiedy destrukcyjne wydarzenia. Podobnie było z Nanako Misonoo – szesnastolatką, która przeszła po szkolnym dnie piekła.

Z początku poznajemy Nanoko jako gimnazjalistkę. Dziewczyna jest lekko rozmarzoną osobą, a na jej drodze pojawił się, ktoś komu chciała powierzyć swoje myśli i sekrety. W ostatni dzień szkoły postanowiła powiedzieć tej osobie, co leżało jej na sercu i w ten sposób zyskała swojego ukochanego starszego braciszka... Nowe rodzeństwo postanawiło do siebie pisywać listy. Nie długo później Nanako została jedną z uczennic prestiżowego żeńskiego liceum Seiran. Wszystko zapowiadało się świetnie. Pierwszego dnia poznała wiele ciekawych i pięknych osobistości, ale niestety wtedy jeszcze nie wiedziała, jakie przykrości czekały ją nawet ze strony najbliższych przyjaciół. W ciągu jednego roku Nanako poznała smak miłości, cierpienia i rozpaczy.

Przyznam wam się do jednego – bardzo ciężko pisze mi się tę recenzję. Zaczęłam ją pisać jakiś czas temu, ale nie mogłam jej w ogóle skończyć. Co zaczęłam kolejny akapit to stawało na tym, że kończyłam go zupełnie na czymś innym. Wiele razy zastanawiałam się jak ugryźć to potężne tomisko, jednak moje przemyślenia kończyły się na tym samym – „toż to spojler, jakich mało!!”, myślałam. I po prostu zaczęłam zastanawiać co sprawia, że mam aż taki problem z napisaniem tych kilkuset słów.
Po pierwsze – w Mój drogi bracie... zamkniętych jest dużo uczuć. Z początku radość – nowa szkoła, nowe życie w całkiem przyjemnym z pozoru miejscu. Później zagubienie – wszystko się komplikuje, w szkole panują zasady do których Nanako nie jest przyzwyczajona. Tu dziewczęta, aby mieć dobrą „posadę” w szkolnej drabinie społecznej są w stanie zrobić wszystko, co też zwiastuje pojawienie się uczucia niezrozumienia i poniżenia. W pewnym momencie pojawia się też wcześniej wspomniana miłość. Nanako zaczyna odkrywać siebie na nowo, nie rozumie dlaczego inne dziewczęta przysparzają jej tyle cierpienia. Jedyną rzeczą, którą ją troszkę uszczęśliwia to widok ukochanej.
I pojawił się kolejny punkt, który świadczy o moim umysłowym „zaplątaniu”. Mój drogi bracie... ma etykietkę shoujo-ai. Nie jest to taki GL z jakimi miałam już do czynienia, a było aż dwa takie tytuły (Kwiat i Gwiazda oraz Girl Friends). Miłość jaką tutaj przedstawiono nie jest różowa niczym drzewko kwitnącej wiśni. Nanako spotyka się przypadkowo z panną Saint-Just, a ta robi na świeżo upieczonej licealistce zbyt dobre wrażenie. Przez chwilę jest pięknie i kolorowo, ponieważ nowe otoczenie jest jakby kartą z baśni. Podczas, kiedy jesteśmy zaabsorbowani innymi wątkami, panna Saint-Just pojawia się przez kilka stroniczek, ale później znów znika. Nanako uświadamia sobie swoje uczucia dopiero wtedy, gdy sięgnęła dna. Co raz częściej udaje jej się widywać z ukochaną, jednak nie wie czy powinna dać upust swoim emocjom, czy też powinna w zaciszu swojego pokoju cierpieć przez niespełnioną miłość. I tu musze przyznać, że całościowo wątek shoujo-ai mi się spodobał. To co opisałam to wierzchołek góry lodowej. Mój drogi bracie... ma bardzo skomplikowane drzewko relacji między bohaterkami – stąd też w opisie „miłość lesbijska, kazirodztwo czy skłonności samobójcze”.
Punkt trzeci mojego zakłopotania ujęłam po części zdanie wcześniej. Zdecydowanie są tu bardzo skomplikowane relacje. Lecz o tym jak bardzo dowiemy się dopiero po przeczytaniu minimum połowy tomiszcza. I powiedzcie mi jak tu napisać o bohaterach coś ciekawego, kiedy to, co najciekawsze jest na końcu? Wyznaję zasadę, że nie spojleruję innym, ponieważ sama nie znoszę kiedy ktoś mówi mi o czymś, co ma mieć wpływ na odbiór książki, czy też mangi. Dlatego przepraszam Was wszystkich, ale o postaciach za dużo się nie rozpisuję. Uwierzcie mi na słowo, jest to najlepsza część komiksu. Każdy z bohaterów ma swoją własną niepowtarzalną osobowość. Każdy został w jakiś sposób dotknięty przez życie – to ciężka choroba, depresja, nieszczęśliwa lub zakazana miłość, czy odrzucenie najbliższych. Nie da się nie zżyć z tymi postaciami. Razem z nimi cierpimy bądź się cieszymy. Jeżeli tak jest w każdym z tytułów owianej legendarną sławą Riyoko Ikedy to tylko więcej takich tomiszczy!

Zaraz po postaciach, które naprawdę są wykreowane znakomicie, znajduje się fabuła oraz „dialogowość”. Mówiąc „dialogowość” chcę zaznaczyć, że w dużej mierze, stroniczki są zalane tekstem. Po udziale na kilku „panelach” z panem Tłumaczem, jako tako znam jego podejście do sporej ilości tekstu. Chociaż może Mój drogi bracie... nie może równać się z „Kajcioo” czy OP, to i tak było tu dużo roboty. Opłaciło się, ponieważ mangę czyta się bardzo płynnie. Są chwile kiedy jest bardziej lub mniej poważnie, a to jest odbite w „chmurkach”. Dodatkowo, jako osoba lubiąca czytać książki, przeczytałam kawałek dobrego tekstu. Fabuła natomiast jest tutaj czymś, przynajmniej dla mnie, nikłym. Być może za mocno opisałam moje odczucie, ale postaci oraz przyjemność samej czynności czytania zabrały chwałę fabule. Dosłownie nie wyczuwam jej, prócz jednego słabego impulsu – momentu kiedy Nanako pisze do „braciszka”. Cała reszta jest reakcją na poplątane relacje bohaterek.

Kiedyś, już nawet nie pamiętam dokładnie kiedy, wspominałam, że starsza „kreska” to nie moja bajka. Dalej to podtrzymuję, ponieważ moje mangowe ja wychowało się na bardziej współczesnej linii. Oceniać coś, co uznaje się za mangowe dzieła sztuki, jest naprawdę bardzo trudne, ponieważ moje „widzimisię” ma tu mało do powiedzenia. Dlatego podejdę do artystycznej strony Mój drogi bracie... jako osoba znająca się po części (tej mniejszej) na sztuce. Definitywnie autorka jest podziwiana za swoją lekkość a jednocześnie szczegółowość. Jej postaci są jakby wyciągnięte z innego wszechświata – wydłużenie postury, miliony „gwiazdek” w oczach, czy stosunek oczu do nosa czy ust. Jednak wszystkie te dziwne zniekształcenia zachwycają swoim niepowtarzalnym pięknem. Rastrów również nie ma za wiele, lecz za to są ręcznie wykonane „ozdobniki” ilustracji. To tyle z „profesjonalnego” opisu. Kto lubi, to polubi. Kto nie lubi to nie będzie lubił. A kto ma serduszko dla sztuki ten uszanuje. I ja jestem tym trzecim typem. Moje odczucie estetyczne prawie się nie odzywa, ponieważ mam bardzo duży szacunek do samej autorki i jej pracy. Jest kilka rzeczy, które mnie oczarowało – np. rysowane, „sioodziowe” bąbelki, czy inne takie drobiazgi, ale patrząc na postaci nie potrafię odnaleźć jakichkolwiek emocji. Oczywiście w sobie, bo ich ekspresja jest mocna. Czasem nawet za bardzo. Jednak jest jedna rzecz o której musze powiedzieć – wygląd niektórych bohaterek. Pierwsze wrażenie było mniej więcej takie: „To to jest dziewczyna?!”. Cóż, myślałam, że kwestia zatarcia granicy między płciami pojawiła się maksymalnie 20 lat temu. Oto dowód, że było to już trochę wcześniej. Przynajmniej graficznie.

Jak Mega Manga to i Mega Recenzja. Ciężko opisać się na kilkaset słów o tomie, który zawiera prawie 500 stron. Niestety tysiąc się przekroczy i to o dość dużo. Na pewno Mój drogi bracie... nie zapomnę za szybko. (Szczególnie dlatego, że recenzję pisałam ponad tydzień!) Manga mi się spodobała, nie porwała mnie jak Klan Poe (nie wyrwała serca i go nie zdeptała), jednak dobrze mi się ją czytało i miło będę ją wspominać. To co najbardziej podoba mi się w tym tytule to postacie i ich role. Naprawdę wczułam się w ich sytuacje. Bez wyjątków. Lecz to z czego najbardziej się cieszę, to fakt, że mogłam poznać się na Riyoko Ikedzie. Może to zabrzmi banalnie jak na sam koniec, ale liczę na więcej tytułów od tej autorki. :)

Ocena fabuły: 7/10 (bardzo dobra – chociaż przyćmiona przez osobowości postaci to wszystko wynika logicznie z poznawanych faktów i jest spójne, reszta to moje upodobanie. :P)
Ocena postaci: 10/10 (arcydzieło)
Ocena „kreski”: 9/10 (wybitna – wyzwanie pod tytułem: oceń Giotta di Bondone...)
OCENA OGÓLNA: 26/30 (87% - świetne)

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu JPF!


Komentarze

  1. Nie ma jak wstawiać recenzję o pierwszej w nocy :P (ja ostatnio do czwartej w nocy siedzę, ale cicho xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Don't ask... Po prostu już spać nie mogłam przez to, że tyle to pisałam. XD

      Usuń
  2. Mam cichą nadzieję, że Róża Wersalu też zostanie wydana :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam cichą nadzieję, o więcej Riyoko. :D Aż do nieba jak na razie nie spotkałam więc nie mam jak się zapoznać i raczej nie stanie się to nigdy - no chyba, że jakieś używane mangi gdzieś znajdę, ale śmiem w to wątpić. :')

      Usuń
  3. Ach, doskonale rozumiem problemy przy recenzji - sama miałam problemy, by uporządkować sobie myśli po lekturze :P Bo niby mi się podobało, ale było to doświadczenie... osobliwe. Mimo to, fajnie przeczytać coś tak starego, od tak uznanej autorki :)

    Btw, nie polecam Aż do Nieba. Znaczy, seria super, tylko wydanie, jakie jest obecnie dostępnie dostąpnie woła o pomstę aż do nieba (:P). No chyba, że ktoś jest ciekawy jak wygląda najgorzej wydana manga w kraju. Inni niech czekają, na wersję poprawioną, obiecywaną od lat.
    Mam za to nadzieję, że już niedługo na rynku ujrzymy Różę Wersalu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się uda reedycja "starocia", a Róża chętnie widziana. :D Chociaż nie czytałam, ale jak tyle osób sobie chwali to aż żal nie wspierać. :3 A ostatnio coś po głowie mi chodzi Orpheus no Mado. XD

      Usuń
  4. Po pani Moto Hagio zaprzyjaźniłam się na dobre ze "starą kreską", więc zawsze przychylnym okiem spoglądam na starsze tytuły, ale tutaj niestety tematyka mi nie odpowiada, więc zakup odpuściłam. T.T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kresce Moto się zakochałam tak jak w niektórych kreskach współczesnych. Niby Ikeda jest trochę podobna do Moto, ale nie czuję tego samego względem niej. Jednak bardzo szanuję jej dzieła, ponieważ odwaliła kawał dobrej roboty. Co do tematyki, to mogłoby się zdawać iż to tytuł nie dla mnie, ale ciekawiła mnie twórczość Ikedy, dlatego pokusiłam się na "Mój drogi bracie..." :3

      Usuń
  5. Jestem dość ciekawa tej mangi. Co do kreski, też wolę tę bardziej współczesną, ale czego się nie robi dla niektórych mang (dla mnie przykładem na to jest "KomaHoshi", które, zwłaszcza na początku, miało naprawdę kiepską kreskę)? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo dziwne uczucie. Bo z jednej strony podoba mi się ta kreska, ale z drugiej nie... dlatego myślę, że to ze względu na to iż po prostu podziwiam "dzieła sztuki". :3

      Usuń

Prześlij komentarz