160. POWÓZ LORDA BRADLEYA ~ Hiroaki Samura
Tytuł PL: Powóz lorda Bradleya
Tytuł JP: ブラッドハーレーの馬車 [Buraddohaaree no
Basha]
Autor: Hiroaki Samura
Wydawca JP: Ohta Publishing
Wydawca PL: Waneko
Ilość stron: 218
Data wydania JP: 2008
Data wydania PL: 2015 (październik)
Młode dziewczyny,
mieszkające w rozrzuconych po kraju sierocińcach, mają jedno wspólne marzenie:
wsiąść do powozu, jadącego na zamek Lorda Bradeleya i dołączyć do jego sławnej
trupy aktorskiej. Tylko niewielka część z nich zostaje wybrana, lecz te, które
zmuszone są przełknąć gorycz porażki, nie wiedzą nawet, jak strasznego losu
uniknęły...
Przygotujcie się na
jedną z najbardziej poruszających mang w historii, wobec której nie można
przejść obojętnie, i która z pewnością na zawsze pozostanie w Waszej pamięci...
Czy tego chcecie, czy nie.
Chyba
każdy miał w swoim życiu sytuację, że przez dobrą reklamę, polecany obiekt stał
się nagle bardzo intrygujący i atrakcyjny. Bez tego raczej nie zwrócilibyście
na niego większej uwagi. Ja taką sytuację miałam z Powozem lorda Bradleya –
tytułem, który aż do Magnificonu, był dla mnie obojętny. Po wydarzeniu, a
dokładniej po pogadance Waneko, tytuł nagle stał się czymś, co niesamowicie
mnie zaciekawiło. Przez to sobie powiedziałam, że muszę przekonać się na własnej
skórze, czy był to tylko naciągany chwyt reklamowy, czy też wiarygodna opinia.
Przyznaję
się, przez chwilę zapomniałam o tym tytule. Ale jak zaczęła zbliżać się
premiera jednotomówki, moja ciekawość powróciła. Czasem uważam, że taka
dociekliwość jest utrapieniem, ale czasem mogę tylko jej dziękować, ponieważ bez
tego nie poznałabym wielu rzeczy. Powóz lorda Bradleya jest jedną z
tych mang, które wzbudziły we mnie uczucia ze sobą sprzeczne. Bardzo ciężko
jest mi zdefiniować dokładnie to co czuję – czy jestem zadowolona z lektury,
czy też nie powinnam tak się czuć. Jednego jestem pewna. Manga wzbudziła we
mnie wątpliwości, a to jest dla mnie swojego rodzaju nowość.
Akcja
mangi dzieje się na przełomie XIX i XX wieku w kraju, który nie jest bliżej
określony jednak można podejrzewać, że autor wzorował się na przedwojennej
Wielkiej Brytanii. Tę myśl podsuwają przede wszystkim nazwy miejscowości czy
imiona, ponieważ cała reszta równie dobrze mogłaby być scenerią innego kraju
zachodnio-europejskiego. W każdym razie manga nie wybiega poza podane czasy,
wszystko jest ładnie zgrane oraz tworzy piękne tło scenograficzne.
Sama
historia dotyczy dziewcząt, wychowujących się w sierocińcach oraz marzących o
dostaniu się do sławetnej trupy lorda Bradleya. Co roku z każdego sierocińca w
kraju zostaje wybrana jedna dziewczyna. Do grupy teatralno-operowej dołącza
tylko kilka z nich. Tym, którym się nie udało przypada inna, bardziej okrutna
rola – są obiektami projektu znanego jako „Święto Paschy”. Aby opisać czym jest
owe „Święto” pozwolę sobie przepisać cytat z mangi: „Plan ma na celu usunięciu frustracji
seksualnej więźniów z wyrokami dożywotnimi oraz spowodowanej nią chęci
destrukcji.”.
Po
przeczytaniu tego zdania myślę, że po części odczujecie mój dyskomfort (bo jak inaczej mogę nazwać to uczucie?).
Fabuła tej mangi nie jest usiana różami. Nie jest utopią. Nie jest światem, gdzie
ludzie zwalczają dobrem, zło. Tutaj pierwiastki tego, co dobre są natychmiastowo
stłumiane przez śmieci dziewcząt, okrutne postępowanie, obdzieranie z marzeń.
Aż się ciśnie na usta stwierdzenie, że tutaj jest przedstawiony świat
rzeczywisty, bez żadnych upiększających i bardziej wyniosłych heroicznych
czynów. Ja tego tak, na szczęście, nie traktuję. Dla mnie jest to fikcja, która
działa na nas poprzez wywołanie odrazy, obrzydzenia oraz pobudzenie naszej
moralnej oceny. Jestem jednocześnie wstrząśnięta opowiadaną historią oraz
zafascynowana sposobem w jaki autor działa w komiksie. I to jest genialne, choć
chore.
Nie
będę zbytnio wnikać w treść Powozu lorda Bradleya, bo ta jest
niezwykle bogata, a lepszy efekt będzie jeżeli sami odkryjecie dalsze zawiłości.
Ten akapit poświęcę na kompozycję. Jak wiadomo manga Hiroakiego Samury należy do
serii Jednotomówek Waneko. Zdecydowanie jest to tytuł, który odłącza się od
reszty już wydanych tomików i jest to trzeci komiks, który sprawił, że
doceniłam jednotomowe mangi. Ciężko jest znaleźć historię, która miałaby
świetną fabułę, a mieściła się w zakresie jednej książeczki.
Być
może to, co teraz napiszę wyda się zbytnio wyolbrzymione, ale Powóz
lorda Bradleya jest dziełem kompletnym. Nie ma tu frustrujących niedopowiedzeń,
sprawiających, że chciałoby się sięgnąć po drugi nieistniejący tomik. Głównie
jest to spowodowane podziałem rozdziałów, bowiem każdy z nich opowiada inną
historię. W dodatku mamy wspólny element – Święto Paschy i los dziewcząt –
pokazany z różnych perspektyw – osób z zewnątrz, więźniów, strażników oraz
samych ofiar. Chociaż chciałoby się odłożyć tomik i już do niego nie wracać,
nadal się go czyta.
Całość
jest ubrana w „klamrę”. W ostatnim rozdziale pojawia się, starsza o kilka lat
od momentu poznania, przyjaciółka „pierwszej” ofiary. Jest to jedno z połączeń
między rozdziałami. O ile dobrze pamiętam, znajduje się jeszcze jedno połączenie,
jednak zasada „innego narratora” nadal między nimi obowiązuje.
Myślę,
że kompozycyjnie manga również jest atrakcyjna oraz dodaje klimatu całości.
Do
takiego odbioru Powozu lorda Bradleya przyczyniają się też ilustracje. Postaci,
jak i tła, są mocno realistyczne. Na to składają się m.in.: „szkicowe” kreski,
które dodają dodatkowej głębi oraz wspomagają światłocień, ręcznie oddawane
faktury, np. parkietów czy mebli, oraz lekkie niedoskonałości, jednak nie są to
błędy w proporcjach. Po prostu w rysunkach Hiroakiego Samury jest coś z
niechlujstwa, które zdaje się niszczyć warsztat mangaki, ale nie wpływa ono negatywnie
na przypatrywanie się ilustracjom. Osobiście spodobał mi się sposób rysowania
autora, więc nie mam za bardzo do czego się w tej kwestii przyczepić.
Powóz
lorda Bradleya wywołał w mojej głowie wiele
sprzecznych emocji, które wpływają na ocenę. W dodatku zrobił to na wszystkich
ocenianych przeze mnie płaszczyznach, czyli fabule, postaciach, kresce. Myślę,
że wielu z Was nie chce sięgać po ten tytuł. Ja to całkowicie rozumiem,
ponieważ trochę dziwnie by to było, gdybym polecała Wam tę mangę tuż obok, np. Ścieżek
Młodości. Jednak nie żałuję też, że mogłam przeczytać komiks Hiroakiego
Samury. Ba! Teraz nie wyobrażam sobie, żebym go nie przeczytała. Zawsze
męczyłaby mnie myśl z „reklamy” mówiąca, że niezależnie od tego czy chcemy, czy
też nie, tytuł pozostanie w naszej pamięci. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem
obiema rękami. Tyle, że ja na pewno nie chcę pozbyć się wspomnienia o tej
historii. Pokazała mi ona bowiem zupełnie inny wymiar mangi. Zbudziła we mnie
kontrowersję, wystawiła na próbę moją moralność, a z tym nie spotkałam się
jeszcze w żadnej mandze. Przynajmniej nie na takim poziomie.
Możliwe,
że Ci którzy odpuścili sobie przeczytanie moich wypocin zdziwią się z poniżej
wypisanych liczb, ale dając temu tytułowi niszowe oceny, za to, iż porusza
takie a nie inne kwestie byłoby zbrodnią. Wydaje mi się, że ta historia nie budziłaby
takiej sensacji, gdyby była zwykłą książką, nawet z bardzo dokładnymi opisami
tego, co dzieje się w „świątecznym” pokoju. Ale to może być tylko moje osobiste
odczucie, które w jakiś sposób chce bronić tego tytułu. Co tu wiele mówić. Powóz
lorda Bradleya powywracał wszystko w mojej głowie, tylko po to aby móc
jakoś zdefiniować moje uczucia po lekturze. Może i jest to chora opowieść,
jednak to nie zaprzecza temu, aby była genialna. A ja byłabym głupcem nie dostrzegając
tego.
Ocena fabuły: 10/10 (arcydzieło)
Ocena postaci: 10/10 (arcydzieło)
Ocena „kreski”: 10/10 (arcydzieło)
OCENA OGÓLNA: 30/30 (100%
- najlepsze z najlepszych)
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Waneko!
zaczęłam czytać mangę po angielsku.. i przerwałam po pierwszym rozdziale. mam mocny żołądek, ale to przerosło moje oczekiwania. rozbolała mnie macica, głowa i ogólnie wszystko: nie mogłam przebrnąć dalej. może kiedyś spróbuje się za to zabrać raz jeszcze, biorąc pod uwagę twoją wysoką ocenę, ale szczerze wątpię.
OdpowiedzUsuńNie będę Cię zmuszać, ani namawiać, bo całkowicie rozumiem twoje odczucia po pierwszym rozdziale. Widać w jakimś procencie jestem psychopatą, albo lekko psychiczną osobą, że dalej zaczytywałam się w "Powóz..." :P Jak kiedyś przeczytasz, to daj znać co myślisz o tym tytule. :D
UsuńTrochę niepokojący tytuł, ale jeśli wyzwala tyle emocji, to z chęcią bym przeczytała. Ta część mnie, która jest psychopatką (xD) lubi czasem sięgnąć po "chore" pozycje (choć i w tej kwestii preferuję książki).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tojikomerareta Tori
Hon no Mushi
Wydaje mi się, że książki takiego kalibru są traktowane w lżejszy sposób. Wizualizacja takiej opowieści robi swoje - staje się tytułem niezapomnianym. Może kiedyś nadarzy Ci się okazja do przeczytania "Powozu..." :)
UsuńNo nie wiem, dla mnie najwspanialsze jest jednak wyobrażanie sobie tego, co jest napisane. To jak magia. :) A fantazji mi nie brakuje! ^^
UsuńCóż, moje studia powiązane są ze sztuką i zabytkami, więc to chyba rozumie się samo przez się, że "obraz" jest dla mnie ważny. XDD
UsuńZaintrygowałaś mnie swoją recenzją. Wcześniej wiedziałam o istnieniu tego tytułu, ale nie przeczytałam opisu tej jednotomówki, więc do tej pory, praktycznie rzecz biorąc, nie miałam pojęcia o czym opowiada historia przedstawiona w Powozie Lorda Bradleya. Teraz, kiedy już wiem, mam wielką ochotę zapoznać się z tą mangą. I chyba dorzucę ją do swojego kolejnego mangowego zamówienia (o ile do tego czasu się nie rozmyślę). c:
OdpowiedzUsuńPo cichu liczę, że się nie rozmyślisz, ale rozumiem ten temat równie głęboko, jak i wahanie nad zakupem. W końcu tyle dobra wychodzi, że ciężko jest się na coś zdecydować!
UsuńDziękuję za zainteresowanie. To miłe słysząc, że moja recenzja przyczyniła się do "rozważenia nad zakupem". :D
Przejrzałam angielskie skanlacje i jednak zrezygnuję z zakupu. Czuję, że nie byłabym w stanie przebrnąć przez cały tomik, nawet jeśli historia w nim przedstawiona mnie intryguje. Drastyczność tej mangi, jak na chwilę obecną, zdecydowanie mnie przerasta. Może kiedyś sięgnę po tą mangę, ale na pewno nie w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Tak jak powiedziałam wcześniej nie będę namawiała do przeczytania, ponieważ na taką mangę trzeba być przygotowanym. ^^'
UsuńPrzeczytałam skany jak Waneko ogłosiło ten tytuł w prima aprilis, bo nie spodziewałam się, że to jednak nie będzie żart i byłam ciekawa co to. Muszę przyznać, że jest to mocna rzecz, bardzo zaskoczyła mnie ta manga, poruszana w niej tematyka oraz dosadny sposób przedstawienia. Niemniej jednak cieszę się, że wychodzą u nas tak różne tytuły i chętnie zamówiłam wydanie tomikowe.
OdpowiedzUsuńDobre stwierdzenie ta "mocna rzecz". Ja jestem za tym, aby było co raz więcej tytułów, które poruszają w podobny sposób.
UsuńPrzeczytałam recenzję i pochwalam, że tak jasno i płynnie ją napisałaś (wychodzi ci to coraz lepiej, gambare z przyszłymi! :D) Nie podlizując się już więcej, powiem, że raczej ominęłabym tę mangę i w ogóle nie zawracała sobie głowy recenzjami na jej temat, ale zdziwiło mnie że oceniłaś ją tak wysoko, więc przeczytałam i szoknęłam przed komputerem, bo okazuje się kolejną perełką którą powinnam zdobyć - zaraz po Srebrnym Trójkącie >< Jestem ciekawa czy wzburzy moją nadszarpniętą moralnością i czy wywoła jakieś skrajne emocje - mam nadzieję, że tak :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Takie słowa tylko motywują mnie do dalszego pisania! :3
UsuńJa też nie chciałam tykać się tego tytułu, jednak po konwencie, zaczęłam myśleć nad tym tytułem na poważnie.
Jakby nie wywołała jakichkolwiek to byłoby to niepokojące. XD
ciekawi mnie ta manga, zapowiada się interesująco! :D
OdpowiedzUsuńNo to sięgaj po nią jak tylko nadarzy się okazja :D
UsuńPrzez tą całą otoczkę jaka wytworzyła się wokół tej mangi mam wielką ochotę po nią sięgnąć. Oczywiście nie tylko to jest tego przyczyną, bo sama tematyka również bardzo mi "odpowiada" i z chęcią zapoznałabym się z tą historią. ^^
OdpowiedzUsuńTemat jest zdecydowanie ciężki. Wciąż trochę się waham, jednak kiedyś się chyba jeszcze zdecyduję na tę mangę, zwłaszcza że czytałam już fragment po angielsku, więc mniej więcej wiem, czego się spodziewać.
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam "Powóz..." i jest to mocna manga, jedna z najbardziej przygnębiających, jakie czytałam. Ale mam pytanie: o co chodzi w końcówce 6 rozdziału? Zabijają Irvinga, a ta Lila co? Przecież słyszała strzał! Czemu się uśmiecha? To ona go wydała?
OdpowiedzUsuńTak, ja jeszcze się nie mogę otrząsnąć...
UsuńBardzo fajnie pytanie! Otóż miała spotkać się z Irvingiem we wcześniej ustalonym miejscu. Jeśli słyszała wystrzał, to zapewne połączyła fakty. Irving się nie zjawił, bo go przyłapali. Teraz nie ma już strażnika, ani nikogo, kto mógłby przeszkodzić jej w samobójstwie.
Oczywiście myślę, że tę końcówkę możemy interpretować na kilka sposobów. Drugą wersją ode mnie jest bezpośrednie nawiązanie do tytułu rozdziału - "Save her Snowy Neck". Od kiedy Irvingowi zostało przydzielone zadanie protekcji nad Lilą ta chciała kila razy się zabić, a on ją od tego za każdym razem powstrzymywał. Co też jednocześnie ochraniał. Nawet teraz na koniec niby nie świadomie dał jej szalik, aby ochronić jej szyję przed mrozem. A końcówka tylko pokazuje, że dziewczyna właśnie tak sobie posklejała fakty i po prostu się lekko ironicznie uśmiechnęła. A że i tak zapewne czeka ją śmierć i nie ma dokąd pójść to nadal czeka w ustalonym miejscu.
Możliwe, że znajdzie się jeszcze kilka innych interpretacji, ale to są dwie pierwsze jakie przyszły mi na myśl. :D
Dziękuję za odpowiedź. ;) Ja, jak nie wiem, co się ostatecznie okazuje, wybieram najłagodniejszą wersję ;) A jeszcze w siódmym rozdziale: jak Marilla mówi, że nie mogła zostawić Bradleya,to o co jej chodziło? Czemu nie mogła? To na coś wspólnego z tymi kobietami na suficie, prawda?
UsuńNo musiałam się naszukać tego fragmentu, bo nie mogłam sobie przypomnieć gdzie on jest. XD No i znalazłam w ostatnim, ósmym rozdziale.
UsuńJeżeli podejrzewasz ją o to, że pomagała "ojcu" w jakiś dziwny, pokręcony sposób, to nie. Ostatecznie wiemy co zrobiła dla tych dziewcząt. Nie opuściła go, bo zobaczyła, że jednak ojciec nie jest "zimnym draniem" (choć tutaj można dać mu kilka innym barwnych epitetów). Cóż, jest to taki mały symbol, że dziewczęta ostatecznie trafiają do Pałacu/zamku Lorda. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie powiem, jest to dość ciężki fragment, bo za wiele nie wiemy co działo się w życiu Marilli, jednak nie sądzę aby popierała to co robił jej ojciec, w jakikolwiek sposób.
Nie wiem czy dokładnie odpowiedziałam na te pytania. Ale za dużo też nie jestem w stanie powiedzieć o tym fragmencie. Z tego co tu mamy takie są moje wnioski. :3
Przepraszam, byłam pewna, że to siódmy rozdział, a nie sprawdziłam, bo byłam w szkole :c Nie, nie, nie podejrzewam ją o to, w końcu to dzìęki niej zakończono święto paschy. Tak, myślę, że dokładnie odpowiedziałaś ;) Właśnie o to mi chodziło-czemu nie opuściła ojca, i dzięki tobie rozumiem :)
Usuń