149. [mini recenzja] EXITUS LETALIS #3 ~ KattLett
Tytuł PL: Exitus Letalis
Tytuł JP: ------
Autor: KattLett
Wydawca JP: ------
Wydawca PL: Kotori
Ilość stron: 186
Data wydania JP: ------
Data wydania PL: 2015 (sierpień)
Paryż – mekka artystów
i... marzenie Evy. Niespodziewanie KZU właśnie tam kieruje młodą psycholog i
jej „starych” znajomych z Niflheim. Niestety, nawracające wizje i omdlenia
utrudniają dziewczynie współpracę z zespołem. Sytuację dodatkowo komplikuje
pojawienie się doktora Delisha, byłego lekarza Daggersów. Mężczyzna okazuje się
bezcennym źródłem informacji, jednak stanowi również poważne zagrożenie. Mimo
to pobyt w Paryżu pozwala Evie wreszcie poznać wstrząsającą prawdę o Marii...
Przed
wami trzecia odsłona Exitusa. Jak widzicie nie potrafię odpuść tego tytułu – jest zbyt ciekawym eksperymentem. Już na samym początku muszę przyznać, że tomik sprawił,
iż byłam prawie zachwycona. Ale jednak, zawsze jest to „prawie”. W dzisiejszej
recenzji postaram się najlepiej jak umiem przytoczyć braki jakie pojawiają się
w tym tytule. Ale nie bójcie się nie wydaje mi się, że jest ich wiele.
Pierwszym
co mam do zarzucenia to, już kiedyś wspominany, bałagan. Jako przeciętny
czytelnik Exitusa nie gwałcę swoich tomików, tylko po prostu przeczytam
je raz, ewentualnie dwa razy aby sobie przypomnieć kim jest postać, która nagle
wyrosła jak spod ziemi. Nie chcę przez to powiedzieć, że kompletnie
bagatelizuję tę historię i że mi się nie podoba. Jest zupełnie na odwrót.
Główny temat, który ukryty jest pod wielką ilością fandomowo-fangirlowych gagów
rzeczywiście mnie intryguje. Ale jak mam podejść poważnie do tego, kiedy po raz
enty mam scenę „Dawid próbuje zaliczyć Evę” lub „Miłosne wzloty i upadki Ourella”? Rozumiem, taka jest postać – jego charakter i przypadłości, ale
zastanówmy się nad tym czy jest to konieczne. Przez takie „sielankowe” scenki
odbiegamy od wątku głównego, a mnie to po prostu rani, bo po cichutku kibicuje
Katt w jej działalności.
Jednakże.
Patrząc na to, co działo się w poprzednich częściach, a to co dostajemy w
trójce, to niebo a ziemia. Pod tym względem Exitus się rozkręcił, a
to mnie troszeczkę pociesza. Zostało tylko szybkie zmienianie toku
poszczególnych myśli. Czyli możemy powiedzieć, że wróciliśmy trochę do punktu
wyjścia, bo całą robotę z przeskakiwaniem ze sceny na scenę robią właśnie te
chwile, które spokojnie można by upchać jako rozdziały dodatkowe czy po prostu
trochę skrócić, jeżeli są istotną częścią historii.
Pora
na temat trochę bardziej przyjemny – kreskę. Tu mogę tylko przyklasnąć,
ponieważ widać poprawę. Od razu da się zauważyć, że Katt zaczęła, w krótszym
odcinku czasu, więcej rysować i widać tego efekty. Ale Aypa musi sobie
ponarzekać. Po pierwsze – nie zawsze proporcje są zachowane. Nie jest to bardzo
porażające, ale czasem któraś z postaci, w jakiś dziwny i magiczny sposób, się
wygnie, bądź jest jakoś inaczej pokiereszowana. Po drugie – tła. Nie mogę ich
przełknąć. Chociaż nie powiem, jest to ułatwienie oraz pomysł na to, aby dobrze
odwzorować rzeczywistość, lecz ja tego nie kupuję. Po trzecie – lekkie „niechlujstwo”.
To trochę kłóci się z moimi wzorami, jakie znam z mang. Po prostu uznajcie, że niepotrzebnie
się czepiam...
Nie
myślcie sobie, że jeszcze tan akapit zostawię! Pora na dobre strony. Jakbym
miała streścić moje myśli dotyczące stylu Katt to brzmiałyby one tak: „W tym
szaleństwie jest metoda”. Katt wykształciła już swoja własną manierę
artystyczną, przez co naprawdę podziwiam ją jako artystkę. Od razu da się
poznać od kogo pochodzi dany obrazek. Po prostu ma to „coś”, co stało się jej
wyróżnikiem, a to dla mnie jest dużo bardziej ważniejsze niż jakieś potknięcia,
o których wspomniałam wcześniej.
Mnóstwo
w tej recenzji ogólników, ale myślę, że o Exitusie nie mogłabym inaczej pisać.
Za bardzo śledzę go jako, jak widać, udany eksperyment. Chciałabym go chwalić
za wiele rzeczy, ale też widzę niedociągnięcia, które mnie od tego
powstrzymują. Największym minusem jest bark płynności. Jednak jeżeli nie da się
tego zrobić od strony scenariusza, to może warto zastanowić się nad zaznaczeniem
tego wizualnie w mocniejszy sposób? W końcu w historii, jak dla mnie, panuje
totalny chaos i bałagan. Jak ktoś woli określenie „artystyczny nieład” to w
porządku. Nie narzucam się. Jednak jeżeli mówicie czasem „Burek”, to macie
rzeczywiście na myśli psa o takim imieniu czy po prostu przypadkowego,
szczekającego czworonoga?
Ocena fabuły: 6/10 (dobra)
Ocena postaci: 7/10 (
bardzo dobre)
Ocena „kreski”: 7/10 (bardzo
dobra)
OCENA OGÓLNA: 20/30 (67%
- nieprzeciętny pomysł)
Podziękowania za egzemplarz recenzencki ślę do
wydawnictwa Kotori!
A ja właśnie ten tomik dostałam na urodziny :3
OdpowiedzUsuńCóż, EL to taki umilacz czasu. Wybitny nie jest, ale poczytać zawsze można.
A no można, można. Tylko chciałabym trochę więcej tego "poważniejszego" wątku...
UsuńTeż trudno mi było przełknąć te tła. Gdyby chociaż trochę mniej przypominały zdjęcia... "Sielankowych" scenek rzeczywiście było bardzo dużo, ale pomijając to, robi się coraz ciekawiej. ;)
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że w czwartym tomiku będzie trochę więcej tego "ciekawiej". xDD
UsuńTeż mam taką nadzieję. ;D
Usuń