209. [RECENZJA SPECJALNA] SHERLOCK: STUDIUM W RÓŻU ~ Steven Moffat x Mark Gatiss x Jay.
Tytuł PL: SHERLOCK: Studium w różu
Tytuł JP: SHERLOCK ピンク色の研究 [Pinku Iro no Kenkyuu]
Scenariusz: Steven Moffat, Mark Gatiss
Ilustracje: Jay.
Wydawca JP: Kadokawa
Wydawca PL: Studio JG
Ilość stron: 212
Rok wydania JP: 2013
Rok wydania PL: 2016 (październik)
Czy istnieje zbrodnia doskonała? Czy morderca może zatrzeć ślady i nigdy
nie zostać złapanym? Najsłynniejszy detektyw w historii literatury tym
razem zostanie przeniesiony do naszej współczesności, aby rozwiązywać
niemożliwe do rozwikłania przestępstwa. Jego genialny i nieco szalony
umysł, wspierany przez niezawodnego doktora Watsona i zaplecze osiągnięć
najnowszej technologii sprawią, że psychologiczna gra z mordercą stanie
się intrygująca bardziej niż kiedykolwiek. Jesteście gotowi na nowe
oblicze Sherlocka Holmesa?
Odkąd Kyou powiedziała mi, że koniecznie muszę pooglądać Sherlocka jestem nieustannie oczarowana tym serialem. Ba! Jest to mój ulubiony serial, do którego powracałam wielokrotnie i nadal zamierzam. Kiedy dowiedziałam się, że istnieje manga, stworzona na podstawie serialu, wiedziałam, że prędzej czy później nabędę owy tomik - i nie ważne, że mógłby być po japońsku, ja dialogi znam na pamięć. XD Na szczęście, bądź nie, nie udało mi się kupić japońskiej wersji (bo albo nie było na stanie, albo po prostu pieniążków brakowało) przed ogłoszeniem tytułu przez Studio JG.
Moja historia z Sherlockiem Holmesem zaczęła się kilka lat temu i wciąż trwa i trwać będzie. Książki pokochałam, jednak prawdziwą i wieczną miłością darzę serial. Uwspółcześnienie Sherlocka to po prostu idea doskonała i cieszę się, że komuś udało się na to wpaść. Obawiałam się trochę, że twórcom nie uda się oddać tego specyficznego klimatu, ale na szczęście udało im się sprostać oczekiwaniom. Podobne uczucia towarzyszyły mi, kiedy wzięłam do ręki mangę, na którą czekałam na równi z czwartym sezonem Sherlocka. W momencie, gdy przekroczyłam próg domu rzuciłam się na nią z nadzieją, że mnie nie zawiedzie. Pierwsze strony pokazały mi, że rysownik ściśle opierał się na pierwowzorze, jakim jest serial, jednak scenarzyści nie pozostali bierni i pojawiły się małe wstawki, których nigdzie indziej nie uświadczymy. Pozytywnie mnie to zaskoczyło, gdyż myślałam, że fabułę będę znać na wylot, jednak niektóre momenty zwaliły mnie z nóg i cieszę się, że się tu pojawiły. Sprawia to, że nie odniosłam wrażenia, że po raz kolejny wałkuję pierwszy odcinek, tylko poznaję tę samą historię - z trochę innej perspektywy.
Wbrew pozorom jest mi bardzo trudno pisać o Sherlocku, bowiem, gdy polecam komuś tę serię do obejrzenia, mówię "Oglądnij!". Tyle, nie ma gadania. Teraz do tego będę mówiła jeszcze "Przeczytaj!", ponieważ manga jest bardzo dobrze zrobiona, ale...
... z początku nie mogłam się przyzwyczaić. W pamięci mam wyraźnie rozrysowane kadry serialu, dlatego zobaczenie czegoś z odrobinę innej perspektywy sprawiało, że czułam się dziwnie, tak jakbym nie mogła poznać swojego Sherlocka. Jednak nie oceniam tego w negatywny sposób. Bardzo podoba mi się połączenie mangowego stylu kompozycji ze stylem serialowym. A to głupie uczucie po jakimś czasie zniknęło, ponieważ wszystkie wydarzenia z mangi pokrywały się niemal w 100% z tym, co można zobaczyć w odcinku. Tych kilku setnych procencika brakło poprzez dialogi, które czasem wydawały mi się odrobinę przekręcone. Najbardziej w pamięć zapadła mi scena, kiedy Molly proponuje kawę Sherlockowi. Oczywiście na myśli ma mini-randkę, ale w serialu nie mówi wprost do Sherlocka, że chce z nim wyjść po pracy. W mandze mamy czarno na białym napisane, że proponuje mu kawę właśnie po pracy. Trochę głupio wyszło, że Sherlock prosi ją o przyniesienie małej czarnej skoro podała czas spotkania - i fakt, nie jest zbyt bystry jeśli chodzi o panią Koronerkę, ale chodzi mi tu o ton tej sytuacji. Dlatego uważam, że podano tu o dwa słowa za dużo. Szczegół? Tak, ale czy jest to nadzwyczaj istotne? Dla takiego bzika jak ja, owszem. :P
Kto dziś nie słyszał o Cumberbatchu, odtwórcy głównej roli?! Początkowo uważałam, że wygląda jak brzydka mutacja łasicy, jednak koniec końców uznałam, że doskonale do tej roli pasuje. Współczesny Sherlock jest bardzo specyficzną osobistością, co można powiedzieć też o pierwowzorze z książek Doyle'a, jednak tutaj jest to dużo bardziej widoczne. Bardzo łatwo polubić naszego głównego bohatera, za niecodziennie podejście do życia i tego, że widząc to, czego nie dostrzega nikt inny jest równocześnie ślepy na kwestie oczywiste. To, jak traktuje ludzi i na lewo i prawo rzuca sarkastycznymi tekścikami sprawia, że nie da się go nie lubić. Odniosłam wrażenie, że jest to postać, którą trzeba się zaopiekować i nie pozwolić, by posunął się za daleko. I właśnie tutaj pojawia się John.
John Watson, czyli bohater, którego się lubi, acz nie wielbi tak mocno jak Sherlocka. Jest postacią dość przeciętną, choć jego przeszłość i problemy, z dostosowaniem się do życia codziennego sprawiają, że zwraca się na niego uwagę. W mandze zostały wyolbrzymione reakcje Johna na talenty Sherlocka, przez co jeszcze bardziej odbiera się go jako zwykłego pomagiera i kogoś, kto ślepo wpatruje się w postać niezwykłego detektywa. Choć dobrze się to czyta uważam, że ta hiperbolizacja to był błąd. Mam nadzieję, że w czwartym sezonie Sherlocka w końcu doceni się Johna Watsona i pokaże, że on sam też jest wart uwagi i niekoniecznie musi stać w cieniu Holmesa.
Postaci w SHERLOCKu są genialne. Po prostu ja ich wszystkich uwielbiam - od Sherlocka Holmesa po Andersona. Oczywiście Sherlock jest tu gwiazdą, która błyszczy najjaśniej. Ma swój własny świat, gdzie codzienność jest dla niego nudą, a niepokojące sprawy kryminalne sprawiają mu radość. Można powiedzieć, że lubi myśleć, ale tu chodzi o jego niesamowity poziom dedukcji, który niektórzy biorą za objawy wariactwa. Ale nie tylko my zachwycamy się umiejętnościami Sherlocka - ich wielbicielem jest też doktor John Watson.
Przepraszam za wyrażenie, ale nie potrafię się powstrzymać od powiedzenia, że John jest kochaną pierdołą, która spadła z nieba Sherlockowi. W tej części jesteśmy na tym samym stanowisku co właśnie John, dlatego osobiście dość mocno zżyłam się z tym bohaterem. Musze powiedzieć, że było to łatwe, bowiem poznajemy jego przeszłość - weteran wojenny - oraz problemy z jakimi musi się zmierzyć - dostosowanie się do zwykłego życia. Niestety nie jest mu dane zasmakować szarej codzienności. W końcu spotyka na swojej drodze miłującego się w zagadkach kryminalnych narkomana - Sherlocka Holmesa!
Przepraszam bardzo, ale dlaczego Sherlock Holmes tak podejrzanie się wykrzywia? Bo uśmiechem tego nazwać nie mogę. Chociaż przeraża mnie to, jak Jay. stworzyła rysunkowego Sherlocka nie mogę nie zgodzić się z tym, że doskonale został odwzorowany jego charakter. Ten tajemniczy, lekko przerażający uśmiech po prostu zwala z nóg. Inne postaci również zostały dobrze narysowane, choć nie są one w stu procentach podobne do tych z adaptacji. Niby to dobrze, ale równocześnie źle, gdyż psychicznie przyszykowałam się już na to, że Lestrade dalej będzie tym samym Lestradem, którego uwielbiam, a pani Hudson tą podstarzałą kobieciną, której nie da się nie lubić, za jej podejście do Sherlocka. Mimo to cechy charakteru są takie, jakie powinny, więc szybko przyzwyczaiłam się do tej drobnej zmiany i nawet zaczęła mi się podobać.
Pod względem rysowniczym myślę, że manga wypada bardzo dobrze. Podoba mi się to co widzę, chociaż są pewne elementy, które totalnie mnie rozbrajają. Pierwszym z nich są - jak sobie zanotowałam - śmieszkawe uśmieszki. Nie dość że wyglądają jak kąty proste o dość za długich ramionach, to jeszcze w zestawieniu z całością... rozwalają system. XD Kiedy zobaczyłam Mycrofta pod obwolutą myślałam, że wybuchnę przebrzydłym rechotem, ponieważ normalnego śmiechu nie dało się powstrzymać.
Drugą rzeczą jest podobieństwo do aktorów. Tak, jak Sherlock i (w 99%) John są podobni do odtwórców, tak postaci z niższych planów wyglądały, jak inne osoby. Podobne, z charakterystycznymi elementami, ale niestety wydali mi się obcy. Głównie mam tu na myśli Molly, sierżant Donovan, Andersona oraz nawet Lestrade'a. Nie uważam to jednak za błąd - bo może to był celowy zamiar, by postaci nie były kopiami aktorów, albo by nabrały własnych cech, jednak Sherlock stał się już kultową serią, dlatego aktorzy stali się dosłownie tymi, których grają.
Nikogo pewnie nie dziwi fakt, że Sherlocka będę wychwalać pod niebiosa, chociaż jest to praktycznie kopia tego, co dostajemy w serialu. Mimo to mnie samej to bardzo odpowiada, gdyż dzięki temu w każdym momencie będę mogła wrócić do moich ulubionych postaci i w ten sposób poprawić sobie humor. Gdy będzie brakowało czasu lub nie będzie dostępu do serialu Sherlock i John będą mogli dalej być ze mną i to wszędzie, gdzie tylko zapragnę. Pewne jest, że będę często do tej mangi wracać i uważam, że wydanie jej to jeden z lepszych pomysłów twórców, choć zapewne opierało się to raczej na chęci zarobienia większej ilości pieniędzy. Uszczęśliwiło mnie to jednak, więc nie zwracam uwagi na powód - liczy się tylko to, że ciągle z radością biorę Studium w różu do ręki i delektuję się tym, jakie to jest wspaniałe.
Chyba nie potrafię skrytykować dzieła, jakim jest serial Sherlock. Oglądałam go nie raz i nie dwa i mogę stwierdzić, że są odcinki bardziej lub mniej ciekawe, ale nigdy nie są nudne, czy głupie. Każdy z dziesięciu dotąd wyprodukowanych jest wspaniały. Studium w różu jest jednym z moich lubionych. Znam ten odcinek na pamięć, dlatego też przy czytaniu mangi słyszałam angielskie dialogi, a kiedy trzeba to nawet muzykę. Uważam, że klimat serialu został oddany w tej komiksowej adaptacji, a w połączeniu ze stylistyką mangową sprawił, że stało się czym bardzo niezwykłym w całej mojej kolekcji. Zdecydowanie jest to pozycja dla fanów Sherlocka, ale również dla tych, którzy jeszcze się z benedictowym Sherlockiem nie znają. Pewna jestem jednego - wszystkie tomy będą u mnie na półce, ponieważ w moim przypadku Sherlock to miłość na zawsze. <3
Ocena fabuły: 10/10
Ocena postaci: 10/10
Ocena kreski: 9/10
OCENA OGÓLNA: 29/30 (97%)
Ocena fabuły: 10/10
Ocena postaci: 10/10
Ocena kreski: 10/10
OCENA OGÓLNA: 30/30 (100%)
Moja historia z Sherlockiem Holmesem zaczęła się kilka lat temu i wciąż trwa i trwać będzie. Książki pokochałam, jednak prawdziwą i wieczną miłością darzę serial. Uwspółcześnienie Sherlocka to po prostu idea doskonała i cieszę się, że komuś udało się na to wpaść. Obawiałam się trochę, że twórcom nie uda się oddać tego specyficznego klimatu, ale na szczęście udało im się sprostać oczekiwaniom. Podobne uczucia towarzyszyły mi, kiedy wzięłam do ręki mangę, na którą czekałam na równi z czwartym sezonem Sherlocka. W momencie, gdy przekroczyłam próg domu rzuciłam się na nią z nadzieją, że mnie nie zawiedzie. Pierwsze strony pokazały mi, że rysownik ściśle opierał się na pierwowzorze, jakim jest serial, jednak scenarzyści nie pozostali bierni i pojawiły się małe wstawki, których nigdzie indziej nie uświadczymy. Pozytywnie mnie to zaskoczyło, gdyż myślałam, że fabułę będę znać na wylot, jednak niektóre momenty zwaliły mnie z nóg i cieszę się, że się tu pojawiły. Sprawia to, że nie odniosłam wrażenia, że po raz kolejny wałkuję pierwszy odcinek, tylko poznaję tę samą historię - z trochę innej perspektywy.
Wbrew pozorom jest mi bardzo trudno pisać o Sherlocku, bowiem, gdy polecam komuś tę serię do obejrzenia, mówię "Oglądnij!". Tyle, nie ma gadania. Teraz do tego będę mówiła jeszcze "Przeczytaj!", ponieważ manga jest bardzo dobrze zrobiona, ale...
... z początku nie mogłam się przyzwyczaić. W pamięci mam wyraźnie rozrysowane kadry serialu, dlatego zobaczenie czegoś z odrobinę innej perspektywy sprawiało, że czułam się dziwnie, tak jakbym nie mogła poznać swojego Sherlocka. Jednak nie oceniam tego w negatywny sposób. Bardzo podoba mi się połączenie mangowego stylu kompozycji ze stylem serialowym. A to głupie uczucie po jakimś czasie zniknęło, ponieważ wszystkie wydarzenia z mangi pokrywały się niemal w 100% z tym, co można zobaczyć w odcinku. Tych kilku setnych procencika brakło poprzez dialogi, które czasem wydawały mi się odrobinę przekręcone. Najbardziej w pamięć zapadła mi scena, kiedy Molly proponuje kawę Sherlockowi. Oczywiście na myśli ma mini-randkę, ale w serialu nie mówi wprost do Sherlocka, że chce z nim wyjść po pracy. W mandze mamy czarno na białym napisane, że proponuje mu kawę właśnie po pracy. Trochę głupio wyszło, że Sherlock prosi ją o przyniesienie małej czarnej skoro podała czas spotkania - i fakt, nie jest zbyt bystry jeśli chodzi o panią Koronerkę, ale chodzi mi tu o ton tej sytuacji. Dlatego uważam, że podano tu o dwa słowa za dużo. Szczegół? Tak, ale czy jest to nadzwyczaj istotne? Dla takiego bzika jak ja, owszem. :P
Kto dziś nie słyszał o Cumberbatchu, odtwórcy głównej roli?! Początkowo uważałam, że wygląda jak brzydka mutacja łasicy, jednak koniec końców uznałam, że doskonale do tej roli pasuje. Współczesny Sherlock jest bardzo specyficzną osobistością, co można powiedzieć też o pierwowzorze z książek Doyle'a, jednak tutaj jest to dużo bardziej widoczne. Bardzo łatwo polubić naszego głównego bohatera, za niecodziennie podejście do życia i tego, że widząc to, czego nie dostrzega nikt inny jest równocześnie ślepy na kwestie oczywiste. To, jak traktuje ludzi i na lewo i prawo rzuca sarkastycznymi tekścikami sprawia, że nie da się go nie lubić. Odniosłam wrażenie, że jest to postać, którą trzeba się zaopiekować i nie pozwolić, by posunął się za daleko. I właśnie tutaj pojawia się John.
John Watson, czyli bohater, którego się lubi, acz nie wielbi tak mocno jak Sherlocka. Jest postacią dość przeciętną, choć jego przeszłość i problemy, z dostosowaniem się do życia codziennego sprawiają, że zwraca się na niego uwagę. W mandze zostały wyolbrzymione reakcje Johna na talenty Sherlocka, przez co jeszcze bardziej odbiera się go jako zwykłego pomagiera i kogoś, kto ślepo wpatruje się w postać niezwykłego detektywa. Choć dobrze się to czyta uważam, że ta hiperbolizacja to był błąd. Mam nadzieję, że w czwartym sezonie Sherlocka w końcu doceni się Johna Watsona i pokaże, że on sam też jest wart uwagi i niekoniecznie musi stać w cieniu Holmesa.
Postaci w SHERLOCKu są genialne. Po prostu ja ich wszystkich uwielbiam - od Sherlocka Holmesa po Andersona. Oczywiście Sherlock jest tu gwiazdą, która błyszczy najjaśniej. Ma swój własny świat, gdzie codzienność jest dla niego nudą, a niepokojące sprawy kryminalne sprawiają mu radość. Można powiedzieć, że lubi myśleć, ale tu chodzi o jego niesamowity poziom dedukcji, który niektórzy biorą za objawy wariactwa. Ale nie tylko my zachwycamy się umiejętnościami Sherlocka - ich wielbicielem jest też doktor John Watson.
Przepraszam za wyrażenie, ale nie potrafię się powstrzymać od powiedzenia, że John jest kochaną pierdołą, która spadła z nieba Sherlockowi. W tej części jesteśmy na tym samym stanowisku co właśnie John, dlatego osobiście dość mocno zżyłam się z tym bohaterem. Musze powiedzieć, że było to łatwe, bowiem poznajemy jego przeszłość - weteran wojenny - oraz problemy z jakimi musi się zmierzyć - dostosowanie się do zwykłego życia. Niestety nie jest mu dane zasmakować szarej codzienności. W końcu spotyka na swojej drodze miłującego się w zagadkach kryminalnych narkomana - Sherlocka Holmesa!
Przepraszam bardzo, ale dlaczego Sherlock Holmes tak podejrzanie się wykrzywia? Bo uśmiechem tego nazwać nie mogę. Chociaż przeraża mnie to, jak Jay. stworzyła rysunkowego Sherlocka nie mogę nie zgodzić się z tym, że doskonale został odwzorowany jego charakter. Ten tajemniczy, lekko przerażający uśmiech po prostu zwala z nóg. Inne postaci również zostały dobrze narysowane, choć nie są one w stu procentach podobne do tych z adaptacji. Niby to dobrze, ale równocześnie źle, gdyż psychicznie przyszykowałam się już na to, że Lestrade dalej będzie tym samym Lestradem, którego uwielbiam, a pani Hudson tą podstarzałą kobieciną, której nie da się nie lubić, za jej podejście do Sherlocka. Mimo to cechy charakteru są takie, jakie powinny, więc szybko przyzwyczaiłam się do tej drobnej zmiany i nawet zaczęła mi się podobać.
Pod względem rysowniczym myślę, że manga wypada bardzo dobrze. Podoba mi się to co widzę, chociaż są pewne elementy, które totalnie mnie rozbrajają. Pierwszym z nich są - jak sobie zanotowałam - śmieszkawe uśmieszki. Nie dość że wyglądają jak kąty proste o dość za długich ramionach, to jeszcze w zestawieniu z całością... rozwalają system. XD Kiedy zobaczyłam Mycrofta pod obwolutą myślałam, że wybuchnę przebrzydłym rechotem, ponieważ normalnego śmiechu nie dało się powstrzymać.
Drugą rzeczą jest podobieństwo do aktorów. Tak, jak Sherlock i (w 99%) John są podobni do odtwórców, tak postaci z niższych planów wyglądały, jak inne osoby. Podobne, z charakterystycznymi elementami, ale niestety wydali mi się obcy. Głównie mam tu na myśli Molly, sierżant Donovan, Andersona oraz nawet Lestrade'a. Nie uważam to jednak za błąd - bo może to był celowy zamiar, by postaci nie były kopiami aktorów, albo by nabrały własnych cech, jednak Sherlock stał się już kultową serią, dlatego aktorzy stali się dosłownie tymi, których grają.
Nikogo pewnie nie dziwi fakt, że Sherlocka będę wychwalać pod niebiosa, chociaż jest to praktycznie kopia tego, co dostajemy w serialu. Mimo to mnie samej to bardzo odpowiada, gdyż dzięki temu w każdym momencie będę mogła wrócić do moich ulubionych postaci i w ten sposób poprawić sobie humor. Gdy będzie brakowało czasu lub nie będzie dostępu do serialu Sherlock i John będą mogli dalej być ze mną i to wszędzie, gdzie tylko zapragnę. Pewne jest, że będę często do tej mangi wracać i uważam, że wydanie jej to jeden z lepszych pomysłów twórców, choć zapewne opierało się to raczej na chęci zarobienia większej ilości pieniędzy. Uszczęśliwiło mnie to jednak, więc nie zwracam uwagi na powód - liczy się tylko to, że ciągle z radością biorę Studium w różu do ręki i delektuję się tym, jakie to jest wspaniałe.
Chyba nie potrafię skrytykować dzieła, jakim jest serial Sherlock. Oglądałam go nie raz i nie dwa i mogę stwierdzić, że są odcinki bardziej lub mniej ciekawe, ale nigdy nie są nudne, czy głupie. Każdy z dziesięciu dotąd wyprodukowanych jest wspaniały. Studium w różu jest jednym z moich lubionych. Znam ten odcinek na pamięć, dlatego też przy czytaniu mangi słyszałam angielskie dialogi, a kiedy trzeba to nawet muzykę. Uważam, że klimat serialu został oddany w tej komiksowej adaptacji, a w połączeniu ze stylistyką mangową sprawił, że stało się czym bardzo niezwykłym w całej mojej kolekcji. Zdecydowanie jest to pozycja dla fanów Sherlocka, ale również dla tych, którzy jeszcze się z benedictowym Sherlockiem nie znają. Pewna jestem jednego - wszystkie tomy będą u mnie na półce, ponieważ w moim przypadku Sherlock to miłość na zawsze. <3
Ocena fabuły: 10/10
Ocena postaci: 10/10
Ocena kreski: 9/10
OCENA OGÓLNA: 29/30 (97%)
Ocena fabuły: 10/10
Ocena postaci: 10/10
Ocena kreski: 10/10
OCENA OGÓLNA: 30/30 (100%)
to bardzo ważne pytanie - recenzjujesz komiksy amatorskich rysowników?
OdpowiedzUsuńNa blogu recenzuję to, co wychodzi na naszym co raz większym mangowym ryneczku. :D Ale miałam już sytuację, że ktoś do mnie pisał bym mu napisała dwa słówka. :3
UsuńOjej <3 Tak bardzo mnie kusicie do przeczytania Sherlocka!!! no i oczywiście robię re-watching wszystkich sezonów. Tydzień bez Cumberbatch'a jest tygodniem straconym :)
OdpowiedzUsuńTwój Sherlock już zamówiony, ale trzeba poczekać trochę zanim dotrze, ponieważ na stanie było mało lub nawet wcale. XD
UsuńNie dziwię się, że wszyscy się na niego rzucili. Jakby co to zawsze mogę ukraść Twojego :D
UsuńTo mi przypomniało, że nie dałam Dejmianowi kolejnego tomiku Bestii... ;_; Gomę!
UsuńJestem olbrzymią fanką serialu, więc kiedy tylko dowiedziałam się o mandze bardzo się ucieszyłam^^ Na pewno się w niego zaopatrzę :)
OdpowiedzUsuńYup. To jest must have :P
UsuńJay. a nie Joy. xD
OdpowiedzUsuńDziękuję, za spostrzeżenie :D Po prostu ślepa jestem XD
UsuńW serialu zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Te dialogi, unowocześnienie powieści, którą przeczytałam od deski do deski... Nawet udało mi się namówić pana od angielskiego, żeby nam to póścił w oryginale xD Ja o Sherlocku złego słowa nie mogę powiedzieć. Więc kiedy usłyszałam od mandze, strasznie się ucieszyłam. Jednak potem, jak to mam w mam w zwyczaju, chciałam zobaczyć, jak wygląda "od środka" i zaczęłam czytać skanlacje po angielsku. I, niestety, po kilku stronach stwierdziłam, że ja nie wytrzymam, że to nie dla mnie. Mimo najszerszych chęci kreska... mnie po prostu odstrasza. Może to głupie, ale skoro mówisz, że w niemal 100% pokrywa się z serialem, to ja wolę kilka razy powtórzyć odcinek (np. trzeci z pierwszego sezonu<3), niż się męczyć, próbując przetrwać do końca tomu. :D
OdpowiedzUsuńRozumiem. Cóż, z doświadczenia wiem, że o estetycznych upodobaniach ciężko się rozmawia. Ja jestem bardzo zadowolona z mangi, ponieważ jest to połączenie dwóch moich ukochanych rzeczy. Dlatego z dumą stoi sobie wśród innych tomików. Poza tym uważam to też za pewnego rodzaju atrybut fana - o ile można to tak nazwać. :D
UsuńOsz cholera, właśnie się zorientowałam, że napisałam "póścił" xDD
UsuńDla mnie to też połączenie dwóch ukochanych rzeczy (trochę się załamałam po dzisiejszych nowościach od Waneko, bo nie mogę się zdecydować co i czy w ogóle zbierać ;______; - jak ja marzę o Yonie w Polsce...), ale jednak nie mogę się przemóc, żeby ja kupić. Atrybut fana to z pewnością jest :D
Oj, błędy się zdarzają xD
UsuńNowości od Waneko też mnie dobiły, ponieważ Wilczycę bardzo bym chciała (sktualnie shoujo mode : on xDD) a drugi tytł też zapowiada się ciekawie...
Ja jakieś dwie godziny temu stwierdziłam: po co się tym przejmować? To dopiero styczeń! I postanowiłam siedzieć i czekać na recenzje, zobaczyć, jak to z pieniędzmi będzie i dopiero zdecydować xD
UsuńCo prawda, to prawda. XD Gorzej jak sie spodoba i bedzie się chciało zbierać do końca. :"""3
UsuńTa kreska trochę mnie przeraża. Jak wydawnictwo dało przykładowe strony, to się przestraszyłam. :"D
OdpowiedzUsuńA Sherlocka lubię, serialu co prawda nie oglądałam, ale kupiłam sobie niedawno wieeeeelgaśne wydanie wszystkich historii o Sherlocku i czytam sobie wieczorami. ^^
Te uśmieszki mnie po prostu rozwalały XDDDDDDDD
UsuńOBEJRZYJ!!!!!! <3
Też mam tę biblię, jednak na razie moje nadgarstki są zbyt słabe, by z tego czytać xDDDDD
Mysza nie lubi ani serialu, ani książek oryginalnych, ba, serialu wręcz nie cierpię, bo uważam, że uwłacza inteligencji widza XD To ja już sobie pójdę.
OdpowiedzUsuńAkurat ostatnio kupiłam, ale wciąż czeka na przeczytanie. Nie wątpię jednak, że będzie warto, w końcu to Sherlock, którego uwielbiam odkąd poleciła mi go przyjaciółka. ^^ Chociaż z tymi uśmieszkami zdecydowanie jest coś nie tak. xD
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tym tytule, ale po przeczytaniu Twojej recenzji mam ochotę poczytać tą mangę. ^^ Swoją drogą świetna recenzja! Gorąco Pozdrawiam Fejwsi. :D
OdpowiedzUsuń