60. DENGEKI DAISY ~ Kyousuke Motomi – TOMIK DRUGI


Tytuł: Dengeki Daisy
Tytuł alternatywny:  電撃デイジー [Dengeki deijī]
Autor: Kyousuke Motomi
Wydawca oryginalny: Shogakukan
Wydawca polski: Waneko
Ilość stron: 192
Data wydania: marzec 2012

Teru Kurebayashi – mało zamożna licealistka, niewolnica szkolnego ciecia, od niedawna bez dachu nad głową.
Tasuku Kurosaki – szkolny cieć, wypuszcza więcej dymu w ciągu doby niż komin w środku zimy, tajemniczy „Daisy” z komórki Teru.
Sekret komórki Teru jest nieznany dla nikogo, prócz zmarłego brata. Nawet tak wyśmienity haker jak „Daisy” nie potrafi rozwiązać zagadki urządzenia. Od incydentu z włamaniem dziewczyna jest zmuszona zatrzymać się u woźnego, jednak nie jest to łatwe. W sercu dziewczyny zaczyna tlić się uczucie do „utlenionego dziada”. Przez jakiś czas miała tylko Daisy’ego, który nadal jest dla Teru bardzo ważny, teraz jednak pojawiła się kolejna osoba sprawiająca, że czuje się bezpieczniej. Wspólne spędzanie czasu z cieciem może przyprawić ją o kilka guzów, ale też o szybsze bicie serca. Na horyzoncie zaczynają się pojawiać kolejne kłopoty.


Chyba łapią mnie jakieś wyrzuty z powodu niektórych mang i ich recenzji. Bo przecież to już tak dawno było kiedy pisałam dla Was recenzję pierwszego tomu, a przede mną jeszcze piętnaście. Pamiętam, jak Waneko ogłosiło tą serię i moje wahanie co do kupna tomików. Były to moje początki, dlatego bałam się w inwestycję w nieznany dla mnie tytuł. Tak było do wydania tomiku trzeciego. Kiedy otworzyłam się na Dengeki Daisy byłam bardzo zadowolona, a już niedługo później seria stała się jedną z moich ulubionych. To właśnie stało się po przeczytaniu tomiku drugiego. 


Fabularnie manga jest na razie wielką tajemnicą. Dosłownie, słowo „tajemnica” można dopisać do telefonu Teru, przeszłości Kutosakiego, pracy zmarłego brata Teru i tajemniczego zleceniodawcy Kiyoshiergo. Krócej mówiąc do wszystkiego co się tutaj rozwija. Chyba jedyną rzeczą nie będącą zagadką dla czytelnika jest tlące się uczucie pomiędzy Teru i Tasuku. W końcu jest to manga shoujo, więc trochę „romansów” musi się pojawiać. Jest to chyba jedna z tych „dziewczyńskich” mang, że prócz problemów bohaterki z jej miłością jest dobre tło – w tym wypadku w tematyce informatycznej. Są momenty rozmyślań Kurebayashi, ale nie odczuwa się ich tak jak w innych manga z tego gatunku. Drugi tomik ukazuje, że to co zaczyna się dziać, będzie miało o wiele większe znaczenie, nie tylko dla głównej postaci, ale też dla innych, pojawiających się prędzej czy później, osób. O dramaturgii już dość. Przecież Dengeki Daisy zawiera w sobie mnóstwo humoru. Moim z jednych ulubionych momentów jest ten, kiedy Kurosaki siedzi zamyślony i nie zwraca uwagi na żadne „nawoływania” Teru, dopóki dziewczyna nie zaczęła pokazywać swojego pępka. Można się zastanawiać, z tego co napisałam, co w tym zabawnego, jednak sposób, w jaki zostało to pokazane, jest mistrzowski. W mandze znajduje się wiele takich scen oraz innych docinek, ale nie będę wszystkiego wam zdradzać. 


Grono postaci zaczyna nam się powiększać. Pojawia się Riko – dziewczyna brata Teru oraz szkolna pani pedagog. Znana jest przede wszystkim ze swojego umiłowania do kieliszka, ale też z oddania przyjaciołom oraz swojego charakterku. Z początku dałam ponieść się „fantazjom” Teru i nie zbyt przepadałam za jej postacią, po wyjaśnieniu całej sytuacji moje nastawienie do Riko trochę się zmieniło, ale nie znów aż tak bardzo, aby uwielbiać tą postać jak parkę numer jeden. Poza nią nie pojawia się nikt nowy, jednak poznajemy nowe cechy pozostałych osób oraz fakty z życia Soichiro (w razie nieścisłości, jest to brat Teru).


Postanowiłam, że recenzje kolejnych tomików będą krótsze, ponieważ po co mam się powtarzać, jeżeli tomiki, prócz akcji, prawie nie zmieniają się. Jak będą jakieś zmiany to oczywiście o tym napiszę. To ułatwi mi troszeczkę pracę z tekstem i (mam nadzieje) pozwoli na ich większa ilość. Dlatego w tym akapicie będę kończyła recenzję tomiku drugiego.
Wydaje mi się, że obrazek na obwolucie w tomiku drugim jest odrobinę lepszy. Nie tylko ze względu Kurosakiego! Obrazek ma lepsze dobranie kolorów, a są one mocnej ze sobą zgrane. Oczy bohaterów nie odcinają się tak bardzo od reszty, a ich skóra nie jest pomarańczowa. Poza tym „rysunki” pani Motomi są łądne, a jej komediowe twarzyczki są rozwalające. Oczywiście do tego dochodzi trochę tekstów, które według mnie są dobre. Waneko postarało się o naprawdę dobry tytuł, którego na pewno pokochało wiele osób, ze mną włącznie. 


Ocena fabuły: 10/10

Ocena postaci: 10/10

Ocena „kreski”: 8/10

OCENA OGÓLNA: 9/10



Kilka pierwszych stroniczek:


Komentarze

  1. Słyszałam o tej mandze ogółem masę dobrych opinii, ale sama jakoś nie mogę się za nią zabrać. Nie wiem dlaczego ;/ Bardzo dobra recenzja i dobrze się ją czytało! Świetny blog <3
    Za każdy komentarz się odwdzięczam!
    http://otaku-okaeri.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Brakuje mi 2 tomów i mam komplecik manga jest naprawdę świetna <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam, choć nie wydaje się być w moim typie

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam całą, strasznie mi się podobała, w ogóle jestem wielką fanką Motomi i przeczytam wszystko, co tylko narysuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O ten tomik jeszcze czytałam, zatrzymałam się bodajże na 5 i nie ciągnie mnie by czytać dalej, co jest dowodem na to, że nie jest mi pisane shoujo, bo nawet tej dobrej (tak, uważam ją za całkiem niezłą) pozycji nie potrafię docenić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz