[mini recenzja] Jeden z dziesięciu - Gra w Króla #5
Tytuł: Gra w Króla
Autor: Nobuaki Kanazawa, Hitori Renda
Wydawca PL: JPF
Tłumaczenie: Michał Żmijewski
Ilość stron: 168
Rok wydania PL: 2017 (marzec)
Cena okładkowa: 25,20zł
UWAGA! Spojlery z tomów 1-4!! Pod koniec ocena CAŁEJ serii!
Czy uciekanie od obowiązków jest bardzo złe? Bo jeżeli tak, to powinni mnie zamknąć. Na uczelni. W bibliotece. Między regałem J a M. Niwelowanie roboty związanej z pisaniem pracy jest bardzo, ale to bardzo monotonne. Dlatego, kiedy czuję się jakbym odsiadywała wyrok przy tych wszystkich stosach książek, muszę udać się na kilku godzinne warunkowe. Dlatego póki mi czasu jeszcze starczy, przejdźmy do sformułowania mojej opinii na temat Gry w Króla.
Czy spodziewałam się wiele po piątym tomiku? A i owszem. W poprzedniej części zakończenie wbiło mnie po prostu w fotel - Nobuaki umiera, co dalej?! W dodatku mieliśmy ciekawy motyw miasteczka widmo, które od kilkunastu lat leży gdzieś po środku jakiegoś buszu, a miejscowi udają greków, gdy tylko usłyszą jego nazwę. Do tego można jeszcze dodać zerwanie z Chiemi oraz rywalizację z Rią, która za wszelką cenę chce grę wygrać. Stworzona sytuacja jest na tyle interesująca, że ma się nadzieje, na coś faktycznie niesamowitego. Jednak jak się okazuje, wszystkie nadzieje można zdeptać.
Chyba największym spojlerem byłoby to, gdybym wam powiedziała, że Nobuaki jednak żyje! Największy element, który sprawił, że uwierzyłam w to, iż Gra w Króla może być czym odświeżającym, stał się duchem, przeźroczystą materią, kiedyś istniejącą, a teraz będącą tylko niczym innym jak dziwaczną świadomością, że jednak coś na rzeczy było. Bardzo poczułam się tym faktem rozczarowana. Inną sprawą jest fakt, że mamy przecież w grze jeszcze dziewięć osób, a jeden tom do końca. Rozwiązanie nasuwa się samo - trzeba większość trachnąć za jednym razem. W dodatku trzeba to zrobić tak, by czytelnik się mógł wzruszyć, czyli by było ciekawiej weźmy kogoś z głównej obsady. Ewidentnie tutaj widać, że autorzy chcieli pobawić się tutaj uczuciami, jednak po treningu jaki oferuje Isayama takie gierki mi nie straszne.
Krócej mówiąc - do zaistniałej sytuacji, wszystko potoczyło się mało ciekawie. Momentami łapałam się na tym, iż w lekko wciągałam się w tok opowieści, ale dość szybko budziłam się z tego amoku. Głównie przez to, że w ostatniej dziewiątce były osoby, które ciągle krzyczały "Zabij go/ją/ich!". W dodatku ich mimika została tak komicznie oddana, że zamiast być przerażona całą sytuacją, starałam się nie roześmiać. W pewnym momencie zastanawiałam się czy nie zrobić sobie na ścianie takiej galerii wykrzywionych mord i nie podpisać "Moje wysiłki podczas pisania pracy seminaryjnej". Plusem tego wszystkiego jest fakt, że ten tomik Gry w Króla czyta się wręcz błyskawicznie.
Na sam koniec mogę powiedzieć, że samo zakończenie tej mangi mnie rozczarowało. Dla mnie jest ono mało jasne, po części przewidywalne. Szkoda, że piąty tomik nie podtrzymał mojego entuzjazmu do tej serii. Naprawdę jest mi z tego powodu smutno, ponieważ dałam się wciągnąć w te grę, dzięki poprzednim dwóm tomikom. Na koniec pozwolono sobie pójść po banałach. Czasem takie rozwiązania działają i nie czuć gorzkiego rozczarowania, jednak w tym wypadku czuję się po prostu oszukana.
Czy spodziewałam się wiele po piątym tomiku? A i owszem. W poprzedniej części zakończenie wbiło mnie po prostu w fotel - Nobuaki umiera, co dalej?! W dodatku mieliśmy ciekawy motyw miasteczka widmo, które od kilkunastu lat leży gdzieś po środku jakiegoś buszu, a miejscowi udają greków, gdy tylko usłyszą jego nazwę. Do tego można jeszcze dodać zerwanie z Chiemi oraz rywalizację z Rią, która za wszelką cenę chce grę wygrać. Stworzona sytuacja jest na tyle interesująca, że ma się nadzieje, na coś faktycznie niesamowitego. Jednak jak się okazuje, wszystkie nadzieje można zdeptać.
Chyba największym spojlerem byłoby to, gdybym wam powiedziała, że Nobuaki jednak żyje! Największy element, który sprawił, że uwierzyłam w to, iż Gra w Króla może być czym odświeżającym, stał się duchem, przeźroczystą materią, kiedyś istniejącą, a teraz będącą tylko niczym innym jak dziwaczną świadomością, że jednak coś na rzeczy było. Bardzo poczułam się tym faktem rozczarowana. Inną sprawą jest fakt, że mamy przecież w grze jeszcze dziewięć osób, a jeden tom do końca. Rozwiązanie nasuwa się samo - trzeba większość trachnąć za jednym razem. W dodatku trzeba to zrobić tak, by czytelnik się mógł wzruszyć, czyli by było ciekawiej weźmy kogoś z głównej obsady. Ewidentnie tutaj widać, że autorzy chcieli pobawić się tutaj uczuciami, jednak po treningu jaki oferuje Isayama takie gierki mi nie straszne.
Krócej mówiąc - do zaistniałej sytuacji, wszystko potoczyło się mało ciekawie. Momentami łapałam się na tym, iż w lekko wciągałam się w tok opowieści, ale dość szybko budziłam się z tego amoku. Głównie przez to, że w ostatniej dziewiątce były osoby, które ciągle krzyczały "Zabij go/ją/ich!". W dodatku ich mimika została tak komicznie oddana, że zamiast być przerażona całą sytuacją, starałam się nie roześmiać. W pewnym momencie zastanawiałam się czy nie zrobić sobie na ścianie takiej galerii wykrzywionych mord i nie podpisać "Moje wysiłki podczas pisania pracy seminaryjnej". Plusem tego wszystkiego jest fakt, że ten tomik Gry w Króla czyta się wręcz błyskawicznie.
Na sam koniec mogę powiedzieć, że samo zakończenie tej mangi mnie rozczarowało. Dla mnie jest ono mało jasne, po części przewidywalne. Szkoda, że piąty tomik nie podtrzymał mojego entuzjazmu do tej serii. Naprawdę jest mi z tego powodu smutno, ponieważ dałam się wciągnąć w te grę, dzięki poprzednim dwóm tomikom. Na koniec pozwolono sobie pójść po banałach. Czasem takie rozwiązania działają i nie czuć gorzkiego rozczarowania, jednak w tym wypadku czuję się po prostu oszukana.
Ocena fabuły: 6/10
Ocena postaci: 6/10
Ocena kreski: 6/10
OCENA OGÓLNA: 18/30 (60%)
Mimo rozczarowania, jakie przyniósł mi ostatni tomik, czuję się usatysfakcjonowana całością. Początkowo nie wiązałam z Grą w Króla żadnych wielkich nadziei na doskonałą fabułę, czy mangowy majstersztyk. To, co działo się w tomikach #1 i #2 było mało interesujące, ot mamy do czynienia z kolejną mangą spod szyldu "Gra na Trupy", w dodatku zadania jakie przychodziło wykonywać uczestnikom były bardzo niedojrzałe i po prostu niesmaczne - i dla bohaterów i dla czytelnika. Tomiki #3 i #4 dały mi kopa. Pomyślałam sobie, że to może się jeszcze podnieść i może stać się to bardzo ciekawą mangą. Byłam bardzo zaskoczona tymi zmianami i bardzo napaliłam się na ostatni tomik, który na miejscu zabił wszystkie moje nadzieje na coś ciekawego.
W ogólnym rozrachunku mogę powiedzieć, że dobrze bawiłam się z tą serią. Zawód trochę jeszcze mnie poboli, szczególnie przez to, że potencjał został tak zmarnowany, jednak mimo wszystko jakieś emocje się we mnie wzbudziły podczas czytania. No i też mnie zaciekawił ogólny obrót sprawy. Jeszcze nie wiem, czy sięgnę po sequele/prequele - bo kiedyś JPF coś o nich wspominał [post na FB z 2 lutego, z okładką tomiku #5 - odpowiedź w komentarzach]. Dlatego dodanie do Gry w Króla przydomka "trochę interesującego przeciętniaka" będzie adekwatne do tego, co o tej serii myślę.
Słowo podsumowania dla całej serii
W ogólnym rozrachunku mogę powiedzieć, że dobrze bawiłam się z tą serią. Zawód trochę jeszcze mnie poboli, szczególnie przez to, że potencjał został tak zmarnowany, jednak mimo wszystko jakieś emocje się we mnie wzbudziły podczas czytania. No i też mnie zaciekawił ogólny obrót sprawy. Jeszcze nie wiem, czy sięgnę po sequele/prequele - bo kiedyś JPF coś o nich wspominał [post na FB z 2 lutego, z okładką tomiku #5 - odpowiedź w komentarzach]. Dlatego dodanie do Gry w Króla przydomka "trochę interesującego przeciętniaka" będzie adekwatne do tego, co o tej serii myślę.
Ocena fabuły: 7+/10
Ocena postaci: 6/10
Ocena kreski: 6/10
OCENA OGÓLNA: 19,5/30 (65%)
Za egzemplarze recenzenckie dziękuję wydawnictwu JPF! :D
Komentarze
Prześlij komentarz