[Na pierwszy rzut oka] Brudny świat - Ten Count




Tytuł: Ten Count
Autor: Rihito Takarai
Wydawca PL: Kotori
Tłumaczenie: Tomasz Molski
Oceniane tomy: 1-2
Ilość tomów (JP): 5 (wychodzące)
Ilość stron: 178 (x2)
Rok wydania PL: 2016 (listopad)/ 2017 (styczeń)
Cena okładkowa: 22,90zł (każdy)

Wiernie czekałam na wydanie Ten Count. Jego pojawienie się w polskiej wersji językowej było tylko kwestią czasu, ponieważ inne tytuły Rihito Takarai przyjęły się dobrze. Dlatego starałam się oprzeć pokusie (i naszeptywaniom koleżanki) by przeczytać skanlacje. Kiedy w końcu zakupiłam mangę, od razu wzięłam się za czytanie. Przed tym jednak, nie miałam żadnych oczekiwań. Oczywiście poprzednie tytuły mangaczki są jednymi z najlepszych, jakie mam na półce, więc siłą rzeczy powinnam jako taką wizję mieć. Jednak przez wzgląd na liczne, mało pozytywne komentarze skierowane w stronę TC, poczułam, że muszę się zdystansować. W końcu nie chciałam przeżyć wielkiego zawodu. Co wiec myślę o tej mandze?

Shirotani cierpi na mizofobię, czyli lęk przed zabrudzeniem czy bakteriami. Choroba, która nie wiadomo z czego wynikła, staje się dla niego bardzo problematyczna. Między innymi jego słabość nie pozwala mu na prowadzenie towarzyskiego życia, chociaż protagoniście bardziej przeszkadza fakt, że może być w niektórych sytuacjach bezużyteczny. Na taką długo czekać nie musiał. Szef firmy, dla której pracuje, zostaje ranny w wypadku. Shirotani obwinia się za to, bowiem w tamtej chwili nie potrafił wyciągnąć pomocnej ręki. Na całe szczęście istnieją mili, nieznajomi rowerzyści, którzy potrafią szybko zareagować. W ten oto sposób dochodzi do spotkania Shitaniego z Kurose, lekarzem terapeutą, który z pewnych osobistych pobudek chce pomóc dopiero co poznanemu koledze z jego lękami. 

Muszę przyznać, że długo musiałam poczekać na odpowiedni moment zakupu. Wiedziałam, że gdy do niego dojdzie, to nie oprę się pokusie i przeczytam Ten Count na chybcika, a tego właśnie chciałam uniknąć. Cieszę się, że tak zrobiłam, bowiem na spokojnie zapoznałam się z dwoma tomikami tej serii.
Pierwszy tomik zarysowuje przed nami świat widziany z perspektywy Shirotaniego. Pokazuje czym jest jego choroba i z czym musi się na co dzień mierzyć. Kiedy wgłębiałam się dalej w jego historię pojawiły się typowe ścieżki, jakimi mogłaby zostać poprowadzona. Z jednej strony byłam pogrążona w lekturze, ponieważ moja empatia się uaktywniła, z drugiej zaś czułam, że coś zaczyna zajeżdżać schematem. Przypadkowy rowerzysta, ratuje szefa oraz przypadkowo okazuje się, że jest terapeutą-lekarzem, który z bliżej nieznanych powodów, postanawia pomóc dopiero co spotkanej osobie. Nie potrzeba Sherlocka Holmesa by wydedukować, że coś między tymi panami będzie na rzeczy. Kiedy zaczęli umawiać się na bezpłatne spotkania terapeutyczne w ramach swojej magicznej przyjaźni, spodziewałam się, że pod koniec pierwszego tomu będą się już gwałcić. Ku mojemu zaskoczeniu do tego nie dochodzi. I to w dodatku z czysto logicznych powodów - bo przecież Shirotani by kompletnie zbzikował, gdyby Kurose go nawet dotknął! Uważam, że to jest plusem tego tomu. Odrobinę uciekł schematowi, a to należy docenić. Dodam jeszcze, że wszystko dzieje się w miarę jednostajnym tempie. Shirotani otwiera się na nową znajomość - interpretując ją w typowo ukesiowy sposób. Patrząc na to wszystko uważam, że pierwszy tomik wypadł dobrze, dlatego przejdźmy do drugiego.

Zdecydowanie akcja jaka przedstawiona jest w dwójeczce jest zupełnym przeciwieństwem spokojnej, lekko dramatycznej jedyneczki. Poprzez zakończenie poprzedniego tomu wszystko staje w zupełnie innym świetle. Kurose zostaje postawiony pod ścianą - chce skończyć znajomość z Panem Białym, ale pewne wydarzenia mu na to niepozwalają. Shirotaniemu, tak ogólnie, jest gorzej... (Kto zgadnie czy go lubię? :3) Trochę zaczyna wariować, bo chłopaczyna zakochał się w Kurose (sam jeszcze o tym nie wie), a Pan Czarny z kolei... Dobra muszę się powstrzymać, bo za dużo naspojlerzę. W każdym razie, to czego spodziewałam się pod koniec pierwszego tomu, tutaj jest już normalką. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bardzo wczułam się w sytuację Shitoraniego i lekturę TC uważam za coś dobrego.

Odkładając na bok moje odczucia, widzę dlaczego TC ma grono osób, które za tym tytułem nie przepadają. W sumie jest dość schematyczny. Pewnych wydarzeń można się spodziewać, a to, że pojawiają się one w najmniej oczekiwanym momencie to inna sprawa. Też mamy mocne kontrasty, co nie każdemu mogą przypaść do gustu. Pierwszy z nich jest oczywisty - Biały i czarny, Czysty i Zbrukany/Brukający, Shitorani i Kurose. Kolejnym jest atmosfera między tymi dwoma tomami. Jak wspomniałam wcześniej pierwszy tomik jest dużo spokojniejszy. Fabuła rozwija się w jednostajnym tempie, przedstawiając czytelnikowi problematykę serii. W pewien sposób pozwalamy na utożsamienie się z Shirotanim - i to czy tą postać będziemy lubić, czy nie, nie ma tak naprawdę znaczenia. Ja za Czyściochem nie przepadam, bo momentami mnie bardzo irytował, ale jeżeli chodzi o jego chorobę, to bardzo mnie to zainteresowało, obudziło troskę i współczucie. Kurose zachowuje się niczym wolny elektron, który od czasu do czasu krąży wokół Shirotaniego. W drugim tomie ich relacja wchodzi bardzo szybko na kolejne poziomy. Ba! Jesteśmy wrzuceni w kontynuację opowieści na wyższym biegu. I ja to kupuję. Na pewno sięgnę po kolejne tomy.

Zawieść, się nie zawiodłam. Jest wręcz pięknie, że aż kolorowo, ponieważ TC mi się podoba. Oczywiście jest to inne niż dotychczasowe tytuły Takarai, ale da się wyczuć tutaj jej stylistykę. Ilustracje dobrze zgrywają się z historią. Tło często jest uproszczone, co skupia naszą uwagę na przystojniaczkach. Oni z kolei potrafią wyrazić wiele emocji, które są wynikiem niewielkich zmian na ich twarzach. Wszystko wydaje się delikatne, lekkie. Rysunek tej autorki będę wielbić jeszcze przez długi czas. Niech potwierdzeniem będzie to, że na półce mam artbooka Mirror*. Lubię go i koniec i kropka. Jednak jest jedno "ale". Czy pasuje on do tego typu mangi? Wcześniej autorka ukazywała bardziej niewinne uczucia. Tutaj jest dużo więcej temperamentu, który m.in. jest podkreślony przez mizofobię Shirotaniego. Jestem ciekawa, jak to dalej będzie wyglądać.

Za wiele o postaciach nie chcę mówić, dlatego wspomniałam o nich, gdzieniegdzie w powyższej części. Uważam, że nie poznałam się z nimi za dobrze, a przynajmniej czuję w tej kwestii pewien brak. Bardziej skupiłam się na fabule i relacjach niż na poszczególnych charakterach, a też nie chcę w nieskończoność przedłużać tego posta. W kilku kończących słowach, powiem Wam, że warto spróbować z tą seria się zapoznać i wypracować sobie własne zdanie. Dwa pierwsze tomy powiedzą wam, czy chcecie pakować się w tą serię dalej, czy też na tym etapie zakończycie swoją przygodę. Osobiście będę brnęła w to dalej. Jestem z tych, którym TC się podoba. Być może nie przeżywam tego tak bardzo jak Złamanych skrzydeł** czy Tylko kwiaty wiedzą** (włącznie z spin-offem**), ale mam przeczucie, że może to być ciekawe przeżycie. W końcu Takarai pokazała mi się z innej strony, dlatego biernie będę to wszystko obserwować w swoim własnym tempie.

Ocena fabuły: 8/10
Ocena postaci: 6/10
Ocena kreski: 9/10
OCENA OGÓLNA: 23/30 (77%)

*Kocham ten artbook. Kiedy wspominana w recenzji koleżanka do po przychodzi to zawsze go sobie oglądamy. Tak do herbatki garstka gejaszków. :3
**Linko-szał! XD

Komentarze