Bystander - Marcowy lew #1
Tytuł: Marcowy lew || Autor: Chica Umino || Wydawca PL: Dango ||
Tłumaczenie: Kinga Zielińska || Oceniane tomy: 1 || Status mangi: Wychodząca (JP: 15+) ||
Tłumaczenie: Kinga Zielińska || Oceniane tomy: 1 || Status mangi: Wychodząca (JP: 15+) ||
Ilość stron: ok. 200 || Rok wydania: 2019 || Cena okładkowa: 23,90 zł
Każdy z nas ma te słabsze dni, kiedy zadaje sobie pytanie po co to wszystko? lub dlaczego ja? Wychodzę z założenia, że jest to coś typowego dla człowieka, chociaż każdy może odczuwać to z różną intensywnością. Jeden może się tym zbytnio nie przejmować, uznawszy, że przedyskutowanie frasobliwego tematu będzie wystarczającą opcją. Inny z kolei może oglądać wszystko z dystansu, myśleć i przemielać temat w zaciszu swojego umysłu, nie dzieląc się swoimi spostrzeżeniami. Kiedy do tego dojdą jeszcze nadmiernie nagromadzone uczucia, powstaje niebezpieczna mieszanina, która ni z tego, ni z owego, pewnego dnia może wybuchnąć. Albo co gorsza, nadal pozostawać w pozornej martwocie. I właśnie w takim stanie jest główny bohater Marcowego lwa, Rei Kiriyama.
17-letni Rei Kiriyama mieszka w jednej z tradycyjnych tokijskich dzielnic, gdzie na co dzień zajmuje się zawodową grą w shogi. Kiedy był dzieckiem, stracił rodzinę w wypadku i od tamtej pory jego życie wypełnia samotność. Przez przypadek poznaje trzy siostry: Akari, Hinatę i Momo. Co wyniknie z tej znajomości?
Oto ciepła opowieść o tym, jak przeróżni ludzie próbują coś odzyskać w swoim życiu...*
Zanim jednak przejdziemy do ocenienia fabuły, kilka zdań o wydaniu. Marcowy lew pod tym względem prezentuje się wzorowo. Trochę ze mną przeszedł, ponieważ z dobry tydzień nosiłam go ze sobą w plecaku (tak, zapomniałam o tym, że go wzięłam, a że mam w plecaku taką bajerancką kieszonkę to jakoś wielce mi nie przeszkadzał. XD) i nic się z nim nie stało. Poza tym czytałam tą mangę już kilka razy i nadal trzyma się w jednym kawałku, a ślady użytkowania są nikłe. Krótko mówiąc, wydanie w tym przypadku jest nienaganne. Poza tym sam druk, jak i papier dobrze ze sobą grają i żadne pomniejsze błędy są niedostrzegalne. Po prostu ideał.
Fabuła Marcowego lwa ma kilka warstw, które na siebie nachodzą. Pierwszą z nich jest temat grania w shogi. Motyw ten definiuje tę mangę jako sportówkę, chociaż nie ma ona typowej dla tego gatunku konstrukcji. Jest to pewne tło, a zarazem łącznik między częścią postaci. Drugą warstwą jest przeszłość Reia i to, jak wpływa ona na jego teraźniejszość, z jakiego rodzaju demonami musi się zmagać, a czego nie może, lub bardziej nie chce, powiedzieć. Trzecią warstwą, która wnosi trochę radości do tej historii, są chwile spędzone z przyjaciółmi Reia. Te chwile są doprawdy bardzo ciepłe i niekiedy też zabawne (jestem fanką kotów Akari 😻), co zdecydowanie sprawia, że łatwiej jest nam zaprzyjaźnić się z bohaterami. Czwartą, a zarazem ostatnią warstwą jest przeszłość innych bohaterów. To daje nam niesamowicie wielki wachlarz różnego rodzaju smutków, ale także sprawia, że te krótkie chwile szczęścia, jakie przeżywają postaci są dużo bardziej cenniejsze - nie tylko dla nich samych, ale i dla czytelnika.
Bohaterowie Marcowego lwa - moim skromnym zdaniem - są znakomicie wykreowani. Czuć, że autorka w ich stworzenie przelała wiele miłości, chociaż każdy z nich ma zamknięty w sercu pewien ciężar. Ogółem nie da się nie polubić i nie przeżywać małych tragedii każdej z postaci. No bo, jak się nie wzruszyć, kiedy dziewczynka, która przez większość czasu antenowego uśmiecha się od ucha do ucha, a nagle zaczyna wylewać z siebie krokodyle łzy? Każdy z dotychczas poznanych charakterów stał mi się w jakimś stopniu bliski. Ich realność wpływa więc na odbiór prezentowanej historii, a ja zdecydowanie mogę powiedzieć, że przedstawione tutaj wydarzenia przeżywałam bardzo intensywnie.
Wygląd komiksu mogę także pochwalić, chociaż nie zrobił on na mnie aż tak wielkiego wrażenia, jak wyżej omówione kryteria. W kresce jest pewna prostota, ale także jako taki realizm, a ten zdecydowanie wynika z mimiki i gestów. Do tego także należy podpiąć tła, bowiem te też wyglądają bardzo dobrze. To, co robi jednak największą robotę w tym komiksie to atmosfera, jaka się buduje po zestawieniu rysunku i scenariusza. Całość może wygląda więc na uroczą, wesolutką komedyjkę, ale pod tym lukrowym opakowaniem, kryją się gorzkie łzy.
Jak więc mogliście zauważyć, Marcowy lew bardzo mną wstrząsnął. Po pierwsze nie spodziewałam się, że część sportowa zostanie potraktowana serio. Po drugie - myślałam, że będzie to coś lżejszego, co będzie przyjemnym zabijaczem czasu. Okazało się, że Marcowy lew wypełnił w moim mangowym serduszku pustkę po tytule, który niestety dostał już swoje zakończenie. Mówię tu o Wzgórzu Apolla. Dla mnie oba te tytuły mają podobny charakter, przez co jestem jeszcze bardziej wdzięczna kochanym Kluskom, że postanowiły wydać tak wspaniałą mangę. Zdecydowanie Marcowego lwa polecam fanom historii Kaoru i Sentarou. Zresztą, każdemu, kto nie boi się wzruszyć.
Bohaterowie Marcowego lwa - moim skromnym zdaniem - są znakomicie wykreowani. Czuć, że autorka w ich stworzenie przelała wiele miłości, chociaż każdy z nich ma zamknięty w sercu pewien ciężar. Ogółem nie da się nie polubić i nie przeżywać małych tragedii każdej z postaci. No bo, jak się nie wzruszyć, kiedy dziewczynka, która przez większość czasu antenowego uśmiecha się od ucha do ucha, a nagle zaczyna wylewać z siebie krokodyle łzy? Każdy z dotychczas poznanych charakterów stał mi się w jakimś stopniu bliski. Ich realność wpływa więc na odbiór prezentowanej historii, a ja zdecydowanie mogę powiedzieć, że przedstawione tutaj wydarzenia przeżywałam bardzo intensywnie.
Wygląd komiksu mogę także pochwalić, chociaż nie zrobił on na mnie aż tak wielkiego wrażenia, jak wyżej omówione kryteria. W kresce jest pewna prostota, ale także jako taki realizm, a ten zdecydowanie wynika z mimiki i gestów. Do tego także należy podpiąć tła, bowiem te też wyglądają bardzo dobrze. To, co robi jednak największą robotę w tym komiksie to atmosfera, jaka się buduje po zestawieniu rysunku i scenariusza. Całość może wygląda więc na uroczą, wesolutką komedyjkę, ale pod tym lukrowym opakowaniem, kryją się gorzkie łzy.
Jak więc mogliście zauważyć, Marcowy lew bardzo mną wstrząsnął. Po pierwsze nie spodziewałam się, że część sportowa zostanie potraktowana serio. Po drugie - myślałam, że będzie to coś lżejszego, co będzie przyjemnym zabijaczem czasu. Okazało się, że Marcowy lew wypełnił w moim mangowym serduszku pustkę po tytule, który niestety dostał już swoje zakończenie. Mówię tu o Wzgórzu Apolla. Dla mnie oba te tytuły mają podobny charakter, przez co jestem jeszcze bardziej wdzięczna kochanym Kluskom, że postanowiły wydać tak wspaniałą mangę. Zdecydowanie Marcowego lwa polecam fanom historii Kaoru i Sentarou. Zresztą, każdemu, kto nie boi się wzruszyć.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Dango! 💖
* Opis z okładki tomiku
Marcowy lew i Twoje kwietniowe kłamstwo to dwie serie, które szalenie chcę kupić, ale za które jakoś nie mogę się kompletnie zabrać, kiedy patrzę na moje braki w innych mangach. Kusisz recenzją, oj kusisz! ;w;
OdpowiedzUsuńNo i wydanie wygląda prześlicznie, fajnie byłoby postawić taki tomik na swojej półce. ^^
(Bardzo podoba mi się zdjęcie tomiku, które zrobiłaś do tej notki. Śliczne!)
Kłamstwo jeszcze przede mną, ale akurat tych kilka odcinków animo widziałam (nie pamiętam dlaczego nie skończyłam tej serii oglądać, naprawdę nie pamiętam).
UsuńLewka bardzo polecam <3 Naprawdę warto ten tytuł kupić <3
(A dziękuję, akurat lilia mi zakwitła w donicy i tak jakoś mnie tchnęło XD)
Czy wy macie jakiś strach przed skanlacjami? Zarówno "kłamstwo" jak i "marcowy lew" vide "3 Gatsu no Lion" był dostępny (za darmo) jako skany (w jakiejś części) już dawno temu, zanim jeszcze go zlicencjonowano. Dlaczego ich nie czytaliście?
OdpowiedzUsuńOba tytuły są zachwycające na początku i ostatecznie rozczarowują, oba dotyczą tych samych tematów i obu potrzebne byłoby takie samo lekarstwo. Japońskie zbyt poważne podejście do pracy zwyczajnie wykańcza ludzi.
"Marcowy lew" jest moim zdaniem znacznie lepszy i bardzo liczyłem, że autorka zdaje sobie sprawę z tego jak wielkim szaleństwem jest sportowe traktowanie gry - a jednak nie!
Pierwszy tom jest genialny, podobnie i drugi. Lecz to co dzieje się potem (znam historie z anime) sprawia, że człowiek załamuje ręce... Mimo to jest to jedna z najbardziej cenionych przeze mnie serii.
TŚ
Nie lubię czytać skanlacji. Jestem człowiekiem, który lubi mieć fizycznie tomik w ręce. Dodatkowo zbieranie tomików i czekanie na kontynuację w jakiś sposób sprawia, że czuje się ten specyficzny dreszczyk "tego co nieznane". Poza tym chcę wspierać nasz rynek mangowy by w przyszłości mogły pojawiać się jeszcze wspanialsze tytuły. :)
Usuń