{Printed in Color #4} BLACK BUTLER. ARTWORKS 1



 
Tytuł JP: Black Butler. Artworks 1/枢やな画集。黒執事1[Toboso Yana gashū. Kuroshitsuji 1]
Tytuł PL: --------
Autor: Yana Toboso
Wydawca JP: Squere Enix
Wydawca PL: --------
Data wydania JP: 2014
Data wydania PL: --------
Ilość stron: 134
Format: 26,4cm x 21,6cm
Wydanie: Twarda oprawa + posrebrzanie
Cena: 2667¥ (ok.87zł)

Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się mogąc napisać tę recenzję! Nareszcie się zmotywowałam, aby napisać obiecaną dawno, dawno temu opinię na temat pierwszego artbooka od Yany Toboso – Black Butler. Artworks 1.
Może na samym początku napiszę dlaczego używam angielskiej nazwy, zamiast japońskiego tytułu serii. Otóż tak jest na okładce tegóż wydania, więc pozostanę wierna tej nazwie. Jednak pozwolę sobie zamiennie używać i japońskiej nazwy – ta z kolei znajduje się na grzbiecie książki.

Nie będę ukrywać, że planowałam z początku recenzować każdy zbiorek ilustracji w kolejności takiej jakiej je nabywałam. Kurosz wybił się przed szereg. Ale nic dziwnego. W końcu Yana Toboso w tym roku ofiarowała nam drugą książkę z jej prześlicznymi pracami z przedstawieniami boskiego Sebastiana.
Black Butler. Artworks 1 chciałam zdobyć wraz z wcześniej zrecenzowanym przeze mnie artbookiem z Pandora Hearts. Niestety w owym czasie nie było tej książki na stanie, a że myślałam, że nigdy jej nie posiądę, załamana pocieszyłam się czymś innym. Ku mojemu uradowaniu pewnego pięknego dnia artbook na powrócił do oferty sklepu i tak złożyłam swoje drugie zamówienie. Ale dość o nużących szczegółach z mojego życia, przejdźmy do konkretów.






Jak można zauważyć, książka nie ma typowego rozmiaru. Jest bardziej kwadratowa niż prostokątna. Pod tym względem troszkę narzekałam, bo myślałam, że dostanę coś pokroju odds and ends, a tu taka niespodzianka. Inną niespodzianką były wstążeczki przytwierdzone do krawędzi okładki. Nie powiem aby był to zły pomysł, bo uważam, że jest on uroczy, ale niepraktyczny, ponieważ z półki patrzę na jego grzbiet, a nie kokardkę. Dlatego nawet nie pokusiłam się o próbę zawiązania tego zbędnego dodatku.
Ogółem gdy patrzę na okładkę artbooka czuję się bardzo dobrze – czarny to mój ukochany kolor, a do tego mam jeszcze srebrzyste ozdobienia. Oczywiście największą uwagę skupia na sobie stylizowany na barokowe lustro (ten owal z kwiotkami) fragment ilustracji z Sebasianem i Cielem. Jego rama, tak jak napisy i ornamenty przy numerze (włącznie) są lekko wgłębione oraz pociągnięte „srebrem”. Podobnie jest na grzbiecie i tylną częścią okładki – tam również napisy są lekko wklęsłe oraz posrebrzone. Tłem dla lustra oraz napisów są odpowiednio skomponowane czarno-białe pasy.








Środek artbooka jest podzielony na trzy części. Pierwsza z nich jest najobszerniejsza, ponieważ dotyczy Kuroshitsuji. Każdy dział jest wyznaczony przez lekko przeźroczystą stroniczkę, z „oknem”. Jednak nie jest to wycięcie, lecz po prostu obszar, który nie ma nadrukowanej barwy. Są arty, które przewinęły się w mangach, okładki poszczególnych tomików (do Book of Circus włącznie) oraz kilka innych, które po raz pierwszy w ogóle widziałam. Cóż mogę powiedzieć. Sebastianów tyle, że się rozpływam! <3








 

To co sobie chwale w tym artbooku to jego wykonane. Papier jest odpowiednio twardy, gładki, ale nie połyskujący acz matowy. Dzięki temu, że druk jest po prostu wysokiej jakości mogłam przyjrzeć się swoim ulubionym ilustracjom bardzo dokładnie. Były też sytuacje, że na nowo odkryłam piękno w niektórych obrazkach z okładek mangi, m.in. pokochałam Ciela z szóstego tomiku (Ten fotel i te detale wcześniej mnie tak nie urzekły). W publikacji również pojawiają się „śmieszki”. Tak nazwałam lekkie żarciki od strony autorki, a raczej zabawne ujęcia. Bo jak inaczej powiedzieć na pojawiającego się w tle pana Tanakę z herbatką? Ja w głowie od razu słyszę jego charakterystyczne ho-ho-ho. W „galerii portretów” pojawia się też mangowa podobizna samej autorki wraz z jej osławionym redaktorem. „Śmieszki” jak nic. :D






Drugą i trzecią część pozwolę sobie opisać w jednym akapicie. Ostatnie stroniczki artbooka poświęcone są fanartom serii lubianych przez Yanę oraz jej pierwszej, wydanej mangi – RustBlaser. W części z fanartami możemy spotkać się z bohaterami Mononoke, bądź też Zombie-loan. I szczerze mówiąc zajmują one 2/3 miejsca poświęconego tej części. A jest to dosłownie parę stroniczek. RustBlastera kojarzę „jako tako” przemnożone przez „nic na jego temat nie wiem”. Lecz daje nam to podgląd do pierwszych prac Yany Toboso. Taka ewolucja jest zawsze miła do podziwiania, szczególnie gdy owocem ciężkiej pracy jest taki Sebuś-Słonko.
 
Artbook Kuroshitsuji 1 jest pozycją obowiązkową dla każdego fana serii czy też wielbiciela kreski Yany Toboso. Ja nie żałuję wydanych na niego pieniędzy, ponieważ zawsze jak przeglądam ten zbiorek ilustracji to banan pojawia się na mojej twarzy automatycznie. A szkopuł z kokardką nie jest też jakimś wielkim przewinieniem, aby skreślać od razu całą pozycję. Uważam, że warto zaopatrzyć swoją Kurosiową kolekcję w ten egzemplarz. A jak z Black Butler. Artworks 2? Mam nadzieję, że wkrótce będzie mi dane napisać i o tej publikacji. :3




Dziś sylwester, a Aypa siedzi w ciepłym domku i ciupie w klawiaturę. Czasem trzeba spędzić zabawę sylwestrową na leniwca! A co!
A z okazji, że kolejny roczek stoi już w progu...
... pragnę Wam wszystkim życzyć Szczęścia, Pomyślności, Pieniędzy (na mangi i cały fandomowy dorobek Japonii) oraz przede wszystkim  Łatwej Realizacji Marzeń na Nowy, już 2016, Rok!!

~A.

Komentarze

  1. Boli mnie, że to kolejny wydatek, który nie jest na moją kieszeń </3
    Niemniej ilustracje wyglądają bardzo ładnie, jak to zresztą Yana Toboso. Poza tym Grella widzę, więc jestem już przekonana, że to cudeńko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedawno pojawił się artbook, który muszę mieć. Zamawiam go na pewno! Przy okazji wezmę jeszcze inne które odłożyłam "na później". Chyba nigdy nie dorobię się wielkich oszczędności... :")
      Yana jest kochana w tym jak rysuje. Czasem jej coś nie wyjdzie, ale i tak się ją uwielbia. :D (To smutne, ale przez pewien epizod zapomniałam, że jest tam Grelluś. XD)

      Usuń
  2. Jak fanką Kuroshitsuji nie jestem tak autorce trzeba oddać pokłon za kreskę i detale w pracach, bo naprawdę miło się jej ilustracje ogląda. Fajnie, że na końcu są też jej rysunki do innych serii, niekoniecznie swoich. No i jest RustBlaser, które zdecydowanie wolę od Kuroshitsuji! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praawdaaa? <3 Też kocham za to Yanę. <3
      Po prawdzie też nie uważam się za wielką fankę tytułu, ale lubię czytać tę serię. W ostatnich tomach akcja tak jakby się rozkręciła. :D (No mam jeszcze z dwa/trzy do doczytania XD)
      No i Sebastian. To jest chyba najważniejszy powód, dla którego podjęłam się zbierania mangi. <3

      Usuń
  3. O ile do samej serii mnie jakoś nie ciągnie, tak muszę przyznać że kreskę ma autorka świetną. Te detale... :D
    Szczęśliwego Nowego Roku! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Kurosz jest specyficzną serią. Jak się na początku na niego nie trafi to później się wydaje mało interesujący. :D
      Yanusia jest the best! <3 Aż dziw bierze, że nigdy nie uczyła się rysować...
      ^^

      Usuń
  4. Bardzo eleganckie wydanie ma ten artbook. Autorka ma świetny warsztat, trochę żałuję, że tytuł już mnie nie interesuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się włącza "chcę-zabrać-to-do-domu" kiedy widzę rzeczy z Kurosza. Są tak czasami tak bardzo cudne! *^*

      Usuń
  5. Ten fanart Mononoke jest cudowny *^*!

    OdpowiedzUsuń
  6. Co prawda zdecydowałam, że serię przestanę już zbierać, jednak na artbook bardzo chętnie bym się skusiła. Mi okładka 6. tomu spodobała się od razu. <3 I nie ma to jak pan Tanaka w tle. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam trzasnąć komentarz wcześniej, ale zapomniałam, yo (just me)
    Kiedyś się jarałam Kuroszem, teraz nie, ale no artbook to dla każdego fana rarytasik który by bardzo chciał na swojej półce
    Piękne wydanie, te wstążki są fajowskie *^* Nie wspominając już o rysunkach :D
    Najgorsze w artbookach jest ... cena X"D plus cena za wysyłkę, bo to na pewno ciężkie, eh eh smutek... ja to miałam zawsze problem z photobookami mojego fav zespołu, zawsze drogie i ciężkie, ale jakoś mnie się udało zdobyć (i to w niskich cenach :D)
    /tak na marginesie chciałam pyknąć, że cię follownęłam na tłiterku :D/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coz. Na pewno zakup artbooka jest lzejszy od zakupu plastiku...
      Yana jest boska i to jest oczywista oczywistosc.
      /nic nie ma na tweeterku :'(/

      Usuń

Prześlij komentarz