169. [RECENZJA SPECJALNA] OGAR I INNE OPOWIADANIA ~ Tanabe Gou
Tytuł PL: Ogar i inne opowiadania
Tytuł JP: 魔犬 ラヴクラフト傑作集 [Maken
Ravukurafuto Kessaku-shū]
Autor opowieści: Howard Phillips Lovecraft
Adaptacja i ilusracje: Tanabe Gou
Wydawca JP: Kodokawa
Wydawca PL: Studio JG
Ilość stron: 174
Data wydania JP: 2014
Data wydania PL: 2015 (październik)
Ludzka
ciekawość nie zna granic, nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia brniemy w
nieznane, bo być może będzie to wielkie odkrycie. Zdarzają się też przypadki,
że śmierć może być obiektem zainteresowań, a podróż do zapomnianego przez świat
cmentarza, jedną z wielkich przygód. Jednak los lubi płatać figle i nie każde
wojaże kończą się szczęśliwym „żyli długo i szczęśliwie”.
W
zbiorze opowieści H.P. Lovecrafta czekają nas historie pełnie grozy. Upiorne
ciemności, zapomniane cmentarze, starożytne ruiny skrywające dawno zapomniane
legendy. Czujecie już ten klimat?
Nie pamiętam już, czy
szkolne przyjaźnie zwykle długo trwają, czy nie. Próbuję sobie przypomnieć, co
na ten temat mówią różni ludzie, jednak jedyne, co mam w głowie, gdy o tym
myślę, to ciemność. Wyobraźcie sobie jednak, że na matematyczno-fizycznym
profilu w liceum spotykają się dwie humanistki. Możecie się jedynie domyślić,
ile zabawnych sytuacji z tego wynikło – na przykład do tej pory drżę ze
zgorszenia, gdy ktoś wymawia słowo kofunkcja. Koniec końców wylądowałyśmy w
jednej ławce rzucając sobie zniesmaczone spojrzenia, gdy ktoś nie umiał napisać
interpretacji wiersza. Może mnie kojarzycie, może nie. Jeśli jednak Papierowe Miasta gdzieś Wam kiedyś przemknęły w Internetach, to znacie mnie jako
Kyou. Nigdy jeszcze nie pisałam recenzji mangowych, choć opinii powieści
graficznych mam już kilka na koncie. Może jednak sprostam wymaganiom Aypy.
Pewnego
razu, jak się spotkałyśmy w naszych główkach wykwitł pomysł napisania wspólnych
recenzji – jednej o książce i jednej o mandze. I tak, ja miałam za zadanie
przeczytać książkę z repertuaru Kyou, a Kyou – mangę z moich wielgaśnych
stosów. Tak padło na Lovecrafta i jego opowiadania. Co prawda Kyou i ja nie
jesteśmy wielkimi zwolenniczkami klasycznych książek. Ale nie jest też tak, że
się nie czepimy niczego, co wyszło przed 2000 rokiem. Może to mało
profesjonalne podejście, ale żadna z nas nie miała do czynienia z Lovecraftem w
pełnej krasie, ale to nie zniechęciło nas do sięgnięcia po komiks, dlatego gdy
nadarzy się okazja na pewno postaram się sięgnąć po opowiadania przedstawione w
mangowej adaptacji. A teraz pozwólcie, że oddam klawiaturę w drobne rączki
Kyou. :3
Niech bogowie współczują tym, którzy nie poddają się szaleństwu...
Nie krzyczcie na mnie, wielką wielbicielkę wszelkiej literatury,
iż na swojej drodze nie poszłam jeszcze na kawę z Lovecraftem. Opowiadania
grozy mnie – co ukrywać – naprawdę mocno przerażają, ze względu na moją bujną
wyobraźnię, która uaktywnia się nocą. Postanowiłam jednak zaryzykować i
pozwolić sobie na poznanie Tanabe Gou i stworzonych przez niego obrazów z kilku
krótkich historii tego autora. Osobiście nie boję się tego, co tworzą inni.
Boję się tego, co może zostać stworzone w mojej głowie. Dlatego też do
Ogara i innych opowiadań podeszłam naprawdę na spokojnie. Miałam jednak
spore wymagania, nie ukrywam tego. Tyle dobrego się nasłuchałam o H.P.
Lovecrafcie i tylu mang się już w życiu naczytałam, że wiem, do czego są zdolni
Japończycy.
Z
mojej strony zainteresowanie opowiadaniami H.P. Lovecrafta wzięło się z
rozpoczęciem obcowania z kultowymi mangowymi tytułami. Głównie mam na myśli
twórczość Junjiego Ito, którego w dalszym ciągu poznaję na nowo. Zaszczepił we
mnie mangową miłość do horrorów, a jak powszechnie mówiło się w towarzystwie
moich znajomych – japońskie horrory są najlepsze. Ja tam trzymałam się z daleka
od wszelakich Klątw i Ringów, ale teraz to co innego. Wiedziona ciekawością
postanowiłam sprawdzić, jak Japończyk poradzi sobie z grozą zachodnią. Czy
sobie poradził?
Próbuję napisać coś o bohaterach, jednak mam pustkę w głowie.
Zapewne żeby ich lepiej poznać i wyrobić sobie o nich jakiekolwiek zdanie
musiałabym przeczytać po prostu owe opowiadania. Fabularnie zaś czegoś mi brakowało.
I to naprawdę dużego czegoś. Tego bardzo nie lubię w opowiadaniach – zanim
dobrze zdążę się wczuć nagle się okazuje, że to już koniec. Przyznam, że jeśli
Tanabe Gou wszystko idealnie odwzorował, to zawiodę się na twórczości H.P.
Lovercafta. Jest to naprawdę przykre, gdyż po tych wszystkich zachwytach na
jego temat spodziewałam się prawdziwej gratki dla każdego czytelnika. Nie udało
mi się zainteresować wydarzeniami. Po zakończeniu odłożyłam mangę jakby nigdy
nic. Żadnych dreszczy, gęsiej skórki ani problemów z zaśnięciem – sprawdzone.
Ci, którzy doprowadzili do upadku własnej cywilizacji i zagłady gadziego ludu... Ukryci w mroku, zżerani przez nienawiść do ludzkości o zmierzchu opuszczają swoją kryjówkę, by siać strach i zniszczenie w uśpionym świecie śmiertelników, a o wschodzie wracają do swojego gniazda.
Chyba
uczucie pustki względem tej mangi i mnie dopadło. Po pierwsze spodziewałam się
czegoś wielkiego. I to dosłownie wielkiego – tak na około 400 stron, a tu
dostałam normalnej wielkości mangę, gdzie wszystko wydaje się być mocno
skondensowane. Pierwsze opowiadanie, Świątynia, dotyczyło
podwodnej ekspedycji wojennej nazistów. Akcja tej historii dzieje się na
pokładzie łodzi podwodnej, na której zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Kapitan
oczywiście jest racjonalistą i nie zamierza wierzyć w jakiś złe przesądy – po
prostu co niektórzy kompani oszaleli. Drugim z kolei jest wymieniony w tytule Ogar.
Przez to opowiadanie lekko podskoczyłam, kiedy czytałam tomik do podusi. Ale
prócz pięknej ilustracji powitalnej również niczego specjalnego tam nie
zastałam. A zapowiadało się dobrze. Szkoda, że akcja umarła tak szybko, nie
dała mi nawet szansy wczuć się odpowiednio w klimat opowieści. Ostatnią
historią jest Zapomniane miasto. Cóż mogę napisać o tym
opowiadaniu, aby nie spojlerować i się nie powtarzać? O Zapomnianym
mieście, zapomniałam równie szybko jak się skończyło...
Co
do samych postaci to o nich to już w ogóle ciężko cokolwiek powiedzieć. Temat
każdej historii pochłonął bohaterów. Jedynym wybijającym się z tego grona jest
wspomniany wcześniej kapitan nazistowskiej floty podwodnej. Wykazał
jakiekolwiek interakcje tego, że żyje i myśli, a historia było dopełnieniem tej
wizji. Jednak po jakimś czasie i jego pochłonęła fabuła, pozostawiając w mojej
głowie odczucie pustki. Gdyby ktoś nagle spytał mnie o imiona pojawiających się
tu charakterów, bez podglądu do mangi nie byłabym w stanie ich przytoczyć. Niestety
Tanabe Gou poległ na tych dwóch polach...
Kiedy otwieram mangę spodziewam się rysunków, które będą
charakterystyczne dla Japończyków. Tanabe Gou postanowił jednak trochę się
wyłamać i gdyby nie jego nazwisko na okładce i fakt, że Ogar i inne opowiadania
otwierają się z tej zwykłej, „mangowej”, strony doszłabym do wniosku, że to
dzieło jakiegoś amerykańskiego rysownika i mam przed sobą normalny komiks.
Kiedy fabuła zawodzi w wypadku mang można skupić się na ilustracjach i
zapomnieć, że historia też ma znaczenie. Nie powiem, żeby rysunki Gou nie były
klimatyczne. Wpasowały się w fabułę i klimat historii. Temu nie można
zaprzeczyć. Pojawiło się nawet kilka stron, które naprawdę mocno mi się
spodobały.
Gdybym miała wybierać to ostatnie opowiadanie najbardziej mi się
spodobało. Jest jedynym, o którym mogłabym cokolwiek powiedzieć. Wcześniejsze
przepłynęły mi przed oczami bardzo szybko i nie zainteresowały na tyle, by
urządzić się w mojej podświadomości. Biorąc pod uwagę, że mam naprawdę dobrą
pamięć nie jest to zbyt duży komplement dla autora ilustracji. Chciałabym móc
porównać twórczość Lovecrafta z tym, co tu otrzymałam. Sądzę, że dlatego chwycę
za te trzy opowiadania i sprawdzę, dlaczego ludzie tak bardzo chwalą tego
pisarza. Być może – jeśli Aypa tego nie uczyni – zrobię na ten temat post na
blogu.
Kyou
chyba napisała dokładnie to, co sama myślę na temat ilustracji. Nie będę się
zbędnie powtarzała, bo w tym aspekcie nasze opinie są prawie w stu procentach
takie same. Jedynie pokuszę się o stwierdzenie, że i na tym polu Tanabe Gou nie
spełnił moich oczekiwań.
Jedna
rzecz nie daje mi jeszcze spokoju – polskie wydanie. Nie chce go zbytnio
krytykować, ale nie do końca jestem zwolenniczką „odzienia” tomiku. Tym razem
obwoluta została wykonana z lekko utwardzonego papieru, którym nie pogardziłby
akwarelista. Jest to nowe doznanie ponieważ w dotyku jest on bardzo milusi. Ale
na tym kończą się jego plusy. Jako, że jestem bardzo uczulona na „przyszły”
wygląd moich mang to ta obwoluta jest chyba najkruchszą rzeczą w całej mojej
kolekcji. Jej odporność na różne draśnięcia wydaje się strasznie mała, a poza
tym zgięcia przy grzbiecie wyglądają jak niechlujne zgniecenia. Lecz pod
względem artystycznym nie jest źle. Podoba mi się to, że bohaterowi są odrobinę
„podkreśleni” wśród buszu nakreślonych kresek. Również lubię połączenie żółci z
bielą i czernią. Pod tym względem tomik prezentuje się dobrze.
Co
do sięgnięcia po opowiadania, też jestem chętna do konfrontacji tego, co
zostało przedstawione w mandze z tym, co mogę zastać w oryginale. Dlatego
myślę, że będzie mi miło jeżeli Kyou jeszcze potowarzyszy mi i przy tym
temacie. Jednak jak na razie ciężko mi powiedzieć kiedy owy wpis by się
pojawił, ponieważ mnie czeka sesja, a Kyou lot do Londynu.
Ogólnie rzecz biorąc jestem zawiedziona. Biorąc pod uwagę fakt,
że przytaczane z opowiadania cytaty mi się podobały, nie skreślam H.P.
Lovecrafta, choć za dalsze części jego dzieł w wersji ilustrowanej chwytać nie
mam zamiaru. Wydawało mi się, że dostanę niesamowitą przygodę, a otrzymałam
tylko jej zwiastun w cudownej obwolucie, która osobiście bardzo mi się podoba.
Dodaje mandze sporo uroku, jednak nie dajcie się nabrać. Wcale nie jest tam
tak, jak powinno. Żaden fan Lovecrafta nie będzie usatysfakcjonowany – tak mi
się przynajmniej wydaje. Może mając znajomość tych opowiadań odbiera się je
całkiem inaczej. Tak czy inaczej to, co
wyszło spod ręki Tanabe Gou okazało się ogromnym rozczarowaniem w ładnym
opakowaniu.
Nic
dodać, nic ująć. :3
Nie umarło, co spoczywać w uśpieniu całe wieki może, a czasu upływ w końcu i śmierć nawet zmorze. ~ H.P. Lovecraft, Zapomniane miasto
Ocena fabuły: 4/10 (może
być)
Ocena postaci: 3/10 (słabe)
Ocena „kreski”: 6/10 (dobra)
OCENA OGÓLNA: 13/30 (43%
- żadna rewelacja)
Ocena fabuły: 5/10 (przeciętna)
Ocena postaci: 4/10 (może być – bo piesiulek)
Ocena „kreski”: 6/10 (dobra)
OCENA OGÓLNA: 15/30 (50% - żadna rewelacja)
Link do naszej wspólnej recenzji Portretu Doriana Graya: http://papierowemiasta.blogspot.com/2015/12/437-recenzja-specjalna-portret-doriana.html
Dziekujemy za uwagę!
~Kyou & Aypa ^^
Fuzja literacka!
OdpowiedzUsuń(gratuluje 100 000 wejśc, sława, pieniądzie i wielka kariera)
Czyli jednak lepiej się nie nastawiać... Mnie forma wydania akurat przypadła do gustu, ale nie znam oryginału, więc na razie sobie odpuściłam.
W sumie są mangi, w których rozwój postaci i ich złożoność jest najważniejsza, ale są też takie, które jadą na fabule lub są zbyt epizodyczne na dostateczne pokazanie postaci, według mnie nijakośc bohaterów nie jest tu wadą. Nie wiem, nie czytałam oryginału, ale czytam wiele jednotomówek - zbiorów oneshotów, a w nich często właśnie postacie nie mają mieć większego znaczenia, co nie przeszkadza w lekturze, nadaje uniwersalności.
Powiedziałabym, że Fuksja. XD (GOD chyba sobie założę skarbonkę na suchary bo poziom co raz bardziej mi się zniża...)
Usuń(gdyby były pieniądze to bym nie pogardziła... ale fajnie się złożyło, że recenzja specjalna weszła na 100 000 wejść. :D)
Niby tak. jednotomówka = nie ma postaci, ale jak pomyślę sobie o Dziewczynach z ruin, albo o Na dzień przed ślubem to to przeświadczenie rozwala się w drobny mak.
(odpisałam na mejla!) :D
Każdy suchar na wagę złota. Złote sucharki. Niejadalne :<
UsuńCzyli postacie są gorzej zrobione niż w Dziewczynach z ruin i Na dzień przed ślubem? ;/
(dzięki wielki, uderzę do nich :D które wydawnictwo jest najbardziej chętne do współpracy?)
Dla mnie tak. I to dośc dosadnie tę różnicę widzę...
Usuń(Każde! Waneko i JG - do nich najkrócej się dobijałam. :3 Później w kolejności jest Kotori - około 2 miechów, a JPF... z dobry rok. XD)
Winszuję tysiąca wejść i takiej ładnej recenzji specjalnej :D
OdpowiedzUsuńCóż, o mandze trudno mi się wypowiedzieć, bowiem ani z nią, ani z twórczością Lovecrafta nie miałam nigdy styczności. Jednakże już wysłuchując różnych opinii uznałam, że to nie dla mnie.
Dziękuję! :3
UsuńJa posłuchałam się opinii, że Lovecraft to WOW. A tu niestety fajerwerków nie było... Może same opowiadania są duuużo lepsze, ale za nie wezmę się w przyszłości. Teraz sesja czeka. :')
Fajnie Wam wyszła ta wspólna recenzja, ciekawie jest czytać różne spojrzenia na dany tytuł. Jeżeli chodzi o samą mangą to jest to niewątpliwie najgorsza pozycja z tego roku.
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Jak na razie to zaplanowałyśmy napisanie kolejnej wspólnej recenzji książki, ale jak będzie z mangą to ciężki orzech do zgryzienia. Anglia trochę daleko, aby podać tomik...
UsuńWłaśnie się zastanawiałam czy to "Ogarowi..." czy może "Demonowi Grzechu" dać etykietkę najgorszej. Ale chyba noty mówią same za siebie. :)
Świetny pomysł z taką recenzją. :)
OdpowiedzUsuńZa ten tytuł podziękuję. ^^'
Szczęśliwego Nowego Roku życzę!
Dziękujemy!! :3
UsuńRównież życzę Szczęśliwego Nowego Roku! ^^
Też nie znam Lovecrafta, więc nie mam prawa na nikogo krzyczeć. xD A tak swoją drogą, bardzo ciekawy pomysł z tymi wspólnymi recenzjami. ;)
OdpowiedzUsuńWracając do mangi, z początku się nad nią zastanawiałam, ale zainteresowanie szybko mi przeszło. Do tego Wasza recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że lepiej ją sobie odpuścić. ;)
Mam nadzieję, że będzie nam dane napisać jeszcze kilka recenzji mang w takiej formie. Bardzo się tym wszystkim ekscytuję, bo frajda przy tym niemała. :D
UsuńPoczyłam się strasznie rozczarowana, bo manga dość nagle pojawiła się w ofercie wydawnictwa, a że wydali ją tak szybko to tez było zaskakujące. No i byłam ciekawa. Nie oceniaj książki po okładce, mówili...
Szkoda, szkoda, że wypadło średnio, bo wizualnie wygląda nieźle. T.T
OdpowiedzUsuń