[mini recenzja] Rebelianci - Atak Tytanów #15



Tytuł: Atak Tytanów || Autor: Hajime Isayama || Wydawca PL: JPF || Tłumaczenie: Paweł Dybała || Ilość stron: 192 || Rok wydania: 2017 (sierpień) || Cena okładkowa: 25,20zł


UWAGA! Nawiązania do poprzednich wydarzeń!

Powinnam sobie kupić koszulkę z napisem Gapa na 120%... Zaplanowałam, że dziś pojawi się recenzja szesnastego tomu Ataku Tytanów, ale oczywiście zapomniałam sobie, że przecież nie napisałam jeszcze takowej do tomu piętnastego. A tyle tu się dzieje! Udajmy więc, że szesnastki jeszcze nie przeczytałam. Rozsiądźcie się wygodnie i zapraszam do przeczytania dalszej części notki, gdzie wylewam z siebie wszystkie emocje dotyczące kolejnego tomiku jednego z najlepszych mangowych tytułów ostatnich lat!

Eren i Christa zostają porwani przez pierwszą kompanię Żandarmerii, której dowodzi Kenny Ackermann. Na ratunek ruszają im przyjaciele z korpusu zwiadowczego pod komendą kapitana Levia. Niestety pojawiają się komplikacje. Cały korpus zostaje oskarżony o działania przeciwko ludzkości. Oczywiście winę ponosi tajny oddział Żandarmerii, jednak polityka panująca w wyższych sferach stara się zatuszować prawdę na wszelakie sposoby. W tym samym czasie Erwin odkrywa, że korona prawowicie należy do rodu Reiss. Postanawia więc umieścić na tronie Historię. Jednak aby plan się powiódł musi najpierw pozbyć się królewskich doradców i samego władcy.

Na tym etapie wtajemniczenia, można zauważyć, że Atak Tytanów ewidentnie dzieli się na tomy informacyjne - gdzie jesteśmy bombardowani nowinkami dotyczącymi świata przedstawionego, oraz akcji - w tych z kolei po prostu dużo się naparzają. Tomik piętnasty należy do tej części informacyjnej. Nie znaczy to jednak, że nic się tutaj nie dzieje. Trochę jatki jest, ale nie jest ona aż tak wyakcentowana, jak to się miało np. przy starciu z Opancerzonym i Kolosalnym. Tutaj istotne są słowa, bowiem bez tego nie da się ruszyć dalej.
A skoro mówimy o ruszeniu naprzód, to w końcu trochę skupiamy się na sytuacji Erena, czyli na tajemnicy jego tytana oraz tego, jak otrzymał swoją moc. Oczywiście zbyt pięknie być nie może, ponieważ na tym kończy się ten tomik...

Wróćmy jeszcze do środka tomiku, gdzie Smith organizuje pucz. Właśnie w tej części jest dużo politycznej paplaniny, która mimo bycia właśnie polityczną paplaniną, nie jest taka nudna. Między innymi, dlatego, że Erwin, jako głowa korpusu Zwiadowczego zostaje pojmany ze względu na ostatnie starcie między oddziałem Levia a specjalną jednostką Żandarmerii. Oczywiście władza dąży do tego, aby Erwina ukatrupić, co dodaje trochę niepokoju do całej tej sytuacji. W między czasie działa także Levi, starając się zdobyć informacje o położeniu Erena i Christy oraz Henge, która dąży do pokazania cywilom prawdy o niedawno popełnionych przestępstwach.

Cała ta historia żyje. Wszystko dzięki bohaterom, których ostatnie działania są bardzo naturalne. Oczywiście sami uważają niejednokrotnie, że działają w szalony sposób, jednak jest to głos desperacji - a to chyba jeden z najbardziej naturalnych odruchów. Początkowa sztuczność, stworzona przez wrzeszczącego Erena chcącego mścić się na tytanach, zniknęła. Możliwe, że odniosłam takie wrażenie przez to, iż Pana Zbawienie Ludzkości po prostu ostatnio było mniej na kartach komiksu... Zostawiając już tego biednego Erena w spokoju, uważam, że piętnasty tomik Ataku Tytanów momentami zaczął balansować na krawędzi między shounenem a seinenem. A to wydaje się wychodzić mu tylko na lepsze.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu JPF! 💛

Komentarze