One-Punch Man #13-15 - UPDATE



Halko. Znowu mi się na chwilę zniknęło, ale po prostu cieszę się wakacjami. Przez ostatni tydzień zaczytywałam się w pewnej GRUBAŚNEJ, ostatnio wydanej i wielce przeze mnie wyczekiwanej książce. W tym czasie nie mogłam skupić się na niczym innym, bo za bardzo przeżywam to, co dzieje się w tym cyklu. Jeżeli jeszcze nie wiesz, co to może być to podpowiem, że nazwisko tej pani, która pisze takie fantastyki zaczyna się na "C", a kończy na "lare". No, ale dziś przychodzę z goła odmienną gatunkowo mangą - One-Punch Manem.


O wydaniu nie będę już pisać, bo w tym aspekcie nic się nie zmieniło. No, może tylko tyle, że obwoluty lubią zaskakiwać ukrytą zawartością (he he). Skupmy się na wydarzeniach przedstawionych w tomikach #13-15. Przede wszystkim sprawa głównie kręci się w okół inwazji potworów, które postanowiły utworzyć swoją własną organizację, będącą anty-POSSem. Ataki są odnotowywane w każdym mieście, a jedynymi osobami nieświadomymi zagrożenia są ludzie zebrani na arenie, na której odbywa się turniej sztuk walki. W imprezie bierze udział Saitama, gdyż chce bliżej przyjrzeć się specyfice tej formy walki. W końcu na wolności jest Łowca Bohaterów, Garou, który to jest uczniem bohatera klasy S i mistrza sztuk walki, Banga. 

To tak mniej więcej przedstawia się fabuła tomików #13-15. Czy jest to ciekawe? Tak, jest, ale i do pewnego stopnia przewidywalne. To do czego nie można przyczepić w tej serii to dynamika rysunku, a w szczególności sceny walki. Są czymś naprawdę niesamowitym i widowiskowym w O-PM. Obecnie jest to dla mnie najlepsza część tego komiksu, bo naprawdę świetnie ogląda się lejących ze sobą złoli i bohaterów. Szczególnie wtedy kiedy mają absurdalnie, nierealne umiejętności, bo można i trochę "poprzeżywać", ale także często się pośmiać z mimiki, gestu czy - jak w przypadku jednej sceny z #14 tomiku - "pomocy" (byłych) kolegów po fachu*. Jednak mimo dynamicznych walk, to przez dużą część tych tomików byłam znużona monotonnością dialogów i typowo bohaterskimi frazesami. Nie powiem, ogółem stylizacja wypowiedzi jest dobra, ale jak po raz n-ty jest powtarzane w sumie to samo to można się znudzić... A wierzcie mi, za pierwszym razem da się załapać, że POSS jest w dupie, bo potwory mają do zrealizowania wielki plan. 

Co zaś się tyczy bohaterów to znów pojawia się duża ilość nowych twarzy, które są tylko chwilowymi zapychaczami, by móc pośmiać się z dziwnego stroju, nazwy czy umiejętności. Mimo świetnego humoru, jaki jest w tej mandze, nowe sylwetki zostały przeze mnie zepchnięte totalnie na margines, bo uznałam to za zbędne wytrącenie z atmosfery istotniejszych wątków.


Ogółem seria zaczęła się z wysokiego C i myślę, że nadal ten poziom utrzymuje, jednak świeżość jaką odczuwam w pierwszych tomikach, po jakimś czasie gdzieś uleciała. W One-Punch Manie wytworzyła się pewna monotonia, która mnie zasmuca, ponieważ uwielbiam tutejsze charaktery i humor z jakim przedstawiane są bohaterskie historie. Niestety żart, który jest wielokrotnie powtarzany, w pewnym momencie powszednieje i z przykrością stwierdzam, że na tym etapie dotknęło to tej serii. Lecz nie powiem, że nie mam nadziei na poprawę, ponieważ #15 tomik wiele obiecuje, tak więc w kolejnych tomikach może znajdzie się to, czego zabrakło mi w tych trzech.

*O-PM #14, str. 37.

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu JPF. :3 

 

Komentarze