Anime Corner #2



Miałam dylemat. W sumie teraz pisząc te słowa nadal mam. Zastanawiam się, bowiem czy napisać tego posta w październiku, czy zostawić go sobie na kolejny miesiąc...? Ten problem może w pierwszej chwili wydać się śmieszny, jednak biorąc pod uwagę fakt, że zaczęłam trzeci rok na uniwerku i to co mnie w ciągu niego czeka może sprawić, że moje małe animcowe zestawienie zostanie przesunięte na przerwę świąteczną. A to może spowodować, że zapomnę o tych wszystkich ważnych rzeczach (mimo notatek), o których chciałam napisać o seriach, które zaczęłam już w lipcu (może już coś zapomniałam!?). Co prawda, poprzednia taka notka pojawiła się jakieś 2 miesiące temu, ale przez to, że czuję się trochę postawiona pod ścianą, chyba nie mam zbytnio tego luksusu, by odłożyć to na później. Dlatego niech dzieje się co chce! Przed Wami moje skromne, subiektywne opinie o anime, które obejrzałam podczas wakacyjnej przerwy! 😎


Pierwszą pozycją na tych wakacjach było Tsuki ga Kirei. Anime to opowiada o dwójce nastolatków, którzy małymi kroczkami zakochują się w sobie i odkrywają co to znaczy być w związku. Jak to w takich seriach bywa są wzloty i upadki, czy też osoby trzecie, przez które przyjaźń zostaje wystawiona na próbę. Czytając opis tej produkcji wiedziałam na co się piszę. Mimo to, dynamika tego anime mnie pokonała. W okolicach 5/6 odcinka zaliczyłam dłuższą przerwę, ponieważ wszystko pełzło w ślimaczym tempie. Nie potrafiłam jednak tej historii tak po prostu zostawić. Pod koniec sierpnia udało mi się je zakończyć.
W dalszej części Tsuki ga Kirei nabrało trochę większej prędkości, jednak nie znów tak wielkiej by zniszczyć swoją delikatność. Aż pokuszę się o stwierdzenie, że jest ono bardzo liryczne i przedziwnie mocne w swoim delikatnym wyrazie. Nie ma tutaj rozwrzeszczanych, super przebojowych postaci, które ulegają słowotokom. Ba! Wydaje się wręcz, że ilość dialogów jest zatrważająco mała, szczególnie jeżeli uciąć wszystkie wydane przez bohaterów "un" i "uun". Mimo to fabuła wcale na tym nie traci. Historia potrafi oczarować. Dodatkowo jest  zamknięta i kompletna - włączając do tego ostatni ending. Co więcej, całość posiada bardzo ładną oprawę graficzną. No dobra, jest jeden minusik - trójwymiarowe postaci w tle. Za mieszaniem 2D z 3D nie przepadam, ale tutaj było to na tyle subtelne, że mogłam na to przymknąć oko.
OCENA: 4/5


Dość nietypowym wyborem był harem pod jakże trudną do spamiętania nazwą Busou Shoujo Machiavellianism (chciałabym usłyszeć Japończyka wymawiającego ten tytuł...). Sama dokładnie nie wiem co mnie podkusiło by spędzić kilka godzin przy tym anime. Kiedy się na nie natknęłam pomyślałam, że może być ciekawe (a potrzebowałam czegoś lekkiego, nieangażującego). I muszę przyznać, że do samego końca była jedna rzecz, która mnie trapiła. Mianowicie, ciągle zadawałam sobie jedno pytanie: O CO TU KURNA CHODZI?!
Akcja Busou... ma miejsce w szkole, która niedawno przeszła na system koedukacyjny. Na jej korytarzach roi się od dziewuszek z bronią. Chłopcy zostają postawieni pod ścianą, ponieważ muszą "wpasować się" i żyć pod dyktandem swoich koleżanek. Wszystko się zmienia, kiedy na terenie placówki pojawia się nowy uczeń. Cały porządek, jaki dziewczęta wypracowały zaczyna chylić się ku upadkowi...
Tak przynajmniej jest na samym początku tego tworu, bo potem okazuje się, że... w sumie to sama nie wiem co mogę napisać. Ogółem Busou... wydało mi się nijakie (chciałam coś nieangażującego, ale nie aż tak...). Coś próbowano tutaj stworzyć, ale ani to nie jest poważne, ani też śmieszne - bardziej tragiczne i żenujące... Nasuwa się więc pytanie, dlaczego w ogóle obejrzałam to do końca? Otóż, pojawiła się bohaterka, która mnie zaintrygowała, a była to tzw. Cesarzowa (w screenowym pasku ostatnie ujęcie). Pojawiła się w pierwszym odcinku, a później co jakiś czas o niej przypominano, by na końcu mogło dojść do konfrontacji protagonisty z panią Boss. Ale tak prócz tego to nic specjalnego. Czuję się trochę tak, jakby nie wykorzystano potencjału tej serii i na siłę próbowano zrobić komedię(?), w której pojawiają się wszelakiego rodzaju dziewczynki, jakie animcowy fandom może dostać. Pocieszające jest to, że całość wygląda naprawdę dobrze, także przynajmniej można te 12 odcinków spędzić na gapieniu się na ładne twarzyczki bohaterek.
OCENA: 2/5


I to były wszystkie eksperymentalne serie, jakie obejrzałam. Dalej będą już tylko kontynuacje, a jedną z nich jest Boruto. Poprzednim razem wspomniałam o mojej tęczowej gamie odczuć, co do kontynuowania tego universum, dlatego dziś skupię się tylko na tym co wydarzyło się między 14 a 24 odcinkiem serii.
Nie ma co ukrywać, było kilka sytuacji, które lubię nazywać zapchaj-dziurami. Takie momenty są potrzebne, bo pozwalają nam odczuć rzeczywistość tej serii (odcinek z życia rodziny Uzumaki!!! 💘💘💘), ale ja jestem bardzo niecierpliwa, jeżeli chodzi o czekanie na kolejne odcinki. Stąd też mój system przy One Piece (wspomniałam poprzednim razem*). Również zaczęłam go stosować przy oglądaniu Boruto, bo wiem, że jak zacznie robić się bardziej poważnie, to w pewnym momencie wyrzucę laptopa przez okno...
Ogółem podczas oglądania tych 10 odcinków pojawiła się konkluzja, że wydarzenia z Boruto nie są tak ot wydanym, zupełnie nowym, osobnym tworem. Prócz oczywistości (czyli poprzedniego tasiemca), łączy się z filmem The Last oraz odcinkami opartymi na nowelkach (pasuje je sobie kiedyś przeczytać :D), dlatego pod tym kątem ta seria jara mnie niesamowicie. Co więcej dostaliśmy też epizod z Gaidena, gdzie Sarada poszukuje odpowiedzi na pytanie, czy Sakura jest jej biologiczną matką. I owszem zgadzam się z tym, że początkowo jest tutaj mało logiki (bo Afera Sharinganowa, bo TA kobieta nosi okulary, bo Chocho i jej RZyciowe rozterki), ale przymykając na to oko, uważam, że historia była dobra. Morał został przekazany. Ja się dobrze bawiłam, a nawet raz oczy mi się spociły (#team7 💙).
OCENA: 4/5


Kolejną kontynuacją był drugi sezon Boku no Hero Academia. Dużo osób mówiło mi, bym tę serię obejrzała, z uwagi na to, że drugi sezon jest trochę bardziej Ultra niż pierwszy. Mieli rację, ponieważ zmagania Izuku i reszty oglądało mi się tym razem dużo lepiej (i płynniej) niż za pierwszym razem. Przede wszystkim nie zauważyłam, by na siłę przeciągano co niektóre momenty, co było zauważalne  w poprzednim sezonie. To chyba największy plus tej produkcji. Co więcej całość została utrzymana we wcześniej wprowadzonej stylistyce, a ta jak najbardziej mi odpowiada. Dołożę do tego od razu muzykę z openingów, ponieważ oba trafiły w moje gusta. A endingi? Były dobre, ale jakoś za bardzo mnie nie chwyciły. Będę wypatrywać kolejnego sezonu, ponieważ wkręciłam się w te serię. Na pewno też sięgnę po mangę, która ma pojawić się pod koniec tego roku. Jestem ciekawa, czy, a jeżeli tak, to jak bardzo, anime różni się od oryginału. 😝
OCENA: 4,5/5


Na sam koniec zostawiałam sobie serię, którą spychałam na bok przez bardzo długi czas, za względu na to, że po drugim sezonie, byłam za bardzo nakręcona... No ale w końcu siadłam (dziękuję Gwathgorku :3), obejrzałam i muszę powiedzieć, że ten sezon Haikyuu!! był pełen niesamowitych emocji.
Już po pierwszym odcinku wiedziałam, że ending znajdzie się na mojej liście. Po pewnym czasie zdecydowałam się też dodać opening. Jednak tego czasu znów nie było tak dużo, ponieważ ten sezon oferuje nam tylko 10 odcinków, które przedstawiają mecz z Shiratorizawą o wejście na krajowe. Jak napisałam wcześniej ten sezon przysporzył mi wiele emocji. Momentami miałam ochotę skandować razem z publicznością (albo pobudzić ją do działania...). Prócz samego meczu oczywiście pojawiły się rozterki i wspomnienia poniektórych chłopców z Karasuno. Niewątpliwie światło jupiterów było skierowane na Tsukkiego, który od samego początku był jedną z moich ulubionych postaci. Ogółem chyba żadnego z chłopaków z Karasuno nie da się nie lubić. Te 10 odcinków mocno nakręciło mnie na kolejny sezon, którego będę wyczekiwać z niecierpliwością. Oczywiście trochę żałuję, że było to tylko tyle i że był to tylko mecz. Wolałabym dostać pełny 25 odcinkowy sezon... No ale tym też nie pogardzę, ponieważ pokochałam tę sportówkę. Teraz mam tylko nadzieję, że inne ważniejsze mecze nie będą już tak rozdzielane, oraz że kolejny sezon nie będzie tylko przerwą między Shiratorizawą a kolejnym przeciwnikiem. 🙈
OCENA: 5/5

To by było tyle w tym zestawieniu. Jak na wakacje to za wiele anime nie obejrzałam... Cóż, mogło być więcej, ale było chociaż tych kilka. Jak widać OP nie nadrabiałam. Zostawiłam sobie tego tasiemca na przestój, który prędzej czy później mnie nawiedzi. Na chwilę obecną chcę pooglądać trochę nowości. Cel jest taki, by pomalutku wykreślać tytuły ze spisu, a tych jak zawsze przybywa. Na razie jednak mogę wykreślić cztery oraz z aktualizować numerki przy Boruto. A jak tam Wasze animcowe listy?😛

Pomyślałam sobie, że może by tak pod tym wszystkim dodać jeszcze listę piosenek, które wpadły mi w ucho i od dłuższego czasu ich słucham. Wychodzi więc na to, że z tej notki to:
Kenshi Yonezu - Peace Sign (Boku no Hero Academia 2) [KLIK]
amazerashi - Sora no Utaeba (Boku no Hero Academia 2) [KLIK]
BURNOUT SYNDROMES - Hikari Are (Haikyuu!! 3) [KILK]
NICO Touches the Walls - Mashi Mashi (Haikyuu!! 3) [KLIK]

Komentarze

  1. I tak oglądasz więcej anime niż ja XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ostatnio to mnie jakoś na nowo przekonało. :D Chociaż przez bardzo długi czas miałam przerwę (no wyjątkiem jest YoI oraz tasiemce XD).

      Usuń
  2. Mnie akurat ten odcinek z życia Uzumakich rozczarował, bo widziałam go już wcześniej jako special. Poczułam się oszukana, że dwa razy wciska mi się to samo.
    Boku no Hero jest stosunkowo wierne mandze, drugi sezon serwuje jeden filer i parę zmienionych szczegółów. Mimo to warto sięgnąć po mangę, moim zdaniem te najlepsze momenty dużo lepiej w niej wypadają, mają większy ładunek emocji :D
    Mashi Mashi <3 Hikari Are <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O. Ja wszystkich specialów nie oglądałam, bo albo nie miałam nastroju, albo po prostu o nich zapomniałam XDDDDDDD #wielkifan
      To już odkładam sobie klepaczki na prenumeratkę mangi. <3
      <3 <3 <3 Akurat Mashi Mashi mi teraz w tle leci :D

      Usuń
    2. Wszystkich to ja też nie, ale miałam taki czas, że obczajałam to, co działo się po zakończeniu głównej serii, to i na tego specjala padło.

      Usuń
    3. Rozumiem. Kilka może też sobie jeszcze kiedyś obejrzę, ale zostawię to sobie na takie moje humorki :P

      Usuń
  3. Ja tasiemców się nie tykam, ilość odcinków zawsze mnie przeraża :v

    Może kiedyś obejrzę Haikyuu!!, ale i tak nie jestem w stu procentach przekonana ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś też nie chciałam się tykać tych długaśnych serii, ale pewnego dnia włączyłam i popłynęłam. XD
      Włącz pierwszy odcinek i zobaczysz, czy Ci przypasuje. :D Ja przeżywałam go jak głupia. W dodatku oglądałam go wiele razy... Jakoś tak się akurat z nim zżyłam emocjonalnie. :P

      Usuń
  4. O, akurat prawie wszystko oglądałam albo oglądam ^^

    Tsuki ga Kirei to była moja najprzyjemniejsza niespodzianka tegorocznej wiosny, na początku podobało mi się najmniej z oglądanych w tamtym sezonie serii, a ostatecznie zostało ulubioną... no, ulubioną ex aequo, ale zawsze... z niesequelowych. Niby nic odkrywczego, ale takie sympatyczne i naturalne.

    Machiavellianism jest durny jak nie wiem i można by eseje pisać o tym, co jest z nim nie tak, ale, no, przyjemnie mi się toto oglądało, o wszystkie ewentualne kontynuacje czy insze OAV-ki też z chęcią zawieszę oko.

    W BnHA ledwo skończyłam arc turniejowy, faktycznie, stopniowo sezon wyrabia się na znacznie lepszy od pierwszego, ale nadal nie zachwycam się tą serią jakoś specjalnie.

    Oooch, trzecie Haikyuu!! (aka Tsukki is Awesome) <3 Miesiąc temu skończyłam rewatchać drugi sezon, a do powtarzania tego jakoś nie mogę się zebrać, pewnie dlatego, że potem to już tylko mi zostanie siadać do mangi, którą wolałabym czytać w wersji papierowej. Co do kolejnych sezonów, na podstawie tego, co wiem o mandze, mam jedno marzenie - tak bardzobardzo chcę zobaczyć w wersji animowanej tej jakiś jeden przyszły mecz, w którym Karasuno gra w drugich strojach, w sensie wszyscy poza Noyą na pomarańczowo xDD
    A tak poza tym Mashi Mashi jest świetne, a Hikari Are epickie do kwadratu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 <3 <3
      Tsuki było kochane, taki na jeden raz, ale bardzo miłe i przyjemne.
      Ja niestety raczej przez dłuższy czas po taka serie jak Machiablablabla nie sięgnę. Ładne było i jakoś się to oglądało, ale po prostu szkoda mi czasu - wolę nadgoniać zaległości.
      Mam podobne odczucia do BnHA, bo nie czuję się mega nakręcona przez tą serię, ale na pewno będe wypatrywać kolejnego sezonu. :D Lubię takie shouneny. :3
      A co do Haikyuu!! to... Fajnie by było jakby ktoś się pokusił na mangę... ale cóż. Prawdopodobnie jeszcze sobie poczekamy, gdyż jej wydanie będzie się na pewno wiązać ze sprzedażą Kuroko... (jakoś tak Waneko najbardziej mi pasuje do wydania tej serii XD) albo też szansa będzie przy starcie 4 sezonu. Poczekamy, zobaczymy, czy coś. XDD
      No i pomarańczowe stroje! AWWW! *^*

      Usuń
  5. czytam każdą notatkę ale nie pod każdą piszę. Pech taki, że jeszcze mało znam mang czy anime. I głupio mi pod każdą pisać - nie znam, nie słyszałam. To już byłoby nudne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie szkodzi. :D Dziękuję za zainteresowanie <3 <3 , ale jak tylko masz coś do powiedzenia to śmiało pisz! ! jeżeli chciałabyś jakieś polecajki do konkretnych gatunków to też pisz XD Może będę mogła pomóc. :3

      Usuń

Prześlij komentarz