142. ILEGENES: ŚCIEŻKI OBSYDIANU #1 ~ Mizuna Kawabara x Kachiru Ishizue



Tytuł PL: Ilegenes: Ścieżki obsydianu
Tytuł JP: イルゲネス~黒耀の軌跡~ [Irugenesu ~Kokuyou no Kiseki~]
Scenariusz: Mizuna Kawabara
Ilustracje: Kachiru Ishizue
Wydawca JP: Mag Garden
Wydawca PL: Studio JG
Ilość stron: 178
Data wydania JP: 2008
Data wydania PL: 2015 (lipiec)


Ilegenes to wyspa będąca znanym na całym świecie ośrodkiem badań, symbolem postępu technologii i inżynierii genetycznej. Jednak zarówno oficjalne badania, jak i znajdująca się na wyspie Akademia Militarna to jedynie przykrywka dla nielegalnego biznesu wartego fortunę. Na Ilegenes tworzone są bowiem klony sprzedawane za ogromne pieniądze na czarnym rynku. Jeden z uczniów akademii, 17-letni Fon Fortinbras Littenber, jako dziecko był świadkiem śmierci swoich rodziców. Aby zemścić się za tę zbrodnię postanowił nie tylko doprowadzić do zaprzestania nielegalnej działalności naukowców z Ilegenes, ale też doprowadzić do ostatecznego zniszczenia wyspy.

Nie ma co. Trzeba przyznać, że opis od wydawnictwa jest bardzo zachęcający. Kierując się nim można wyobrazić sobie codzienne treningi młodych adeptów, miejsca otoczone przez najnowocześniejsze technologie, czarne typy czające się w ciemniejszych uliczkach, a przede wszystkim jakieś wybuchy, strzały i tym podobne. Nic tylko dobra dawka akcji, na tle szkolnym. Tymczasem po przeczytaniu pierwszego tomiku, ten groźny wizerunek runą niczym domek z kart. Powód jest prosty – wydarzenia, jakie są przedstawione w jedynce Ilegenes przypominają mi szkolne yaoi. Z tą różnicą, że główni bohaterowie jakoś nie są sobą zainteresowani w typowy dla BLów sposób (chociaż mój mózg rejestruje wszystkie dwuznaczne ruchy. Huhu.).
Jeżeli już mówię o otoczce BL wokół Ilegenes to napisze kilka zdań o okładce i obwolucie. Na przedniej stronie tomiku możemy podziwiać dwóch młodych chłopaków, którzy są przedstawieni w sposób kojarzący się jednoznacznie – To jest yaoi! Gdy patrzę na tę ilustrację to od razu przypomina mi się wizyta w empiku z kolegą. Jednoznacznie stwierdził, że jest to tytuł o gejowskiej miłości. W rzeczywistości tak nie jest. I w tej chwili nie wiem czy to dobrze, czy nie. Ale pomijając ten temat, okładka jest wykonana w najlepszej jakości. Bo, prócz przepięknego obrazka na obwolucie, skrywa pewien drobiazg, który cieszy oczy. Dla obwoluty jest to pozłocenie napisów, bądź tego pola „pod” nimi, a dla okładki jest to posrebrzenie innych, wydrukowanych podobizn głównych bohaterów. Wygląda to tak cudownie, że aż mnie podkusiło na zrobienie kilku zdjęć temu tomikowi. Poza tym i reszta wydania jest bardzo dobra. Strony nie „prześwitują”, tusz jest prawdziwie czarny, a tomik trzyma się w jednym kawałku.





Zostańmy przy oprawie graficznej trochę dłużej. Kachiru Ishizue jest już drugą artystką, której prace w kolorze zachwycają mnie do tego stopnia, iż trafia do grona moich ulubieńców, przy czym stroniczki mangi jakoś nie mają już tego samego uroku. Oczywiście są one śliczne – takie dokładne, precyzyjne, szczegółowe, ale nie wyczułam tego czegoś, co od razu zapiera dech w piersiach. Za plakat z Fonem w otoczeniu pawich piór dałabym się pokroić, czy też za inny z kolorową grafiką mangaczki. Ale środek, choćbym chciała, nie pozwala mi tak samo uwielbiać tej autorki za czarno białe ilustracje.

Chociaż strona artystyczna w tym tytule wypada dość dobrze, to czy to samo można powiedzieć o fabule? Po pierwszym tomiku nie jestem do tego taka przekonana. 
Pierwszym, co mnie zagięło to nazwiska postaci. Rozumiem, że autorka chciała stworzyć otoczkę zachodnio-europejskiego świata, ale litości! Próbując przeczytać te nazwiska w normalnym tempie czytania bez połamania języka to cud nad cudami. Poza tym jeżeli już tak bardzo chciała nazwiska podlatujące pod francusko-niemieckie rejony, to są prostsze. Aż mnie ciekawi, jak Japończycy sobie radzą z nimi pod postacią katakany. Jednego jestem pewna – na pewno są oni bliżej prawidłowej wymowy niż ja. Ale w sumie, później i tak nie używamy ich pełnych nazwisk tylko skróconych wersji imion, np. Fon, Jack, Nicolas.
Drugim spostrzeżeniem, jest porównanie Akademii Wojskowej do amerykańskiego high school z filmów dla młodzieży. Taką namiastkę amerykańskiego stylu można też znaleźć w Mój drogi bracie... – Sorority i te sprawy. W Ilegenes również występuje podział na osoby „lepsze” oraz „plebs”. Ci, którzy mają wielkie majątki, a ich rodzice są ważnymi szychami należą do tak zwanych Platynowców. Cała reszta to „Słonie” – ich nazwa pochodzi od kości słoniowej. Ale to nie koniec amerykańskiego filmu. Fon, jako że jest najmłodszym i w dodatku najlepszym uczniem w szkole jest „prześladowany” przez grupę chłopaków z Platynowców. Dlatego ci, widząc w szarym „słoniku” zagrożenie, podkładają mu kłody pod nogi. Naprawdę widzę tu grupkę ultra popularnych blond cheerleaderek przeciw grupce zdolnych, normalnych ludzi.
Najbardziej jednak boli mnie to, że tytuł ma potencjał, a przez ponad trzy czwarte tomiku mamy do czynienia z „kabaretem”. Wiem, że jest to po to, aby zaznajomić się z postaciami, które swoją drogą nie są najgorsze, ale bez przesady. Mamy motyw czarnego handlu, w ogóle czarnego, szemranego interesu, który łączy się z Fonem. Chłopak z kolei marzy o zemście na członkach organizacji znanej jako Black Market, przez których utracił rodziców. Dlatego, ja się pytam, dlaczego ten temat nie jest poruszony wcześniej i bardziej?!

Najsłabiej w Ilegenes przyjrzałam się bohaterom. Przez te dziwne, szkolne zawirowania w ogóle nie chciałam poznawać reszty. Obchodził mnie tylko wątek Fona i Jacka. I chyba tych bohaterów mogę uznać za moich ulubieńców. Fon jest geniuszem. Co tu wiele mówić, już w wieku siedemnastu lat, a zatem dwa lata wcześniej, dostaje się do Akademii Wojskowej. W dodatku jest on synem znanego doktora, który miał wpływ na technologie na wyspie. Można by odnieść wrażenie, że chłopak nie ma łatwo, ponieważ nikt nie chce z nim rozmawiać, on jednak się tym nie przejmuje – to sugeruje, że jest on typem samotnika, dążącym do jednego celu. A tym z kolei jest zemsta na członkach Black Market. Gdy tylko przeczytałam fragment, kiedy Jack wychwalał niezwykłe oczy kolegi w mojej głowie pojawił się inny charakter, który prawie idealnie pasuje do tego opisu. Jeżeli, ktoś nie uważa, że Fon i Sasuke z Naruto są podobni to niech się zgłosi i mnie opamięta (zamordowani rodzice, chęć zemsty, genialne dziecko i w dodatku niezwykłe oczy!). Co zaś tyczy się Jacka to jest to postać tajemnicza. Nie wiemy o nim zbyt wiele. Tylko tyle, że jest trochę starszy od swoich kolegów oraz że był poza Ilegenes. Poza tym jest to przyjemny typ charakteru, do którego żeńska część czytelniczek może sobie powzdychać.

Podsumowując – trochę nie tego się spodziewałam. Myślałam, że znajdę tu więcej akcji związanej z nielegalną działalnością na wyspie. Dostałam natomiast tomik o szkolnych perypetiach przyszłych wojskowych... Nie powiem, wątek główny jest dla mnie jak najbardziej godny pochwały, niestety został on przykryty „cyrkiem” z Platynowymi. Jest to pierwszy tomik, a tu mogą pojawić się jakieś potknięcia, jednak tym razem trochę tego za wiele. Mam już wiele serii, które są, jak ja to zwę, „umilaczami” czasu, dlatego na Ilegenes się nie porwę. Chyba, że w kolejnych tomach znajdę moją upragnioną „rozpierduchę”. Wtedy to się może bardziej nad tym tytułem zastanowię. Graficznie jest jedna z piękniejszych mang, ale fabuła pierwszego tomu mnie zabiła... Chociaż ostatecznie aż tak źle nie było.

Ocena fabuły: 5/10 (przeciętna)
Ocena postaci: 6/10 (dobre)
Ocena „kreski”: 9/10 (wybitna)
OCENA OGÓLNA: 20/30 (67% - nieprzeciętny pomysł)

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Studio JG oraz Yatta.pl!


Komentarze

  1. W pewnym bardzo dobrze mi znanym miejscu jest podział na klasę dobrze uczących się, klasę bogaczy, dwie klasy przeciętniaków i klasę najcięższą do ogarnięcia. Tak, że co tu mówić o Japonii, Ameryce i AU, skoro w Polsce niektórzy bawią się w takie praktyki.

    Główna akcja dzieje się 10 lat po mandze - w light novelce, gdzie znajduje się główna fabuła, a nie w samym prequelu, który jest u nas wydawany. Manga wyjaśnia tylko dlaczego i jak rozwinęły się przyszłe charaktery bohaterów, więc wybuchy, akcja i tym podobne na dzień dobry dopiero w książkach i liczę na to, że JG je jednak wyda ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szkoda. :( Bo ta część mnie zainteresowała. Fona lubię, ale bez przesady. A tylko dla niego nie będę kupować całej serii. :'(

      Usuń
  2. Japończycy bardzo lubią ten motyw podziału na słabsze i lepsze klasy, ogólnie to zjawisko jest często wykorzystywane w m&a. Ja osobiście nie wywodzę się ze środowiska, w którym taki dosadny podział istniał, ale np. wiem, że gdy poszłam do liceum w mieście jako jedyna osoba z gimnazjum z poza tego miasta, a dokładniej z małej wsi obok to traktowano mnie zupełnie inaczej, gorzej niż całą resztę i nikt nie wierzył, że mogę coś osiągnąć. :) I nie chodzi mi tutaj o rówieśników, bo z nimi dogadywałam się bardzo dobrze, mam na myśli nauczycieli. No więc no cytując nieśmiertelnego Geassa ludzie nie są sobie równi, ale to chyba nie o tym miałam. haha xD Co do samej mangi to już dla samej okładki jestem skłonna ją kupić, jest przepiękna! *Q* Dzięki za tak bogaty opis! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak okładka bogata to i opis tez musi być upstrzony. :P
      Nie powiem, że nie ma podziaółw w każdej szkole, jednak tu, to co się dzieje dosadnie przypomina mi "Wredne dziewczyny" czy jakieś inne american movies. XD Może troche zbyt "ostro" mi sie to skojarzyło, ale nie potrafię o tym tomiku inaczej myśleć. X'D

      Usuń
  3. Ta obwoluta zdecydowanie jest myląca. o.o "Ilegenes" jakoś od samego początku nie przyciągnął mojej uwagi i nic się pod tym względem nie zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Obwoluta tej mangi faktycznie jest śliczna. Kreska też. Koleżanka przeżyła podobne rozczarowanie - liczyła na coś innego, a nie na szkolne klimaty. Ja się na nic nie nastawiałam, więc takiego zawodu nie przeżyłam. Chętnie przeczytam resztę, Jake jest fajny ^^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz