96. SEKAIICHI HATSUKOI ~ Shungiku Nakamura – TOMIK PIERWSZY
[Yaoi]
Tytuł: Sekaiichi Hatsukoi: Przypadek Ritsu Onodery
Tytuł alternatywny: 世界第一初恋 [Sekaiichi Hatsukoi]
Autor: Shungiku Nakamura
Wydawca oryginalny: Kodokawa
Wydawca polski: Waneko
Ilość stron: 194
Data wydania: luty 2015
Tytuł: Sekaiichi Hatsukoi: Przypadek Ritsu Onodery
Tytuł alternatywny: 世界第一初恋 [Sekaiichi Hatsukoi]
Autor: Shungiku Nakamura
Wydawca oryginalny: Kodokawa
Wydawca polski: Waneko
Ilość stron: 194
Data wydania: luty 2015
Zmienić miejsce pracy
tylko po to, aby udowodnić swoją wartość? Tak właśnie postąpił Ritsu Onodera –
młody, i jak sam siebie nazywa, rozgoryczony pesymista, któremu udaje się
dostać posadę jako redaktora mang shoujo. Jak dla osoby lubującej się w
powieściach jest to cios prosto w serce. Ale żadna praca nie hańbi i Onodera,
chociaż z dużym zębo-ściskiem, solidnie przykłada się do wykonywania nowego
fachu. Jednak ciągłe pochylanie się nad historyjkami pełnymi pierwszych zauroczeń
i poważnych miłości, rozdrapuje dawno zasklepioną ranę. Czy kiedyś Odonerze uda
się całkowicie zapomnieć o „tej” osobie? Cóż, jego szef – Masamune – ma na ten
temat trochę inne zdanie...
Błagania w końcu
zostały wysłuchane. Nareszcie pojawił się długo oczekiwany przez większość
fujoshi (chyba to ładniej brzmi niż
spolszczona wersja – yaoistka) tytuł. A przynajmniej jeden z nich – Sekaiichi
Hatsukoi. Nie będę ukrywać, że też po cichu liczyłam na wydanie tego
tytułu na naszym, coraz bardziej rozwijającym się ryneczku, ale z czasem moje
nadzieje przygasały. Zdecydowanie była to dla mnie duża niespodzianka, bo był
to jeden z moich pierwszych tytułów wśród yaoi, jednak w wersji animowanej,
która nie ukazywała wszystkiego, co zawarte zostało w mandze.
Po pierwsze, jak
wskazuje gatunek mamy do czynienia z Yaoi, nawet przez duże „Ya”. Kiedyś w
czasach, kiedy jeszcze często czytywałam mangi na Internecie, przypomniało mi
się coś takiego jak Junjou Romantica. Anime bardzo polubiłam i chciałam sobie
odświeżyć pamięć oraz dowiedzieć się jak wygląda manga. Nie zapomnę tego, jak
bardzo byłam zdziwiona tym, co zastałam w mandze... Niestety były to czasy
kiedy myślałam, że wcześniej wymieniony tytuł jest shounen-ai również jako
manga, a yaoi to tylko nazwa wymienna. Tak wyglądały moje pierwsze kroczki jako
fujoshi. Sekaiichi był drugim tytułem. Na chwilę obecną ciężko mi
powiedzieć, co bardziej mi się spodobało, ale... Chyba zaczęłam troszkę
odbiegać od tematu. Skupmy się na Sekaiichi.
Gdybym miała w dużym skrócie
napisać o co chodzi w tej mandze napisałabym: pewien chłopak spotkał innego chłopaka
i się zakochał. Miłość nie wyszła, a za to były pewne nieporozumienia. Teraz
chłopak jest już panem i stało się tak, że ten pan spotkał ponownie innego
pana... Nie dość, że brzmi to jakby układał to początkujący, młody (bardzo
młody) pisarz, to zalatuje na kilometr fabułą niczym z meksykańskiej telenoweli.
Jednak Sekaiichi ma więcej wdzięku i przez pewne smaczki fabuła tego
tytułu jest dość niezwykła. Pierwszym z tych smaczków jest humor autorki.
Możecie uznać, że jestem już całkowicie spaczona, ale mnie humor japoński naprawdę
bawi. Dodatkowo humor jest jeszcze bardziej podkreślany poprzez odpowiednie
ułożenie kadrów. A skoro już jesteśmy przy kadrach... Zauważyłam, że autorka
rysując Sekaiichi popadała od skrajności do skrajności. Owszem
połączenie odpowiedniego, romantyczno-dramatycznego nastroju z dobrą komedią to
nie lada wyzwanie, jednak tu rzuca się to w oczy. Są fragmenty zasypane tekstem
i takie, które są prawie pozbawione jakiejkolwiek literki. Mogłabym się nawet
pokusić o stwierdzenie, że zagęszczone kadry są na miarę „ouranowskiego” czy
też „kaiciowego” słowo toku. Chociaż tych tytułów w tej dziedzinie raczej nic
nie przebije, to Sekaiichi jest naprawdę blisko tej granicy. Poza tym skrajności
dotyczą również kreski.
Ogółem: nie jest to
kreska, która sprawia, że tracę głowę. Od tej oceny odbiega tylko kolorowa
część tomiku, na którą niestety składa się tylko obwoluta i kolorowa strona. Z
dużą chęcią posiadłabym powiększoną wersję kolorowej stroniczki. Po prostu jest
cudna (gdzieś tu fruwa koło tekstu;
obrazek z różami). Ale wróćmy do skrajności. Otóż parę stroniczek jest
bogatych w dużą ilość detali, od których można dostać oczopląsu, a kilka tworzy
„nastrojową pustkę”. Jak już powiedziałam, w tym tytule za bardzo mi się to od
siebie odcina. Jakoś nigdy nie zwracałam na takie „popierdółki” uwagi, ale Ktoś
tam w górze chciał abym o tym tu napisała... Na pewno trzeba przyzwyczaić się
do kadrowania Shungiku Nakamury, ponieważ czasami się ono bardzo „rozbiegane”.
Mówiąc jednym zdaniem: pojawił się lekki chosik.
To co jest miłe w Sekaiichi
to fakt, że bohaterowi i fabuła są zgrane. Kiedyś pisałam, że tytuł, który ma
fabułę pisaną dla bohaterów, a nie bohaterów dopasowujących się do fabuły jest warty
uwagi. Jaka jest różnica pomiędzy jednym a drugim? To zależy od odczucia
czytającego. Bez bohatera z charakterem, nie można stworzyć dobrego komiksu, on
jest guru mangowego światka, bez którego fabuła nie miałaby sensu. A w Sekaiichi
obie te rzeczy dobrze współpracują, dlatego tytuł nas wciąga, rozśmiesza i
porusza.
Komedia-yaoi jak w
mordę-kopany (tak zapisałam sobie na karteczce),
którą się dobrze czyta, nawet jeżeli na stronie znajduje się mnóstwo detali czy
zmniejszona wersja ouranowskiego słowotoku. Postaci pokochałam od pierwszego „spotkania”
i manga tylko utwierdziła moje odczucia. Dodatkowo rzecz dzieje się w
wydawnictwie mangowym, co dla mnie jest dużym plusem. Zawsze interesowało mnie
to, jak wygląda praca w japońskim wydawnictwie, a tu dostaję chociaż ułamek
prawdy. Bo jaka jest rzeczywistość? Jak się dowiem to dam znać. :D
Ocena fabuły: 8/10 (rewelacyjna)
Ocena postaci: 8/10
(rewelacyjne)
Ocena „kreski”: 7/10
(bardzo dobra)
OCENA OGÓLNA: 23/30 (77%
- bardzo dobre)
Stroniczki: Z racji
tego, że było dużo zamieszania związanego z akceptem tytułu,okładki i innych
rzeczy, o których pewnie nie mam pojęcia, postanowiłam nie dodawać z tego
tytułu stroniczek, aby nie narobić jakiś kłopotów wydawnictwu. :3 (Mam nadzieję, że "fruwające" obrazki mogą zostać...)
Za
egzemplarz recenzencki podziękowania ślę wydawnictwu Waneko! <3
(PS. Czekam aż ogłosicie JR :P)
(PS. Czekam aż ogłosicie JR :P)
Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę tego tomu, ja patrząc na moje najbliższe wydatki to do końca maja na pewno nie ma szans, żebym nadrobiła polskie wydania, na szczęście znajoma zaoferowała się, że pożyczy mi Sekaiichi, więc przynajmniej sobie przeczytam. <3
OdpowiedzUsuńObecnie moje fundusze wynoszą tyle co odwrotność nieskończoności... Ale kiedy jeszcze co nieco miałam w portfelu postanowiłam, że muszę kupić prenumeratę. Powiem, że to dobre rozwiązanie, ponieważ są tytuły, które muszę mieć na półce i już, a chyba nie zniosłabym myśli, że mogłabym nie mieć bieżących tomików. :P Chociaż teraz będzie ciężko...
UsuńNa prenumeraty to już w ogóle mnie nie stać, więc jedyne co mi pozostało to pogodzić się z myślą, że już nigdy z niczym nie będę na bieżąco. ^^"
OdpowiedzUsuńJa czekam na kolejne tomy i mniej suchych sucharów w tłumaczeniu, które czasem nie do końca wydawały mi się potrzebne XD. I na inne pairingi :D
OdpowiedzUsuńAkurat teraz mam czas kiedy sucharów nigdy za wiele. XD A na inne paringi to swoją drogą. :P
UsuńSuchary są spoko jak dla mnie, ale suche suchary to już zupełnie inna kategoria dla mnie niestety i mieszanie przestarzałych form wypowiedzi ze słownictwem młodzieżowym potrafi człowieka mocno wybić z czytania.
UsuńEeee, wydaje mi się być całkiem dobre. Słyszałam już od kilku osób dobre, zachwalające recenzje. :)
OdpowiedzUsuńJeżeli nie jesteś osobą, która szuka bardzo ambitnych czytadeł to Sekaiichi powinno przypaść ci do gustu. Oczywiście jeżeli lubisz yaoi. :P
UsuńSzczerze, to nie polecam, ale co kto lubi. Czytałam mangę po angielsku i strasznie mnie odrzuciło to 'molestowanie seksualne z miłości' i to jak nie było to przedstawione jako coś złego. Sorry, ja wysiadam.
OdpowiedzUsuń