#309 - Miejsce dla kochanków
Wielką fanka romansów bym się nie nazwała, jednak raz na jakiś czas zdarza się, że sięgam po ten gatunek. Padło zatem na dosyć nowy tytuł na naszym rynku, który niewątpliwie potrafi urzec swoją piękną łososiowo-brzoskwiniową okładką. Proszę Państwa, przed Wami Miejsce dla kochanków spod piórka Chiho Saito. I naprawdę, z zewnątrz manga prezentuje się przepięknie, lecz jak ma się to do jej zawartości?
Maya od dzieciństwa jest zakochana z wzajemnością w swoim kuzynie, Kazuhiko. Jednak przez dzielące ich różnice oraz napięte stosunki między rodzinami zaczyna odczuwać niepokój. Sprawę pogarsza fakt, że jej matka trafia do szpitala. Chcąc podreperować rodzinne fundusze, Maya decyduje się zostać modelką dla fotografa, który zaczepił ją na mieście, lecz Kazuhiko stanowczo się temu sprzeciwia. Na domiar złegoproblemy sercowe idą w parze z zawirowaniami w otoczeniu dwójki zakochanych...
Oto romas z początkowego okresu twórczości Chiho Saitou. Tom zawiera także dwie krótsze opowieści: Pocałunek wiosny oraz Iluzję.*
Konstrukcja historii Miejsca... jest naprawdę solidna. Dzisiaj można by było powiedzieć, że historia tutaj przedstawiona jest
bardzo schematyczna, jednak jest to tytuł z lat 80., czasu kiedy gatunek
nabierał kolejnych "typowych" cech. Autorka z pewną gracją przedstawia nam burzliwy odcinek życia nastolatki, która jest w związku ze swoim kuzynem (co w wówczas nie było postrzegane jako coś zbereźnego). Niepewność uczuć, ciężka sytuacja w rodzinie oraz pojawienie się "tego drugiego/drugiej" sprawiają, że akcja mangi jest bardzo dynamiczna, a to zdecydowanie pozwala, aby czytelnik zaangażował się emocjonalnie i zżył z bohaterami. Ja dałam się ponieść temu nurtowi i muszę przyznać, że Miejsce... trochę mnie zaskoczyło. Przede wszystkim pewną dozą dojrzałości oraz rozwojem charakterów postaci.
Zdecydowanie Miejsce... jest mangą, w której nie da się do końca ocenić fabuły i konstrukcji, bez uwzględnienia w nich bohaterów. To oni napędzają i nadają tempo całości. To oni są podmiotami, na których wpływają tutaj przedstawione losy, mające poruszyć czytelnika. I to ich kreacja sprawia, że czytający może na kilka chwil zapomnieć o swojej codzienności. W pewnym stopniu w dramacie bohaterów pojawia się trochę teatralności, jednak dzięki ciekawym charakterom, które nie są jednoznacznie "miłe" czy "wredne", nie jest ona aż tak odczuwalna. Przynajmniej tak było w moim przypadku, gdzie na koncie mam już zaliczonych kilka shoujo-klasyków. Inaczej mówiąc, Miejsce... opowiada o bohaterce, z którą można się utożsamić oraz ma się wrażenie, że jej historia mogła mieć miejsce w rzeczywistości.
Od tej rzeczywistości, jednak odrobinę odciąga nas kreska, która zdecydowanie zbacza ze ścieżki "realizmu". Duże oczy, rozwiany włos, wydłużone sylwetki, bąbelki, gwiazdeczki, kwiaty - to wszystko w Miejscu... jest obecne. Dodatkowo wszystko jest okolone w delikatne, giętkie linie a także w bardzo dobrze przemyślane panelowanie, które tworzy odpowiedni nastrój. Wcześniej wspomniana przeze mnie teatralność jest więc wyciągana z tej opowieści przez kreskę, lecz nie jest to zbyt nachalne. Ba! Powiedziałabym, że jest to zrobione z dużą subtelnością i pewnego rodzaju czułością. Osobiście, strony, gdzie ramki komponują się w jedną, stronicową ilustrację oraz po prostu całostronicowe ilustracje, bardzo mi się podobają. Bardzo fajnym dodatkiem w tomiku jest krótki rozdzialik, gdzie zaprezentowano kilka "kolorowych" ilustracji. Jednakże szkoda, że nie są one w tym kolorze wydane.
Na zakończenie warto dodać, że w tomiku prócz tytułowego Miejsca dla kochanków zawarto jeszcze dwie krótsze historyjki. Były one urocze, jednak w porównaniu do głównej mangi są trochę bardziej naiwne. Miejsce... jest naprawdę bardzo przyjemnym komiksem z bardzo ciekawą oprawą graficzną. Przedstawieni tutaj bohaterowie, a przede wszystkim ich rozterki, są na tyle realne, że zaangażowanie się w tą historię nie jest trudne. Dla mnie jest to bardzo pozytywne zaskoczenie, ponieważ nie spodziewałam się tak dojrzałej historii. Chociaż muszę wspomnieć, że samo zakończenie mnie troszkę rozczarowało, ale jest to kwestia właśnie tego, że dałam się porwać nurtowi tej opowieści i zapomniałam o tym, że czytam mangę mającą już 34 lata (spoil: no mamy happy end, a w sumie liczyłam, że Maya pójdzie swoją drogą XD). Inaczej mówiąc w pewnym momencie, zaczęłam oceniać ją nie jak klasykę gatunku, ale jako mangę, którą ktoś mógł stworzyć współcześnie. Z tego też względu jestem w stanie stwierdzić, że przedstawiona tutaj historia jest ponadczasowa i cieplutko polecam odwiedzić Miejsce dla kochanków.
*Opis z okładki mangi.
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu JPF.
Zaliczyłabym ją do mang, które fajnie by było kiedyś przeczytać (m.in. bo klasyka i tak dalej), ale póki co jakoś mi z nimi nie po drodze. ^^'' Więc może kiedyś. W każdym razie dobrze wiedzieć, że historia daje radę mimo że ma swoje lata.
OdpowiedzUsuń