Siedmiu książąt i tysiącletni labitynt


Tak. Znów muszę napisać esej na literaturę japońską (a nawet dwa!), ale moje chęci zebrały się i gdzieś wyszły. Dlatego w ramach rozgrzewki może dwa słowa o pewnej serii, która mam wrażenie, że jest nie doceniona? Takie przynajmniej sprawiła dla mnie wrażenie, gdyż nie za wiele o niej w sieci widziałam i słyszałam. No chyba, że moje kanały łączności płyną zupełnie innymi ścieżkami niż większości z Was... W każdym razie przedstawiam wam Siedmiu książąt i tysiącletni labirynt od Haruno Atori i Yu Aikawy.

Yuan Juno oraz siedmiu znanych w królestwie młodzieńców zostają zamknięciu w legendarnych tysiącletnim labiryncie. Nikt z nich nie wie, jak dokładnie trafił w to miejsce, jednak cel tego czynu jest dla nich jasny - muszą spośród siebie wybrać przyszłego cesarza. Niestety wśród grona wybrańców jest ktoś, kto za wszelką cenę chce zdobić koronę dla siebie i nie omieszka się zbrudzić rąk krwią przeciwników. Czy Yuan może komukolwiek zaufać? I dlaczego on został wybrany, skoro jest tylko zwykłym uczniem z prowincji? Czy ma w ogóle szansę wygrać z tak wybitnymi i sławnymi jednostkami? Podczas tego szalonego wyścigu o władzę na światło dzienne wyjdą od dawna skrywane sekrety...


Generalnie nie będę długo ukrywała faktu, że Siedmiu książąt i tysiącletni labirynt było mangą, która mi się spodobała. Dodam nawet, że bardzo dobrze bawiłam się podczas czytania komiksu i niewątpliwie, było kilka momentów, kiedy serducho trochę przyspieszyło, bo akcja zaczęła niespodziewanie się zagęszczać lub zwróciła się w zupełnie innym kierunku niż bym to przypuszczała. Również muszę się przyznać, że zdziwiłam się, kiedy ten, opakowany w śliczną kreskę rodem z porządnego haremu virtual novelki, tytuł okazał się czymś więcej niż tylko głupawą historyjką ku uciesze fankom bishonenów. To wszystko mogłabym numerować, jako mój pierwszy argument ku temu byście po tę mangę sięgnęli. Krótko mówiąc możecie przeżyć miłe zaskoczenie.

Jak już ustaliliśmy, że Siedmiu książąt... ma fabułę, to przejdźmy do tego, czego możecie się po niej spodziewać. Przede wszystkim scenariusz w większości opiera się na wzorze "zbrodnia w pokoju zamkniętym" z tą różnicą, że mamy do czynienia z zamczyskiem a nie tylko pokoikiem, plus mamy tu faktyczną zabawę z labiryntem w postaci zagadek i przechodzenia z pomieszczenia do pomieszczenia. I to jest naprawdę fajne, jeżeli damy się ponieść nurtowi akcji. Gdy na chwilę przystaniemy i zaczniemy się zastanawiać, co i jak to troszeczkę można się pogubić, gdyż od samego początku jesteśmy zarzucani masą informacji. Początkowo dotyczą one głównie świata przedstawionego i bohaterów, ale z czasem zaczynamy wchodzić w dworskie intrygi i problemy polityczne, z jakimi poniektóre postaci stykały się na co dzień, a które nie istnieją tylko po to by zapchać tło. Przez pewien czas obawiałam się, że autorki poszalały i zapędziły się, bo jak mogły upchać coś sensownego w tylko 4 tomikach? A no, jak widać, mogły. Co więcej podeszły na tyle poważnie do tej mangi, że postarały się o miejsce dla akcji poza labiryntem, która dopełnia cały obrazek Siedmiu książąt.... Co tu wiele mówić, ta historia jest kompletna i nie uważam by coś jej brakowało. Może nie wnosi żadnych istotnych nowinek gatunkowych, ale na pewno jest świetną rozrywką i przyjemnym czytadłem w klimacie przygodowo-fantastycznym.

Kilka zdań pasuje napisać o bohaterach, dlatego ten akapit poświęćmy ich osobom. Koncept mangi zakłada, że mamy do czynienia ze wspaniałą ósemką. Tak, tak. ÓSEMKĄ. Niestety ode mnie nie wyciągniecie co takiego się zdarzyło, że mamy w tytule siódemkę, ale wierzcie mi - i na tej płaszczyźnie czeka na nas nie jedno zaskoczenie. ;) Mimo to siedem czy osiem to duża liczba, co może się niektórym źle kojarzyć z mniej ambitnymi haremówkami. Ja tutaj mogę podnieść rękę, gdyż zdecydowanie coś z tyłu mojej głowy mi mówiło, że i takim tytułem będzie Siedmiu książąt.... Przez to, że fabuła jest przemyślana to "haremówkowe" wrażenie się zaciera, robiąc miejsce na faktycznie ciekawą grę charakterów. Lecz niezaprzeczalnie fakty są takie, iż część postaci błyszczy bardziej, a część mniej. Niewątpliwie jest to też manga, która z powodzeniem może dostarczyć materiału dla fanserwisu i tworzyć różne alternatywne romanse z kombinacji tęczowych barw. Inaczej mówiąc - nie odczułam by któryś z bohaterów był irytujący czy uciążliwy, a także nie ma poczucia, że charakterki sobie a fabuła sobie. Wszyscy są mocno związani z gnającą do przodu fabułą i ja to po prostu kupuję.


Trochę się już rozpisałam, dlatego o stronie graficznej dosłownie kilka słówek: ładnie, szczegółowo, rozrysowane tła, trochę płaski światłocień, urozmaicone projekty postaci, cienka i gładka linia. Jest po prostu ładnie, cieszy oko, chociaż jak dla mnie trochę za mało "charakternie".

Tak jak wspomniałam na samym początku, wydaje mi się, że Siedmiu książąt... jest mangą trochę niedocenioną, ponieważ myślę, że wielu osobom ta historia może przypaść do gustu. Ja przeżyłam bardzo miłe zaskoczenie, bowiem nie spodziewałam się, że będzie to manga, gdzie czuć, iż panie autorki faktycznie wlały w ten tytuł wiele miłości. Ciekawa kreacja scenariusza jest doskonale uzupełniona o piękna ilustrację, a postaci nie są sztucznie doklejone do fabuły. Szczerze polecam Wam ten tytuł, gdyż uważam go za naprawdę interesującą historią, do której po latach będzie się przyjemnie wracać. 😉

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Waneko 💖


Komentarze

  1. Właśnie ekspresowo przeszłam od "noo, manga, którą kojarzę z tytułu" do "chcę to przeczytać!" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachęciłaś mnie :D
    Chociaż nadal mam lekką obawę co do ilości wątków w tylko 4 tomach ale skoro piszesz że wyszło to ci zaufam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz