Ach, ci studenci z wymiany... - Mother's Spirit



Tytuł: Mother's Spirit || Autor: Enzo || Wydawca PL: Studio JG || Tłumaczenie: Martyna Zdonek || Ilość stron: 210 || Rok wydania: 2017 (kwiecień) || Cena okładkowa: 22,90zł

Perspektywa powrotu na uczelnię po kilku miesiącach wolnego, naprawdę pomaga w podejmowaniu decyzji. Miałam okazję przekonać się o tym właśnie teraz, czyli w chwili, kiedy przeczytawszy mangę nie miałam zielnego pojęcia, co o niej napisać. Przez kilka dni kusiło mnie by po prostu opublikować same cyfry bez zbędnego wyjaśniania, dlaczego tak a nie inaczej. Nie miałam na tyle tupetu by to zrobić, dlatego recenzja zawisła gdzieś między moimi szarymi komórkami, które nijak śpieszyły się do pracy. Konic końców pojawiła się myśl o powrocie na krakowskie śmiecie i tylko dzięki temu mogę dla Was jako tako przekazać swoje odczucia względem mangi o jakże głupawym tytule Mother's Spirit.

Ryoichiro Tsutsuzuki to 27-letni pracownik dziekanatu Uniwersytetu Kojo. Pewnego dnia spotkał go niezwykły zaszczyt - został wybrany, aby przyjąć pod swój dach bardzo specyficznego studenta, który przybył do Japonii z plemienia Ruta, zamieszkującego odległy, odcięty od cywilizacji wyspiarski kraj. Postawiony przed faktem dokonanym Ryoichiro szybko przekonuje się, że Qaltaqa - bo tak na imię ma jego nowy współlokator - nie tylko nie rozumie po japońsku, ale nawet po angielsku. Nie brak mu jednak zapału i okazuje się bardzo ponętnym...yyy... znaczy się... pojętnym uczniem. Egzotyczny przybysz szybko robi furorę na uczelni, jednak sam Qaltaqa... "lubić najbardziej Ryoichiro" - co wyniknie z tej niezwykłej wymiany kulturowej? Oto ciepła, przezabawna historia, która uczy kochać ludzi całą duszą!*

Dlaczego głupawy tytuł? Zwyczajnie nie jest dla mnie chwytliwy. W zestawieniu z ilustracją sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z powrotem do natury, woo-doo hoo-doo i a la hałaji stylistyką. Okay. Dodajmy do tego jeszcze japońską pomysłowość oraz fakt, że mamy do czynienia z yaoi. Można spodziewać się mieszaniny tak zakręconej i wybuchowej, że strach się bać za nią zabierać. Po ogłoszeniu Mother's Spirit nie chciałam się za ten komiks zabrać. Opis nie przekonał mnie do końca, a napakowany pan z okładki z szamańską maską był kolejną rzeczą która tylko pobudzała moje przerażenie. Koniec końców Wydawnictwo skłoniło mnie do zaznajomienia się z tą historią miłosną. A oni już wiedzą, jak przycisnąć, by powiedzieć "Daj!".
 

I tak właśnie, mimo mojej początkowej niechęci do tej mangi, poznałam tytuł dość przeciętny, aczkolwiek ciekawy. Nie jest rewolucyjny, który już od samego początku rzuca na kolana. Może co najwyżej sprawić, że czytacz zegnie się w pół, bo jest tutaj trochę humoru. Historia była dla mnie przewidywalna, jednak ma w sobie coś, co sprawia, że nie chce się jej odstawić na bok, póki się nie dobrnie do ostatniej strony. Widać, że autorka przemyślała tę opowieść oraz, że ma za sobą już pewien bagaż doświadczenia, mimo skromnej listy tytułów**.

No dobrze, ale co przemawia za tym, że ta historia jest przemyślana, a nie zwyczajną zbitką sztampowych scen z pierdyliona innych BLów (co też w sumie jest prawdą)? Po pierwsze widać bohaterów, którzy nie są zbyt teatralni. Owszem, ich charaktery nie są czymś wybitnie specjalnym - szczególnie w przypadku tutejszego ukesia, który jest momentami wręcz nie do zniesienia - ale widocznie się dopełniają. To stwarza romantiko atmosferę. Jest natomiast jedna postać, która ujęła mnie swoim sposobem bycia już na samym początku - Pan Rektor. Wydaje się być tutejszą swatką, ponieważ to on przydziela Ryoichiro zadania "wychowania" dzikusa. W dodatku jego świadomość posiadanej władzy (tekst "Mam tę moc!" zupełnie mnie rozwalił) oraz charakterystyczny wygląd sprawił, że zobaczyłam w nim generała Pixisa z Ataku Tytanów. Z tą różnicą, że tutejszy miał włosy...


Po drugie akcja po prostu płynie. Więź między Ryoichim a Qualtaqiem zaczyna być coraz głębsza. Pojawiają się momenty delikatne, z romantycznymi gestami. Na scenie staje Ten Trzeci... I byłoby to naprawdę przyjemne czytadło, gdyby nie koniec, który tylko sprawił, że wyostrzyło się wrażenie, iż wszystko prowadzi do jednego punktu, czyli do łóżka i ostrego seksu. Naprawdę było to w tym wypadku zbędne, bo można było urwać po prostu na momencie, kiedy panowie po prostu położyli się na łóżku, a resztę pozostawić dla wyobraźni widza. Tak, jak nie mam zazwyczaj uprzedzeń, tak tym razem zdecydowanie mówię "Nie".

Chyba najlepszą rzeczą w tej mandze jest kreska, której ciężko jest cokolwiek zarzucić. Jest ładna. Projekty postaci są dobre. Stroniczki na pierwszy rzut oka wyglądają porządnie, nie panuje na nich bałagan. Kadrowanie jest zrobione ze smakiem i zdecydowanie można stwierdzić, iż jest połączone z dynamizmem akcji. Zdecydowanie ta estetyka umila czytanie. Jednak brakuje mi tutaj takiego akcentu, pewnego pierwiastka, który sprawiłby, że uwypukliłaby się niezwykłość tego komiksu. Innym minusikiem jest wcześniej wspomniana scena łóżkowa, która wydała mi się trochę przesadzona. Gdyby skrócić tę historię o ten fragment dużo lepiej wspomniałabym ten tytuł.


Mother's Spirit był dla mnie niespodzianką. Sama nie jestem pewna czy moje odczucia są bardziej pozytywne czy negatywne. Spodziewałam się, że ten tytuł jest swoistą bombą nuklearną, jednak okazała się słabo skleconym koktajlem Mołotowa, który w ogólnym rozrachunku zbyt wiele szkód nie wyrządził. Nie doszukałam się w tej historii czegoś, co byłoby warte zapamiętania, jednak były takie chwile - jedna czy dwie - gdzie się trochę bardziej wzruszyłam. Z bohaterami też zbytnio się nie zżyłam. Zdecydowanie jest to manga, dla koneserów gatunku. W dodatku oprawiona w bardzo ładna kreskę.

Ocena fabuły: 5/10 || Ocena postaci: 5/10 || Ocena kreski: 8/10 || OCENA OGÓLNA: 18/30 (60%)

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Studio JG.


* Opis ze strony wydawnictwa.
** link do "profilu" autorki na Baka-Updates.

Komentarze

  1. Zgadzam się, że tytuł głupi. Co do mangi, przeglądałam w empiku i nawet sympatyczna mi się wydawała, ale jaojce kupuję tylko jeśli naprawdę czymś mnie do siebie przekonają, a tu tematyka mnie nie ciągnie i do tego ten Q-jakmutam wybitnie nie pasuje mi wizualnie, więc sobie odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem zdecydowaniem koneserką tego gatunku. Piszesz, że właściwie sama nie wiesz jakie masz odczucia co do mangi, ale szczerze mówiąc mnie przekonałaś o tym, że nie jest to tytuł "nie patrz, nie zerkaj, jest do d." Manga wygląda na taką, która może mieć wiele plusów i minusów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, spodziewałam się wyższej oceny po lekturze recenzji.
    Jestem koneserem gatunku, więc zbieram pinionszki na ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie to akurat jeden z lepszych Bli na polskim rynku, ale pomijając różnicę zdań to strasznie inna ta recenzja od twoich poprzednich. Taka dużo luźniejsza i pełna kolokwializmów. Czy to lepiej, czy to gorzej? To już kwestia tego czy taka forma recenzji bardziej ci odpowiada i czy dzięki temu będziesz w stanie wrócić na bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przepadam za tego typu gatunkiem, toteż nie przeczytam. Blog za to fajny i już obserwuję ^^!

    yollowe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem jest to genialna manga! Jest w niej komedia, romans i sceny z BL.
    Osobiście dałabym wiecej za ocene postaci, fabulę i końcową ocenę, jeśli ktoś lubi takie mangi yaoi to powinna mu się ona spodobać. Polecam gorąco tą mangę!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz