170. ONE-PUNCH MAN ~ One x Yusuke Murata
Tytuł PL: One-Punch Man
Tytuł JP: ワンパンマン [Wanpanman]
Scenariusz: One
Ilustracje: Yusuke Murata
Wydawca JP: Shueisha
Wydawca PL: J.P.Fantastica
Ilość stron: 200
Data wydania JP: 2012
Data wydania PL: 2015 (grudzień)
Poznajcie Saitamę –
superbohatera z zamiłowania, tak silnego, że każdego przeciwnika pokonuje
zaledwie jednym ciosem! Czy można sobie wyobrazić wspanialszego herosa? Czy dysponując
taką mocą można się czuć... wypalonym i zrezygnowanym!?
Przed wami pierwszy tom
arcypopularnej, epickiej historii łysego jak kolano bohatera!
Zdecydowanie
jest mi ciężko jakkolwiek zaplanować przebieg tej recenzji. Na temat One-Punch
Mana mam bardzo dużo myśli na sekundę. Po prostu wcześniej mało
rozpoznawalny tytuł zaskoczył mnie jak nigdy. Pokuszę się nawet o stwierdzenie,
że jest to jedna z większych niespodzianek roku!
Nie
wiem jak wy, ale ja troszkę byłam zdenerwowana faktem, że JPF nie podejmie się
wydawania Fairy Tail. Wielką fanką serii nie jestem, ale lubię oglądać
przygody magów, dlatego też cieszyłam się na wieść, że może jednak FT
zagości na mojej półce. Wyszło, jak wyszło. Ogłoszono, że w miejsce Naruto
będzie wychodził O-PM – seria prawie nikomu nie znana. Przez swoje uczucia nie
byłam pozytywnie do niej nastawiona, szczególnie, że okładka wydała mi się
groźna i obiecywała, że będziemy mogli oglądać japońską wersję Kapitana Ameryki
z bandą Avengersów. Taka przynajmniej była moja wizja... Niezainteresowana
propozycją wydawnictwa szybko zapomniałam o tym tytule. Długo to nie trwało,
ponieważ ogłoszono anime tej serii, a to zdecydowanie pomogło podnieść sprzedaż
mangi. Co tu wiele, mówić. Mój dotychczasowy mur, wybudowany przed tą serią
rozwalił się w drobny mak, a do tego wystarczył tylko jeden odcinek animacji o
łysym bohaterze z zamiłowania.
Po
raz kolejny przejechałam się na znanym każdemu przysłowiu – „nie oceniaj książki
po okładce”. One-Punch Man przez niecałe 25 minut, przekonał mnie do siebie,
na tyle, że teraz jestem całkowicie pewna tego, iż musze ten tytuł włączyć do
swojej mangowej kolekcji. Ale to ma być recenzja mangi, dlatego od teraz to do
niej będę się odnosiła. W zupełności nie przeszkadzało mi to, że czytam o czymś,
co oglądałam dosłownie kilka tygodniu wcześniej. Bawiłam się przy tym równie
dobrze, jeżeli nawet nie lepiej. Osoby, które znają mnie bliżej pewnie
domyślają się dlaczego tak jest – Pan Tłumacz miał szerokie pole do popisu. Jakoś
tak zakodowało się w mojej głowie, że
gdy myślę „suchar” jako synonim dla pojęcia żartu wyskakuje mi „Paweł Dybała”...
(Źle ze mną, oj źle...). Już po pierwszym rozdziale musiałam odłożyć tomik na
bok, by pozbierać się i nie ryknąć śmiechem na wszystkie 11 pięter.
No
dobrze, ale o co cała afera? Otóż One-Punch Man jest z zupełnie innej
gałęzi „sioonenów”. Inaczej mówiąc, jest kompletnym „wyśmianiem” i parodią
utartych schematów, przewijających się wśród mang dla chłopców. Jak już zostało
wspomniane w opisie Saitama jest bohaterem z zamiłowania. Za jego działaniami
nie kryją się żadne wyniosłe czyny. Obecnie jego jedynym celem jest stoczenie porządnej
walki z przeciwnikiem, którego nie pokona jednym ciosem. Tu pojawia się też
kolejny złamany stereotyp – bohater od początku historii jest mocarzem, którego
poziom nie może się już zwiększyć. Co prawda zanim taki się stał, a było to
trzy lata wcześniej, był zwykłym człowiekiem. Przez swój „ciężki” trening stał
się niepokonanym herosem z bezwłosą głową...
Fabularnie
manga może nie powala, bo w pierwszym tomie, każda walka jest taka sama.
Przybywa Saitama i „uspokaja” całą sytuację w mniej niż sekundę. Złoczyńcy są
tylko różni w szczegółach, ponieważ każdy jak jeden mąż powtarza jak mantrę, że
zniszczy ludzkość oraz że jest niepokonany. Normalnie uznałabym, że to nie jest
nic szczególnego, jednak celem tego ciągłego walczenia Saitamy jest poznanie
sytuacji w jakiej się znalazł. Przez to zbliżamy się do Łysola, a całość staje
się naprawdę wciągająca i nie jest łatwo pogodzić się z tym, że nie ma jeszcze
drugiego tomiku.
W
drugiej części komiksu pojawia się Genos, który powstał chyba tylko po to aby
móc jeszcze bardziej parodiować „bohatera z powołaniem” oraz przyciągnąć do
lektury żeńską część mangowego społeczeństwa. Historia Genosa jest jedną z
bardziej płaczliwych, a przez ciężkie przejścia postanowił stać się cyborgiem.
Oczywiście wygląda jak każdy szanujący się bish – a to tylko przyciąga
czytelniczki.
Ogółem
bohaterowie są na szóstkę z plusem, ponieważ każdy z nich jest na swój sposób
wyjątkowy. Po prostu nie da się ich nie lubić. „Złej” części obsady też nie
sposób nie zapamiętać, bo przez „żarciki” ukryte np. w ich imionach/nazwach,
albo w wypowiedzi nawiązującej adekwatnie do tego co się dzieje. Tak jak wspomniałam
pierwszy tomik nie powala żadną zagmatwaną fabułą, jednak daje nam możliwość
poznania bohaterów. Coś więcej dzieje się na ostatnich stroniczkach pierwszej
części komiksu, dlatego w drugiej możemy spodziewać się, iż zostanie
wprowadzone lekkie zagmatwanie.
Co
zaś tyczy się kreski, to uważam, że jest ona bardzo przyjemna. Pasuje ogółem do
klimatu i zdecydowanie jest lepsza niż pierwowzór – komiks sieciowy. Nie oglądałam
całości, aczkolwiek widziałam kilka kadrów tego, co sam stworzył One... Pozwolę
sobie pozostawić to bez dłuższych komentarzy.
Chciałabym
też powiedzieć kilka słów o polskim wydaniu, które jest dosłownie boskie. Po
pierwsze mamy powiększony format. Do drugie każda krzaczasta onomatopeja jest
wyczyszczona a w jej miejsce jest wstawiony polski odpowiednik. Robi to duże
wrażenie. Ukłon w stronę grafików. W wydaniu podoba mi się jeszcze okładka spod
obwoluty, która jest w czarno-białych kolorach z dodatkiem żółci. Sama obwoluta
skrywa pewną „tajemnicę” – można z niej sobie zrobić obrazek w trój wymiarze (Wybaczcie brak zdjęcia, ale jest już
ciemno, a mój aparat nie toleruje takich warunków. Przy recenzji drugie tomu –
a takowa się pojawi! – wrzucę obie obwoluty). Nie myślcie tylko, że ja
jestem aż taka mądra – sztuczkę pokazał mi sam tłumacz na spotkaniu o One-Punch
Manie (Było baaardzo „sucho” :D).
O
przygodach Saitamy mogłabym gadać, gadać, gadać i dodajcie sobie jeszcze kilka
razy „gadać” do tego łańcuszka. Podsumowując. Uważam, że O-PM jest tytułem
godnym uwagi. Jest to interesująca manga, z dobrymi postaciami, które zostały podrasowane
przez Yusukę Muratę. Tłumaczenie jest genialne, ponieważ „weź człowieku i to
wszystko wymyśl...” Naprawdę do Pawła Dybały mam bardzo duży szacunek za to, co
robi, ponieważ robi to dobrze i zawsze jest się z czego pośmiać. Wydanie
polskie też jest na wysokim poziomie. Ogółem tytuł już od pierwszego tomu staje
się epicki. Pozostaje mi tylko jedno. POLECAM!!
Ocena fabuły: 9/10 (wybitna)
Ocena postaci: 10/10 (arcydzieło)
Ocena „kreski”: 9/10 (wybitna)
OCENA OGÓLNA: 28/30 (93%
- najlepsze z najlepszych)
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu JPF!
Trochę
ogłoszeń parafialnych
Po
pierwsze: Zapowiedzi: styczeń pojawią się prawdopodobnie w niedzielę.
Po
drugie: Jak wspomniałam ostatnio zbliża mi się sesja, więc w tym miesiącu nie
obiecuję za częstych i regularnych postów (no
chyba, że mi się uczyć nie będzie chciało).
Po
trzecie: Stosik: grudzień pojawi się, ale w bliżej nieokreślonym czasie.
Po
czwarte: Szykują się nowe zdjęcia do zakładki półeczka – w końcu pół roku
minęło od ostatniego razu. Gdzieś w starych bibelotach miałam liczydło...
~A.
Świetny pomysł, że dałaś starą wersję i nową kreski. Straszny postęp, ta w mandze jest świetna!
OdpowiedzUsuńSuper recenzja, również jestem bardzo zadowolona z O-PM. ^^
Dziękuję!
UsuńHehe a gdyby tak One byl jedynym autorem xD
Ja o OPM dowiedziałem się już przed zapowiedzią JPFu, bo kilku ludzi na pewnym konwencie chwaliło i składało peany na cześć komiksu. Zainteresowałem się tym, a kilka miesięcy później "JPF wyda One Punch Mana!". Urzekła mnie ta historia i również z niecierpliwością czekam na kolejne tomy!
OdpowiedzUsuńJa już nie mogę się doczekać tomów, które będą wychodziły poza to co zostało pokazane w anime! :3
UsuńAle OPM był już popularny od momentu, gdy MadHouse ogłosił, że zrobi anime. Przed tym faktycznie mało kto znał mangę, ale później zaczęły się nawet błagania o ten tytuł polskie wydawnictwa. No ale wydano to u nas i dobrze, dobrych shounenów i komedii nigdy dość, szczególnie jeśli są parodiami :P
OdpowiedzUsuńWeź, One się starał. Tylko Paint go nie lubił...
Jak tak czytam o tej mandze to coraz bardziej ubolewam, że nie mam kury znoszącej złote jaja albo drzewka, na której rosną sobie banknoty. No ale taki shounen cóż, dla mnie to pozycja obowiązkowa :D
Jak wyhodujesz drzewko czy kurkę to jak będą jakieś młode/pędy to podziel się. xDD
UsuńWłaśnie mi przypomniałaś, że mam dodać okładki tych mang (i uporządkować) do Polecanych. :P
Co to za sztuczka z trójwymiarową okładką O.O?
OdpowiedzUsuńTylne skrzydełko od obwoluty, nakładasz na tą część mangi, gdzie "ma być grzbiet, ale się otwiera" (XDDD). Ustawiasz tak, aby kąt był najbardziej wysunięty do cb i, tatau, jest trójwymiar :D
UsuńPrzy kolejnej recenzji (albo przy stosiku) to dodam. :33
Powodzenia w sesji <3
OdpowiedzUsuń(NIE)Dziękuję!! :3
UsuńOPM jest cudowny i gdyby nie to, że ja w mangi to nie, to na pewno bym kupowała xD jestem po obejrzeniu anime i cóż można powiedzieć - cudowne to było, no i ten związek Saitamy i Ge(j)nosa XD Genos w różowym fartuszku - A+++++
OdpowiedzUsuńPierwsza seria twojej figs firmy --> bishe w fartuszkach --> 20/10 XDD
Usuńtak będzie, potwierdzone info XD
UsuńMam wrażenie, że tylko ja jestem poza uwielbieniem OPM :/
OdpowiedzUsuńNo chyba muszę jednak się skusić, skoro to taka dobra parodia ;)
Z całego serca polecam! <3
UsuńCo prawda z początku uważałam, że zadowolę się samym anime (a najlepiej jakby jeszcze powstał kolejny sezon), ale chyba jednak skuszę się na mangę, zwłaszcza że mój brat też jest nią zainteresowany, a to zdarza się naprawdę rzadko. A porównanie oryginalnej kreski do tej obecnej... aż brak słów. xD Jestem jeszcze ciekawa, jak wyglądał Genos. :P
OdpowiedzUsuńBędę diabłem. Będę kusić! ]:D
UsuńChciałam go dodać, ale jakoś nie rzucił mi się w oczy. XD A też chciałam mieć scenki, które są i w wykonaniu One i Muraty. :D