30. KOBATO ~ CLAMP – TOMIK PIERWSZY
Tytuł: Kobato
Tytuł alternatywny: こばと [Kobato]
Autor: CLAMP
Wydawca oryginalny: Kadokawa Shoten
Wydawca polski: J.P.F.
Ilość stron: 162
Data wydania: październik 2013
Nie ma na świecie człowieka, który nie miałby jakiegokolwiek problemu. Zawsze się coś przyczepi i będzie dręczyć dopóki, dopóty nie zostanie „zdiagnozowane” jego źródło. Czasem rozwiązanie znajduje się na wyciągnięcie ręki, jednak czasami jest ono zbyt daleko, gdzie droga do niego nie jest wcale usłana płatkami róż. Jednak na tym świecie są również istotki, które nie mają poważniejszych problemów, jak na przykład zwierzęta, małe dzieci czy też (na pierwszy rzut oka) Kobato.
Test, „butelka” i marzenie.
Już
od pierwszej strony zostajemy wrzuceni w akcję mangi. W kilku jasnych zdaniach
zostaje nakreślona sytuacja Kobato oraz jej pluszowego, niebieskiego
przyjaciela Pana Iryogiego. Znajdują się oni na placu zabaw, a dokładnie w
rurze, aby – jak to ujęła dziewczyna – ich narada była bardziej „klimatyczna”.
Z tej wymiany zdań dowiadujemy się, że Kobato ma pewien cel, ale by ziścić
swoje pragnienie musi uleczyć zranione ludzkie serca. Miernikiem wyznaczającym
ilość serc jest „butelka”, jednak by ją zdobyć Kobato musi poddać się pewnemu
testowi, który udowodni że jest w stanie przebywać i żyć wśród ludzi. Egzaminatorem
jest oczywiście Pan Iryogi. Pomimo wyglądu mięciutkiego pluszowego,
niebieskiego psa, tak naprawdę jest bezwzględnym, surowym i wymagającym
„nauczycielem”. Każdy współczułby Kobato, jakby miał „mentora” ziejącego
ogniem. Dosłownie.
„Każdy
człowiek jest inny, a więc i każde serce, które będziesz musiała uleczyć,
będzie inne od pozostałych dopóki tego nie zrozumiesz, nie zdołasz wykonać
powierzonego ci zadania.”
Wszystko
było by dobrze, gdyby nie fakt, że biedna Kobato jest odrobinkę niezdarna, naiwna
i – jak to określił Pan Iryogi – brakuje jej zdrowego rozsądku. Gdy dostaje
polecenie, że ma zachowywać się jak normalny człowiek w godzinach porannych, ta
idzie do kosza na śmieci wyciąga gazetę i kładzie się na ławce. Tak, to cała
Kobato. Choć czasem wykazuje się niezwykłymi pomysłami albo udaje jej się
wybrnąć z sytuacji poprzez własne talenty.
„Śpiewanie
podczas pikniku... Nawet się zgadza... Nieźle Kobato! A biorąc pod uwagę jak
pięknie kwitną wiśnie dostajesz dziewięćdziesiąt pięć punktów.”
Podczas
swojego egzaminu, Kobato poznaje wiele osób, które w jakiś sposób pomagają
dziewczynie z jego zdawaniem. Dodatkowo, jednym z zadań jest znajomość odpowiednich
obchodów różnych świąt japońskich lub po prostu charakterystyczne spędzanie
danej pory roku – na przykład jednego z upalnych dni lata, czy deszczowej
wiosny/jesieni. Jednak test jest tylko formalnością. Zabawa dopiero się zacznie
kiedy Kobato otrzyma „butelkę”.
„Wreszcie
znalazłam kogoś komu mogę pomóc! Muszę dać z siebie wszystko! Jeśli się uda...
I napełnię tą butelkę... Będę mogła się TAM udać...”
Do
napisania recenzji Kobato zabierałam
się już kilka razy, lecz zazwyczaj miałam pustkę w głowie i „jechałam” dalej z
programem, chwytając za kolejną mangę. W końcu udało mi się napisać tych kilka
słów na temat dzieła od grupy CLAMP. Jest to moja pierwsza manga ich autorstwa
i myślę, że jak na początek to wywarła ona na mnie niesamowite wrażenie.
Z
początku może nastawiałam się negatywnie, ponieważ zostałam rzucona w dość dynamiczną
akcję. Nie mogłam się odnaleźć na scenie z placem zabaw, ponieważ miałam za
wiele pytań typu: Dlaczego tu są? Czym jest ten pies? Czy to jest pies? O czym
ona mówi? O czym ono mówi? O czym ONI mówią?. Krócej mówiąc, w mojej głowie był
jeden wielki chaos. Wraz z czytaniem, historia zaczęła mnie wciągać, a moje negatywne
nastawienie zaczęło jakby wyparowywać. „Głupota” Kobato jest ukazana w zabawny
sposób, więc nie da się tej postaci znienawidzić czy nawet nie lubić. W wielu
seriach spotykamy się z mało mądrymi dziewuszkami, które nie umieją sobie poradzić
nawet z zawiązaniem buta, ale Kobato jest inna. Potrafi coś wymyślić, chociaż może
się okazać poniżej wszelkich oczekiwań Pana Iryogiego, ale uda jej się zrobić to
coś dobrze. Druga stroną wizerunku „niezdarności” dziewczyny jest sam Pan
Iryogi. Trochę jego w tym „winy”, że uznajemy Kobato za głupiutką istotkę,
jednak tak jak mówię – nie da się jej nie pokochać.
W
tomiku pierwszym również da się zobaczyć napoczęte przyszłe problemy i dylematy
bohaterów. Kto czytał dokładnie wie o czym mówię, a kto nie to niech czytając
zwraca uwagę na głębszy sens niektórych stwierdzeń. :3 Ogółem w „jedynce”
podobał mi się motyw z japońskimi uroczystościami oraz (pozwolę sobie tak to
nazwać) ze zwyczajnym spędzaniem dnia. Jako wielbicielka Kraju Kwitnącej Wiśni
był to dobry „przewodnik” po tradycyjnych obchodach świąt i sposobie ich
spędzania. Może powierzchownie, ale zawsze coś. Wracając do „przyszłych
problemów”, to ta część wprowadza pewnego rodzaju niepokój, a przede wszystkim
ciekawość. Jednak, zbyt długo Kobato zdaje ten test, co może co niektórych
znurzyć i zachęcić by odłożyć „na chwilkę” tomik.
O pierwszo
planowych postaciach wyraziłam się już wcześniej, więc tu tylko napomknę o
tych, które mi się spodobały i na pewno będą miały swoje pięć minut kolejnych częściach. Pierwszą z nich jest
Sayaka Okiura, opiekunka w przedszkolu Yomogi, którą poznajemy w rozdziale
poświęconym walentynkom, jednak dopiero później (bo aż w ostatnim rozdziale) ponownie
się z nią spotykamy i dowiadujemy kim jest dokładnie. W podobnej sytuacji jest
z Kiyokazu Fujimoto – również powiązany z przedszkolem Yomogi, jednak jego
czytelnik poznaje odrobinę wcześniej; oraz Chitose Mihara – włąścicielka mieszkania
do którego wprowadza się Kobato. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że zauroczyli
mnie od pierwszego spojrzenia. Ale co z nimi będzie? Zobaczymy...
Jak
zawsze ostatni akapit jest o „kresce”. Choć nie czytałam przed Kobato żadnej mangi od grupy CLAMP, tak
wiele razy trafiałam na ich ilustracje. Za każdym razem zapierały mi dech w piersiach.
Ich rysunki odpowiadają mi pod wieloma względami, między innymi: dokładność
przy kosmykach, charakterystyczne oczy oraz postawa postaci, kolorystyka, szczegółowość
ubrań, falbanek itp. i oczywiście kwiaty. Co tu więcej pisać? Jeżeli nie
czytaliście lub nie widzieliście (co w większości raczej jest nieprawdą) jakichkolwiek
dzieł CLAMP’a to wystukajcie w wyszukiwarkę i popodziwiajcie. Chyba, że wolicie
„mieć w rękach” tomik mangi, a wahacie się nad kupnem Kobato, to powiem tyle... Te pieniądze będą dobrze wydane. :)
Ocena fabuły: 7/10
Ocena postaci: 8/10
Ocena „kreski”: 10/10
OCENA OGÓLNA:
8/10
Ocena dla portalu sztukater: 5/6
Stroniczki:
Bo we
wszechświecie nie ma takiej łamagi jak ja... Nie jest to zbyt miłe kiedy to na
początku ferii skręcasz sobie nogę. Oj nie, nie. Ale cóż, los tak chciał, to
tak było. Nic nie dam rady zrobić. Musze swoje wyleżeć i tyle. Szkoda tylko, że
wszystkie plany spaliły na panewce... A może jednak nie wszystkie. :D
Postanowiłam również utworzyć strone na FB. Było by miło jakby ktoś kto czyta dał łapkę w górę. :3 --> LINK
Postanowiłam również utworzyć strone na FB. Było by miło jakby ktoś kto czyta dał łapkę w górę. :3 --> LINK
Chciałam kupić Kobato, ale mam za dużo tytułów i nie wyrabiam się z kupnem... D:
OdpowiedzUsuńpodoba mi się kreska XDD
OdpowiedzUsuńMimo że czytałam Kobato na bieżąco w skanlacjach gdy wychodziła w Japonii, z ogromną radością kupuję polskie wydanie. Po pierwsze - jest ładne i fajnie tłumaczone, no ale rep to klasa sama w sobie. Po drugie, uwielbiam fizyczne kopie. Po trzecie, może to otworzy szansę mangom Clampa na naszym rynku i w końcu doczekamy się po tych kilkunastu latach Card Captor Sakury ;) I want to believe.
OdpowiedzUsuńOstatnim powodem jest to, że szczególnie uwielbiam tę mangę. Z Clampem miałam różne przygody, takie Angelic Layer uznaję za durne i słabsze od ekranizacji, a Chobits mnie brzydzi. Ale Kobato, mimo, że jest niezdarną kretynką, naprawdę polubiłam i z radością śledziłam przygody jej i jej otoczenia. Straszna szkoda, że manga miała kłopoty i kiepsko się skończyła, pod tym względem anime okazało się dużo spójniejsze, znów, ech.
Teraz czekam na następne tomiki i zastanawiam się nad kupnem artbooka :3
Tak. Również zdecydowałam, że dozbieram Kobato do końca. :3 A z artbookiem jest trochę rożnie, bo chciałabym, ale: 1. Miejsce na półce; 2. Kasa.
UsuńAnime nie oglądałam, chociaż bardzo mnie kusiło, aby sprawdzić o czym to dokładnie będzie. XP
To moja pierwsza manga, więc bardzo mi się spodobała. Moim zdaniem kreska jest ładniejsza od anime.
OdpowiedzUsuńPs Świetny blog XD
Swoja pierwsza manga... Oj tak, fala wspomnień. Ja ogółem sądzę, że jeżeli anime jest na podstawie mangi to zazwyczaj kreska w mandze jest lepsza. :P
UsuńI dziękuję. ^u^
Kobato. <3 Jak zawsze powtarzam, że generalnie nie lubię typu niezdarnych bohaterek tak Kobato absolutnie kupiła mnie swoją słodkością. ^^ Doprawdy, to typ postaci, której nie da się nie lubić. Co do pierwszego tomu, to fakt faktem jest to tylko wstęp, pojedyncze rozdziały są osobnymi historiami, więc ktoś może się zniechęcić do tego tytułu niemniej jednak później robi się już bardziej spójnie i ciekawie. Polskie wydanie prezentuje się po prostu przepięknie, strasznie podoba mi się obwoluta i oczywiście tłumaczenie. <3
OdpowiedzUsuńKupiłam tą mangę mojej ukesi na gwiazdkę. Sama nie czytałam, ale... Pewnie się wezmę.
OdpowiedzUsuńJa przegladalam te mange w empiku i chyba wolalabym mange z taka kreska na odrobine wiekszym formacie... poki co sie wstrzymalam z zakupem, moze w odleglej przyszlosci zakupie i poczytam :)
OdpowiedzUsuńHm, hm, hm. Ciekawa sprawa. Trochę tajemniczo, ale i tak ci ją zabiorę.
OdpowiedzUsuń...zwłaszcza, że nie będziesz mnie gonić jeśli ci ją ukradnę xD (przepraszam <3)
Śliczna recka, skarbie, jak zawsze :D
Nigdy jej nie znajdziesz! Buahahahahhahahahah Mam swojego wiernego busa Nissana. :PP
UsuńSkarbie, przecież wiesz, że twój 'wierny' brat zdradzi mi położenie twojej mangi <3
UsuńT>T Daj mi przynajmniej nadzieję! T>T
UsuńPrzeczytam może kiedyś, ale kupować raczej nie zamierzam ;( Mój portfel i tak ciężko znosi już wszystkie inne rozpoczęte przeze mnie serie XD Ciekawa recenzja! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAkane