212. KONBINI-KUN ~ Junko




Tytuł PL: Konbini-kun
Tytuł JP: コンビニくん: Conveni-kun [Konbini-kun]
Autor: Junko
Wydawca JP: Tokuma Shoten
Wydawca PL: Kotori
Ilość stron: 194
Rok wydania JP: 2010
Rok wydania PL: 2015 (grudzień)

Kiedy wypisywałam powyższe dane przeżyłam lekki szok. Nie spodziewałam się, że Konbini-kun jest już prawie rok na sklepowych półkach! Przy tytułach kilku tomikowych nie odczuwa się tego tak bardzo. Dlatego pod natłokiem wszystkiego postanowiłam, że tę mangę zostawię sobie na deser całej yaoicowej wieży. Jak widać nie udało się to, ponieważ zwyczajnie nie mogłam już dłużej czekać, by ponownie zabrać się za lekturę, tym razem, oficjalnej wersji mangi.
Tak, z Konbini-kun miałam już wcześniej do czynienia. Był to jeden z niewielu tytułów, które w owym czasie czytałam jako skanlacje. Podkusiło mnie głównie to, że była to manga krótka, zakończona i nie trzeba było czekać wieczności na jej kolejny rozdział (druga rzecz jakiej nie lubię przy czytaniu skanlacji...) W taki sposób stałam się jedną z fanek mang Junko i, o ile pamięć mnie nie myli, to "sklepowy chłopaczek" był pierwszym tytułem od tej autorki.

Nakaba ma szesnaście lat. Mimo to nie chodzi do szkoły. Przez prawie rok nie wychodził z domu, jednak postanowił się zmienić i pójść do pracy. Tam natrafia na Yamaia - chłopaka "sprawiającego wrażenie jednego z tych, któremu przez całą szkołę nikt nie ośmielił się podskoczyć". Jak się po pewnym czasie okazuje Nakaba odnajduje w Yamaiu dobrego kolegę. Nawet nie wie kiedy zaczął do niego czuć coś odrobinę więcej, lecz przez przykre doświadczenia z przeszłości za wszelką cenę stara się stłumić swoje uczucia.

Gdybym powiedziała, że Konbini-kun mnie nie urzekł, stałabym się paskudnym kłamcą. Co najlepsze zrobił to aż dwa razy! Mój kompletny bark odporności na urocze historie staje się co raz bardziej uciążliwy, ponieważ za dużo lubię i zaczynam gubić w tym wszystkim. Jednak nie uważam, bym o tytułach Junko mogła zapomnieć, mimo tego, że są zbudowane na dość często spotykanych schematach i nie wnoszą po prawdzie niczego rewolucyjnego w gatunek. Konbini-kun jest tytułem, który dobrze się czytało, a chyba to jest najważniejsze. Oczywiście pojawiło się kilka zgrzytów, które zaczęły mnie troszkę irytować, ale owa irytacja wynikała z tego, że zwyczajnie wczułam się w cały dramat.

Nakaba jest typowym życiowym nieogarem, z którego można czytać jak z otwartej księgi. W dodatku zostaje przedmiotem podłej intrygi, przez co zostaje skrzywdzony. Kiedy o nim myślę, to widzę, wystraszonego szczeniaczka chihuahua, który trzęsie się ledwo stojąc na nóżkach. Co najlepsze to w stosunku właśnie do tego bohatera mam zupełnie sprzeczne ze sobą uczucia. Z jednej strony mam ochotę podejść i go przytulić, a z drugiej opieprzyć i powiedzieć, by się wziął w garść. Dlatego zsumujmy te dwa odmienne odczucia i uznajmy, że go trochę lubię.
Co zaś tyczy się Yamaia to oczywiście bardziej go polubiłam. Początkowo przedstawiony został jako typ spod ciemnej gwiazdy, ale po jakimś czasie okazało się, że ma wielkie serce i potrafi być bardzo dobrym kolegą. Poza tym spodobało mi się to, że wykazał się jakąś spostrzegawczością i inteligencją, bo gdyby tego nie było to chyba cały czar by prysł.
Krótko mówiąc postacie wykreowane przez Junko są bardzo realistyczne i to jest chyba cała magia tego tytułu. Być może fabuły nie ma zbyt skomplikowanej, ale nie jest ona też odrealniona. A wszystko to dzięki charakterom.

A teraz coś, co Aypa lubi najbardziej czyli kreska. Jestem z tych co bardzo, bardzo, bardzo lubią patrzeć na rysunki Junko. Uważam, że autorka ma w swoim warsztacie wszystko, co potrzebne do ukazania swoich pomysłów. Jest jeden element, który z początku mnie trochę śmieszył, ponieważ wydawał mi się dość dziwny, ale po jakimś czasie pokochałam go. Mianowicie są to brwi oraz oczy postaci. Ogółem kreska Junko jest mocno szkicowa, ale właśnie sposób rysowania brwi i oczu jest najbardziej "rozczochranym" elementem, który od razu mówi z kim mamy do czynienia.

Konbini-kun być może nie jest zawiłą historią. Jest to urocza historia, która potrafi oczarować oraz można się w nią wczuć. Owszem były momenty, kiedy lekko się złościłam na Nakabę, mimo wszystko lubię tę mangę. Można powiedzieć, że na mnie podziałała już podczas pierwszego spotkania i jestem niesamowicie przywiązana do tego tytułu, ponieważ to dzięki niemu poznałam twórczość Junko. Przez swój specyficzny sposób rysowania sądzę, że jest to jedna z bardziej rozpoznawalnych mangaczek w gatunku BL. Co więcej, da się też tę specyfikę wyczuć w opowiadanych historiach. Ogólnie BLe mają coś z shoujo, jednak w mangach Junko jakoś mocnej to wyczuwam (pomijając oczywiście "Wielkie Ostateczne Zejście się Bohaterów"!). I było tak zanim dowiedziałam się, że autorka ma na swoim koncie para-shoujo. Także chyba coś jest na rzeczy, nieprawdaż? Jednego jestem pewna - nie raz i nie dwa będę wracać do Konbini-kun. Sentymentalizm? Może, jednak ta historyjka ma w sobie coś, co przyciąga i chce się ją po prostu kolejny raz przeczytać.

Ocena fabuły: 7/10
Ocena postaci: 8/10
Ocena kreski: 10/10
OCENA OGÓLNA: 25/30 (83%)

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Kotori! <3 

 

Komentarze

  1. Konbini-kun to mój zdecydowany faworyt od Junko! Uwielbiam tę mangę, czytałam ją już klika razy i wciąż mi mało, więc co jakiś czas odświeżam sobie nową historię. <3
    Swoją drogą, sporo osób nie ogarnęła, że usunęłam i założyłam nowy twitter, więc gdybyś chciała to podsyłam link - https://twitter.com/bakatab O Japonii wprawdzie za dużo nie piszę, ale wstawiam zdjęcia zakupów i słodkich bułek. hah xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny wygląd strony!
    Mangi Junko są spoko, ale jakoś szału nie ma. Jak będzie okazja to może kupię, ale na razie się nie zanosi. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję :D
      Ja ją lubię i mam nadzieję, na "Kimi Note" <3

      Usuń
  3. W końcu jak czytam na pomniejszonym okienku to żaden obrazek nie wchodzi mi na tekst *^*

    Ciesze się, że mangi Junko są wydawane w Polsce, za duzo fajnych mang BL do wydania przepadło, bo "licencja za droga", żeby do tego jeszcze mang Junko nie bylo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mim - moja czarodziejka od HTMLa i CSSa - w końcu miała troszkę czasu by mi pomóc <3

      Ja też się cieszę. :3 Jeszcze jak pojawi się "Kimi Note" to będę wniebowzięta <3

      Usuń
  4. Na początku myślałam, że to bakuman. Bardzo ładnie napisana recenzja .
    Pozdrawiam,
    www.japonskiwachlarz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja w tym mango najbardziej się zakochałam w kocie <3 kocio kocio <333333
    Story urocze, kreska urocza no i jest kot, także jest fajno XD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz